czwartek, 27 grudnia 2012

LEKCJA 9: MOJA PRZYSZŁA PRACA- NAUCZYCIEL- TAJNIKI ZAWODU.


-Oglądałaś mecz bo lubisz, czy ze względu na mnie?-tak,tez miło cię widzieć.
-Po prostu nie było nic ciekawego w telewizji.-musiałam się jakoś wymigać, nie powiem przecież że jestem głupia jak but. Wyłącznie w kwestii siatkówki, of course.
-Rozumiemmm... Pięknie dziś wyglądasz.
-Dziękuję. –zlustrowałam Nowakowskiego od góry do dołu- ty też niczego sobie. Będziesz do mnie idealnie pasował! Roześmiał się na moje słowa. Kto by pomyslał, że polonistka Jagoda jest taka  zabawna...
-Co dzisiaj robiłaś?           
-Yyy...byłam u Diany.
-Jak  z nią?
-Przekopałam internet i znalazłam dziesiątki sposobów na wygraną z kacem, ale ostatecznie najskuteczniejsza okazała się wiadomość że jesteśmy parą.
-Ciekawe...Na chłopaków to nie podziałało...
-Było z nimi aż tak źle?
-Nie. Po prostu powiedzieli mi, że to było kwestią czasu.- zawadiacki uśmiech wkradł się na oblicze Piotra.
-Może powinni zmienić fach. Wróżbita Olieg. Czyż nie brzmi idealnie?
-Owszem, ale wolałbym żeby zostali przy siatkówce. W końcu sam meczu nie wygram.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wszystko mogło zdradzić moją szczątkową wiedzę.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc. –a to bestia. Będzie mnie tu teraz pouczał. I nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
-Nie ucz ojca robić dzieci, ok.?
-Słucham?- popatrzył na mnie dziwnie.
-Taki mądry, a podstawowego związku frazeologicznego nie znasz.
-Dlatego ty mnie nauczyszJ
Dobra, teraz albo nigdy.
-A ty douczysz mnie w kwestii twojego zawodu,ok.?
-Czyżby siatkówka miała przed tobą jakies tajemnice?
-Owszem. Ale może skończmy już tematy zawodowe,co?
-Z przyjemnością. Chociaż chciałem cię dzisiaj zabrać na kręgle. Tam  też są piłki, tylko trochę większe i cięższe. Wytrzymasz? -oho! Ktoś nie wierzy w moją doskonałość!
-No pewnie. Niby czego miałabym nie wytrzymać?
-No nic,nic. Tak tylko pytam...
-Więc chodźmy już.- złapałam go za ręke i ruszyliśmy w kierunku kręgielni. Gdyby nie ja, stalibyśmy tam jeszcze pół godziny. Kolejny raz Jagódka łapie za stery!
5 minut później byliśmy już na kręgielni. (Chociaż może powinnam powiedzieć W kręgielni? Mniejsza z tym. Jestem na randce nie w robocie.) Zmieniliśmy buty i poszliśmy grać. Mówiłam już, że jestem mistrzynią w grze w kręgle? Przynajmniej na studiach byłam... Możecie sobie wyobrazić minę Pita, gdy mu powiedziałam, że kiedyś wygrałam zawody międzyuczelniane. Był bardzo baardzo zdziwiony. Są jeszcze na tym świecie sporty, na których Jagódka się zna!!! Zaczęliśmy grać. Za każdym razem zbijałam wszystkie kręgle. Tylko raz został mi jeden. Niefart. Najwyraźniej Piotrek z zazdrości, że mi idzie a jemu nie (jego najlepszy wynik to połowa zbitych kręgli) siłą woli pokierował kulą i nie trafiłam. Zazdrosny facet jest zdolny do wszystkiego. Zapamiętajcie! Przyda się wam. 2 godziny później wyszliśmy z kręgielni. Myślałam, że ten wieczór się już skończył, ale się strasznie myliłam. Ten wieczór się dopiero zaczynał! Nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego. Nie na pierwszej randce!! Drugiej...
-No a teraz Jagódko idziemy do tej nowej knajpy, obok hali.-ale chłopak dba o prawidłowe wysławianie się... Proszę jaki Jagoda ma dobry wpływ ma ludzi! O!
-Po pierwsze nie mów do mnie Jagódko. Strasznie tego nie lubię. Babcia tak do mnie mówiła. Cały czas Jagódko Jagódko ale ty jesteś chudziutka. Zjedz jeszcze kawałek ciasta. Albo a jak tam Jagódko w szkole. Od dzieciństwa mam dość tego zdrobnienia. A po drugie to czy to jest ta restauracja, w której za sałatkę się płaci 100 złotych?
-Oj tam zaraz 100...
-99,99.
Uśmiechnął się tylko głupkowato. Przynajmniej mu to peszenie się przeszło.
-No i z czego się tak cieszysz?
-Że zabiorę moją dziewczynę do najlepszego lokalu na Podkarpaciu.-ma chłopak gadane. Nie ma co.
-Ale twoja dziewczyna jest wyjątkowa i nie lubi takich lokali.
-Oj... To gdzie chcesz iść?
-Hmm... Mam dziwną ochotę na hamburgera.
-To może ty jednak w jesteś w ciąży skoro masz zachcianki?-Myślicie, że jego fanki mnie zabiją, jak go walnę?
-Piotruś. A uderzył cię ktoś kiedyś tak, że się ruszać nie mogłeś?
-Noo. Raz. Mój brat jak miałem 8 lat.
-I fajnie było?
-Nie bardzo. A czemu pytasz?
-A no bo się zastanawiam czy tak ci się podobało, że chcesz tego jeszcze ode mnie doświadczyć.
-Przecież te śliczne rączki nie dałyby rady mnie uderzyć.
Tymi ślicznymi rączkami to mnie udobruchał. No wiem. Miętka jestem.
-Zdziwiłbyś się... Idziemy na tego hamburgera?
-Ale gdzie?
-A o McDonaldzie słyszałeś?
-Super. Idziemy na randkę do McDonalda.
Śmiał się tak głośno i tak zaraźliwie, że ja w końcu też się nie mogłam powstrzymać. W rezultacie śmiałam się tak z 5 minut dłużej niż on. Nawet nie zauważyłam jak doszliśmy do baru. Zamówiliśmy hamburgery i colę i siedliśmy przy stoliku. Zjedliśmy, wypiliśmy i gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy. A później wyszliśmy i szliśmy sobie spacerem do domu trzymając się za rączki. Dobra. Za romantycznie się zrobiło, nie? No to jak doszliśmy to daliśmy sobie całuska i grzecznie każde poszło do siebie. Chociaż może ten całusek to taki do końca nie był grzeczny... W każdym razie pocałowaliśmy się, weszłam do siebie i położyłam się na kanapie w mojej ulubionej pozycji. Przez chwilę myślałam o naszym wieczorze, aż w końcu wymyśliłam, że zadzwonię do Diany i wszystko jej opowiem.
Naprawdę, nie chcecie żeby streszczać wam moją rozmowę z moja przyjaciółką. Przynudzała bardziej niż mój pan profesor  od matematyki w  liceum. A dlaczego? Bo randka była normalna i przewidywalna, a temu zboczeńcowi to nie wystarcza. Trudno, pocałunek przed blokiem musi jej wystarczyć. Ja tym czasem idę spać, jutro czeka mnie ciężki dzień w pracy. Mam aż 5 lekcji. Aż prosi się o jakiś sprawdzian tudzież kartkówkę. Zrobię tak: jak mnie młodzież wkurzy będzie pisanko, jak nie będziemy omawiać przewidziany w podstawie programowej temat. Nie chcę przedłużać, ale muszę tutaj wtrącić swoją uwagę co do owej podstawy. Według mnie to totalnie zabija jakąkolwiek przyjemność i chęć do nauki. Musisz się kurczowo trzymać wytycznych postawionych przez panią minister, a jak nie to nie wyrobisz się z materiałem. Nie na tym ma to chyba wszystko polegać. Heloł! Dobra, teraz już naprawdę koniec. Oczy mnie bolą, muszę się w końcu isć do okulisty bo oślepnę. Ale czekajcie, teraz wzrok mnie chyba nie myli. Pituś przysłał mi smsa „Dobranoc :*” So sweet ;) 
RANO
Zaspałam. Nie pomogły natarczywe odgłosy budzika i ubierałam się z nieznaną sobie szybkością. Włosów nie skomentuję. Artystyczny nieład to bardzo łagodne określenie. Cóż innego pozostało mi zrobić, jak nie czesać się  w trakcie drogi do szkoły? No nic. Mijający mnie ludzie patrzyli na mnie na jakąś wariatkę. Ależ oni są konserwatywni.  Jak będziesz się poruszał w nieco dobiegający sposób, niż tylko niemrawe poruszanie kończynami dolnymi to już masz coś nie tak z głową. Niedorzeczne! I tak oto oburzona zachowaniem rzeszowian dotarłam cała i zdrowa, a co ważniejsze porządnie uczesana do mojego miejsca pracy. Zdyszana wpadłam do pokoju nauczycielskiego zwanego też ośrodkiem MiTU ( tępić i męczyć uczniów) zabrałam dziennik i po minucie sprawdzałam obecność w Vb. Nie ma co, obrotna kobita ze mnie. J
Do dzwonka pierwszej lekcji zostało 5 minut, a ja swój temat już wyczerpałam. Dlatego dałam piątoklasistom 5 minut czasu wolnego. A niech się cieszą! W tym czasie postanowiłam pouzupełniać braki w dzienniku. Gdy wpisywałam zaległe tematy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Dzieci zamarły i pełne strachu spogladały na siebie. Kolejna bzdura: zakaz noszenia telefonów do szkoły. W dzisiejszych czasach komórka jest niezbędna. Ale co ja sama mogę? Wyszperałam telefon w torebce i uciszając klasę, która odetchnęła, gdy zobaczyła że to do mnie przyszła wiadomość, zaczęłam ją czytać. Od kogo? Od Nowakowskiego.
„Nie obudziłem cię? Mam nadzieję, że nie. Co ty na to, aby wybrać się na jakieś wspólne śniadanko? :*”
No trzymajcie mnie za ręce i nogi jednocześnie. On na pewno jest teraz w Rzeszowie? Bardziej obstawiałabym, że leży sobie na jednej z hawajskich wysp. Najchętniej bym do niego zadzwoniła, jednak dzieci jeszcze są w klasie, i nie bardzo mi wypada. Zaczęłam więc stukać smsa:
„Piotrusiu. Nie obudziłeś mnie, dzięki za troskę. Muszę cię jednak zmartwić. Ze wspólnego śniadanka nici. Otóż, ja tak samo jak przeciętna Kowalska muszę pracować. I od ponad godzinki właśnie to robię J
Wysłałam, a dzwonek właśnie zadzwonił. Dzieci szybko się ulotniły, ja mogłam zrobić to samo. Jestem żądna plotek z nauczycielskiego! W drodze do niego, dostałam odpowiedź.
„Nie ma problemu. Wolisz jajecznicę, czy zdrowe, pełnowartościowe kanapeczki?”
Co on kombinuje?
„ Oczywiście, że kanapeczki”
Może będę tego żałować, ale odpisałam.
„ Będę za 15 minut”
Jak to będę. Gdzie? Tutaj? O nie!
”Ale ja jestem w pracy!”
„ Zrobisz sobie przerwę, kochanieJ
Sama nie wiem, dlaczego dalej z nim pisałam, skoro mogłam zadzwonic. Niestety zreflektowałam się za późno, bo gdy wybrałam jego numer,nic mi nie odpowiadało. Wyłączył telon. A to żmija, pożałuje!
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Witajcie po świętach :) Czujecie jeszcze tę atmosferę? :D
W naszym opowiadaniu szkoła na całego. Jak widzicie, każda pani nauczycielka musi czasem zrobić sobie przerwę ;)


piątek, 14 grudnia 2012

LEKCJA 8: ZATRUCIE ALKOHOLOWE (tzw. kac) -PIERWSZA POMOC


23 WRZEŚNIA
Sobota! Nie muszę iść do roboty! Mogę spać do południa! Ale nie mogę... No nie mogę i już. Obudziłam się o 7 i chociaż się bardzo staram to co zamknę oczy (i jak mam otwarte też) myślę o Piotrku. MOIM CHŁOPAKU, z którym się umówiłam na 17. I takie mi się coś robi, że nie mogę spać. No to sobie pomyślałam, że może chociaż jakiś dobry uczynek spełnię? Zrobię Dianie zakupy i jej śniadanie do łóżka podam. A co! Niech wie, że ze mnie dobra kobieta jest. Chociaż nie wiem czy obudzenie jej o 7.30 po imprezie (czytaj: na kacu) uzna za dobry uczynek? Może poczekam... No to zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Ubrałam się. I co dalej? Posprzątałam żeby zabić czas. To nic, że sąsiedzi mnie zlinczują za odkurzanie o 8 rano w sobotę. 8.30. Obliczyłam, że jak teraz wyjdę, zahaczę o sklep, w którym będzie kolejka to do Diany dojdę po 9. Może mnie nie zabije? Niee... Nie będzie mieć siły. No to ubrałam buty, bluzę, wzięłam torebkę (wrzucając do niej portfel, telefon i inne niepotrzebne rzeczy) i wyszłam. Szłam powoli (jak na mnie) i cały czas myślałam... I tu niespodzianka: nie o Piotrku! Myślałam jak powiedzieć Dianie, że jesteśmy parą (to nie jest myślenie o Piotrku!). Nic mądrego nie wymyśliłam, bo doszłam do sklepu. Zabrałam z półek do koszyka wszystko, co mi było potrzebne i poszłam do kasy. I tu kolejna niespodzianka: nie było kolejki! Zapłaciłam i po 10 minutach byłam u Diany. Dzwonię-nic. Znowu dzwonię znowu nic. Westchnęłam i zaczęłam szukać jej kluczy w mojej torebce, jednocześnie modląc się, żebym je zabrała z domu. Ha!!! Są! Jednak jak chcę to potrafię. Weszłam do mieszkania Diany, zaniosłam zakupy do kuchni i poszłam szukać Diany. Znalazłam ją w sypialni. Nie samą... Ze Zbyszkiem i Alkiem. Czyżby jakiś trójkącik? Nie. Byli ubrani. A już myślałam, że będzie sensacja. Trudno. Trzeba ich obudzić. Próbowałam delikatnie chrząkając. A gdzie tam... Głośniej. Śpią dalej. Mocny mają sen nie powiem. No to trzeba sięgnąć po bardziej radykalne środki. Wygrzebałam z szuflady w kuchni pistolet na wodę, który Diana trzyma dla swojego dziecka. (Podobno dostała go od taty w jakiś nieprawdopodobnych okolicznościach i chce żeby to była rodzinna pamiątka. Każdy ma jakieś skrzywienie...) Nalałam wody i poszłam obudzić imprezowiczów. Pierwszy obudził się Zbyszek.

-Jagoda! Cholera jasna!! Odbiło ci?

Później obudził się Alek, a na końcu Diana. Okazała się mniej wyrozumiała (albo bardziej skacowana) niż panowie, więc użyła bardziej niecenzuralnych słów. Kiedy się uciszyła, a ja przestałam się śmiać mogłam zadać moje jakże ważne i inteligentne pytanie:

-Co wy tu robicie?

-Śpimy!!!-ale zgodność!-A ty nam przeszkadzasz.

-A to wy jakiś trójkącik tworzycie czy coś?

Alek rzucił we mnie poduszką, ale się uchyliłam. Ma się ten refleks.

-Ja mam żonę!

-No właśnie. A czy Natalia o tym wie?

-Tak wie! Sama mi powiedziała, żebym po nocy nie chodził, to zostałem.

-Oookeej... A tak to się nie mówi do dziecka?

Znowu we mnie rzucił, a ja się znowu uchyliłam. Teraz nie ma więcej poduszek. I kto wygrał? JAGODA.

-Jagoda? A co ty tu właściwie robisz?-Diana się teraz zreflektowała, że tu jestem?

-Śniadanie ci przyszłam zrobić. A ten tu-wskazałam palcem na Alka-we mnie poduszkami rzuca!

-Nie krzycz! A na kaca coś masz?

-No dla ciebie coś się znajdzie ale dla siatkarzy już nie!

-Łaski bez. To my sobie już pójdziemy, nie Zibi?

-Tak!! Nikt nas nie kocha, to sobie pójdziemy.

I zanim zdążyłam coś powiedzieć, to ich nie było.

-Diana? Wy coś tego?

Jej wzrok mówił wszystko. A dokładniej: "jeśli chcesz  żyć, to idź do kuchni i daj mi coś na kaca!!!" No to poszłam...



Zaczęłam przeglądać wszystkie połki , półeczki,szufladki i inne takie, ażeby znaleźć coś na tego kaca. Było wszystko,ale tego czego szukałam brak. Normalka. Dlatego postanowiłam zasięgnąć fachowych rad i w laptopie, który leżał na stole wpisałam odpowiednie hasło, czyli jak wygrać z kacem mordercą. Kawa, ciepła i zimna kąpiel...bla,bla. Wszystko jest takie przewidywalne! Liczyłam na coś odważniejszego i jednocześnie skuteczniejszego. Na przykład wypicie szklanki octu. Na pewno by pomogło. A jak nie, to przynajmniej byłoby wesoło ;) Dobra, wiem, myślicie, że jestem wredna? Mądra, bo sama się dobrze czuje, a gdybym była na miejscu Diany wcale by mnie takie rzeczy nie bawiły. Ok., spróbuję tą kawę. Diana pije słabiutkie kawki, osobiście uważam że ta dziwnej barwy ciecz, nie powinna się nazywac kawą. Ja jej zrobię taką konkretną. Wyjęłam szklankę i zaczęłam wsypywać aromatyczny proszek. Jedna łyżeczka, druga. Już miałam zakręcać słoik, ale coś mnie podkusiło żeby wsypać jeszcze jedną. Nie ma opcji, zaraz będzie zdrowiutka J
Kiedy księżna Diana doprowadziła się do stanu podstawowej użyteczności powolnym,aczkolwiek pewnym krokiem wstąpiła w progi kuchni. Od razu postawiłam na stole kubek z parującą kawą.
-Powinno pomóc.
-A jak nie?- popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami
-To zrobimy coś mocniejszego :D
Byłam ciekawa, czy zasmakuje jej kawa mojego wyrobu. A tak na marginesie, nie uważacie że to jest świetny temat na rozprawkę? „Czy Diana w imię wygranej z kacem zdecyduje się na wypicie końskiej jak dla niej dawki kofeiny? Odpowiedź uzasadnij w 3 argumentach”.No to już wiem, co zadam dzieciom w przyszłym tygodniu. Nie zgadniecie jakie było moje zdziwienie, gdy Diana wypiła całą szklankę na raz! Odstawiła kubek, położyła obie ręce na stole i spoglądając na mnie z uznaniem powiedziała:
-Mocna....- gdy to mówiła, przypomniał mi się Bartman (bez żadnych podtekstów i skojarzeń!) w jednym z odcinków japońskiego Igłą Szyte. Gdy Krzysiek zapytał go czy  mu smakowało jedzonko w restauracji .-Lepiej?- o,a tu moje kochane, macie klasyczny przykład pytania retorycznego.
-Nie.
Aha, to sobie dzisiaj pogadamy.
-Dobra, to ty się tu lecz, sprawdziłam już, że masz w szafie pełną butelkę octu także jakby nic nie pomagało to sięgnij po ten suplement. Zaufaj mi!- ostatnie dwa słowa rzuciłam, widząc minę Diany.
Wzięłam torebkę, kurtkę i wyszłam na korytarz. Otwarłam drzwi,jednak w tej chwili przypomniałam sobie, o czym miałam poinformować moją przyjaciółę.
-Ahaa, zapomniałam ci powiedzieć- nie wysiliłam się na powrót do kuchni,ciągle stojąc w drzwiach- chodzę z Nowakowskim!- w obawie przed jej reakcją, szybko zamknęlam za soba drzwi. Chociaż w jej stanie, jeszcze przez kilka minut będzie przetwarzać to co jej powiedziałam....


Byłam w domu po 10 minutach. Nie przejęłam się za bardzo tym, że zostawiłam Dianę z tą jakże sensacyjną wiadomością. Z resztą coś mi się wydaję, że nawet jeszcze do niej nie dotarło... Na kacu mózg pracuje ze sto razy wolniej niż normalnie, a w jej przypadku 200 razy wolniej. Przekręcając klucz w moich drzwiach usłyszałam sygnał SMSa: Od: Diana Ale że jak chodzisz z Nowakowskim? Gdzie chodzisz?
No tak. Zapomniałam, że Dianie trzeba wszystko łopatologicznie tłumaczyć. No to trzeba ją oświecić! Wybrałam jej numer i po sekundzie (!) odebrała.

-Jagoda! Co znaczyło chodzę z Nowakowskim?

-A co mogło oznaczać chodzę z Nowakowskim twoim zdaniem?

-Weź się nie znęcaj nad cierpiącym człowiekiem tylko powiedz!!

-No dobra... A więc. Zdanie chodzę z Nowakowskim można rozumieć na dwa sposoby. Chodzę jako chodzę i chodzę..

-Jagoda!!!!!!!!-Nie dała mi dokończyć. A tak na marginesie to mi się wydawało czy słyszałam jakby jęk bólu? Jak się krzyczy na Jagódkę to tak jest!

-Ok. Nie denerwuj się. W moim przypadku chodzę z Nowakowskim znaczy, że jesteśmy parą...

Czekam na reakcję. 10 sekund-cisza. 20-cisza. Pół minuty-cisza. Zemdlała tam z wrażenia czy jak?

-Diana? Żyjesz ty tam?

-Żyję... Czekaj chwilę, muszę to przetrawić.

Minutę później:

-Dobra już. Ale kiedy wy ten... No wiesz...

-Kiedy zostaliśmy parą?

-Noo... Nie do końca o to mi chodziło...-a to zboczeniec!!

-Domyślam się... Ale my nie "ten". A zaczęliśmy ze sobą chodzić wczoraj.

-Ale przecież wczoraj byłaś z nami w klubie i jeszcze nie byliście razem...

-Diana. Kochanie.-weszłam w ton "matka z dzieckiem na ręku". -Wczoraj to ty byłaś zalana w trupa delikatnie mówiąc, więc nie pamiętasz, że w którymś momencie wyszłam. No i Piotrek mnie zaprosił do siebie i taadaam. Jesteśmy parą.

-A fajną ma chałupę?

-Kobieto!!! Ta chata kosztowała tyle co mój i twój blok razem. Dobra Diana. Chyba muszę kończyć, bo się z Piotrusiem umówiłam i muszę się przygotować.

-Dobra. A ja idę spać, bo mnie głowa nap... Boli mnie w sensie... Pa

-Pa.

No i się rozłączyłam. I co zrobiłam. Zaczęłam przekopywać zawartość mojej szafy. Po 15 minutach pokój wyglądał jak przed przyjazdem Perfekcyjnej Pani Domu. Szafa się ugina pod ciężarem ciuchów, a jak przyjdzie co do czego to nie ma co ubrać. Trzeba iść na zakupy! Zaglądnęłam do portfela. 30zł. No z tym to ja w sklepie nie mam czego szukać. Chyba, że w szmateksie. Dobra. Trzeba coś znaleźć w tym co jest. Przekopałam wszystko jeszcze raz. Wyłowiłam czarne rurki. Jakaś podstawa jest. I nagle... Rzuciła mi się w oczy czerwona koszulowa bluzka. Nie miałam jej na sobie chyba ze 2 lata. Teraz pytanie: czy ona się dopnie? Ha!! Dopięła się!! Jednak trzymanie diety się opłaciło. Ubrałam się do końca, umalowałam, zrobiłam jako taką fryzurę i zobaczyłam, że jest już 16. Jak ten czas leci! Miałam się spotkać z Piotrkiem o 17 pod blokiem. Czyli mam godzinę. Co mam robić? Siadłam na kanapie (w normalnej pozycji) z pilotem w ręce. Trafiłam na jakiś kanał sportowy i akurat leciała powtórka jakiegoś mecz Resovii. Co prawda nie wiedziałam o co chodzi (patrzyłam tylko kto się zbiega do kółeczka i jak się cyferki zmieniają na tablicy wyników), ale coś mi mówiło, że Piotrek jest straaaaaasznie dobry. I jak on wysoko skacze!!! Ja tak nie umiem niestety... Za chwile usłyszałam telefon. Piotrek dzwoni.

-Cześć kochanie co tam?

-No czekam na ciebie przed blokiem i nie wiem czy to twój.

-Ale miałeś być o 5...

-Jest pięć po...

-O matko! Przepraszam ale oglądałam powtórkę waszego meczu i straciłam rachubę czasu. Zaraz będę.

Nawet nie czekałam aż mi odpowie. Rozłączyłam się wyłączyłam telewizor, złapałam torebkę i wyszłam, a raczej wybiegłam z mieszkania. 20 sekund później całowałam się z Piotrkiem na powitanie.
Zadanie domowe
Fajrancik! Mam faceta! Nie mam czasu na głupoty...;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta....:D
Nie wiemy jak wy, ale my już żyjemy świętami. A dokładniej odliczamy dni do wolnego :)  Szkoda tylko, że przyszły tydzień zapowiada się niesamowicie ciężko. Praktycznie co dzień mamy jakiś sprawdzian itp.  Ale, przeżyjemy!  Skoro Diana przeżyła kaca, my też damy radę :D
Pozdrowionka  :)

piątek, 7 grudnia 2012

LEKCJA 7 : ĆWICZENIA PRAKTYCZNE - OFICJALNA WYPOWIEDŹ


Szliśmy i szliśmy i szliśmy i szliśmy. No dobra. Może trochę przesadziłam, bo aż tak daleko nie było, ale 15 minut to dla mnie i tak za dużo. Nie miałam pojęcia gdzie on mnie ciągnie! I "ciągnie" to bardzo dobre słowo. Trzymał mnie za rękę(!!) i gnał na tych swoich szczudłach. A zawsze mi mówili, że to ja szybko chodzę!! Najwyraźniej nigdy nie próbowali spaceru z siatkarzem.
-Piotrek. Powiesz mi w końcu gdzie my idziemy?!
-Spokojnie. Już niedaleko. Za 5 minut będziemy na miejscu.
Teraz to zaczynam być już naprawdę wkurzona. Najpierw znika gdzieś nie wiadomo gdzie, a teraz mnie gdzieś porywa? To przechodzi wszelkie granice!!! Najchętniej to bym się mu wyrwała i poszła do domu. Co mnie przy nim w ogóle trzyma? A tak. Zapomniałam. Trzyma mnie ręka ponad 2metrowego chłopaka.
-Jesteśmy!
-Nareszcie! Ale tak w ogóle to gdzie jesteśmy?-staliśmy pod jakimś domem. Swoją drogą całkiem ładny był. Taki trochę a'la dziewczęce marzenia o domku z ogródkiem. Jeszcze tylko gromadki dzieci brakowało.
-U mnie.-Wyszczerzył się. Chyba był z siebie dumny. Ale co ja tu robię?
-Super. A po co mnie tu przyprowadziłeś?
1:0 dla mnie. Nie wiedział co powiedzieć.
-Yyy... Noo... Tak chciałem żebyś zobaczyła jak mieszkam i w ogóle.
-A. No to może wejdziemy do środka, bo tak mi trochę zimno.
-Jasne. Wchodź.
Odkluczył drzwi i weszliśmy. Jezu! Ale chata! Z zewnątrz taka niepozorna a w środku... Cud miód i orzeszki. Widać było, że urządzenie tego cuda tanie nie było, ale wszystko idealnie do siebie pasowało. To ja chyba Piotrka do siebie nie zaproszę. Moje mieszkanko przy tym to jakaś stodoła. A poza tym u mnie panował wszechobecny bałagan a tu aż błyszczy.
-Sam tu sprzątasz?
-No. Może to dziwne ale mnie to odstresowuje.
-Myślałam, że siatkówka ci zajmuje całe życie.
-Wbrew pozorom sport nie zajmuje mi całego życia. I wcale nie pierze mózgu z wszystkiego wartościowego, jak sądzą niektórzy.
No i 1:1. Do mnie pił czy nie do mnie? Oto jest pytanie.
-Ja tak nie sądzę.-małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
-Nie wątpię. A teraz gwóźdź programu.
Otworzył duże drzwi i... Zobaczyłam salon. Ale w salonie najfajniejszy był stół. A na stole wino. I kieliszki. I świece. Nie bał się, że mu się chałupa spali?
-A to co?
-Tak sobie pomyślałem, że może przy winie będzie się nam fajnie gadało.
-A o czym?
-Tak ogólnie. Napijemy się?
-Chcesz mnie upić?
-No co ty! Ja nie z tych...
-To dawaj to wino.
Usiadłam sobie na kanapie i patrzyłam jak się męczy z korkiem. Już miałam iść mu pomóc, ale zanim się podniosłam, poradził sobie. Nalał czerwony płyn do dwóch kieliszków, przyszedł do mnie, podał mi kieliszek i siadł koło mnie.
-No to co chcesz wiedzieć?
-Podobam ci się?
Aż się zakrztusiłam. Nowakowski pyta się czy mi się podoba!? No pewnie, że tak! Ale co? Mam mu to teraz powiedzieć? Na pierwszej „randce”? Trzeba jakoś wybrnąć. W końcu jestem mistrzynią improwizacji czyż nie?

-A jest jakaś dziewczyna w Polsce, której się nie podobasz?


-Czy podobam się wszystkim kobietom? Ciekawe pytanie....-gra na czas bestia-Czy wszystkim to nie wiem, ale babci na pewno- usmiechnąl się jak jeden z moich uczniów gdy pochwaliłam go za poprawną odpowiedź na pytanie gdzie rozgrywa się akcja Antygony. W tym miejscu od razu wyjaśnię wielką radość owego ucznia. Otóż jego poprzednik odpowiedział że w Tybecie. Tak, facepalm jest jak najbardziej na miejscu,nie krępujcie się. Ale wracamy do życia poza szkolnego. Upiłam łyk. Jeden. Drugi.
-Dobre wino....Gdzie kupiłeś?
Gadam jak idiotka, wiem.
W pierwszej chwili myślałam, że on myśli tak samo, bo odstawił swój kieliszek na stół i wstał. Poprawił koszulkę (?) i usiadł jeszcze bliżej mnie, chwycił moje ręce w swoje. Przełknęłam ślinę. Się paru filmów obejrzało. Kto wie co on wymyśli. Biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień....
-W Biedronce.
Popatrzyłam na niego jak na głupka. Nie wytrzymaliśmy. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Kurcze, zabawny jest J Gdy już się w miarę uspokoiliśmy popatrzyliśmy na siebie i momentalnie spoważnieliśmy. Dawaj Jaga!
-Podobasz mi się. Nawet bardzo.-powiedziałam to śmiertelnie poważnie,patrząc mu w oczy.
-I właśnie to chciałem usłyszeć. Bo tak się składa, że odkad przyszłaś z dzieciarnią na trening, nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś świetną dziewczyną, a moim marzeniem jest, to abyś się stała moją dziewczyną.-mówił to, ostatnie 2 słowa dobitnie podkreślił, a ja na niego patrzyłam. Jak w obrazek. Śmieszny był taki skupiony. A jak coś jest śmieszne to się śmieję. Ot, takie zboczenie.
-Przesadziłem?- on posmutniał czy mi się tylko wydaje?
-Ja na pewno. Z alkoholem. Ale ty nie. Możemy być parą choćby i od jutra.
Chyba tylko samo koło było bardziej skołowane niż Nowakowski.
-Żaaartowałam. Jesteś super facetem i myślę, że możemy spróbować.

Uśmiechnął się. O taaak szeroko. I przytulił mnie. I pocałował. Nie pamiętam już. Dałam się ponieść chwili. Chwili, którą zapewne będę pamiętać bardzo długo.

Zadanie domowe:
1)iść po wino do Biedronki
2)więcej zadań nie ma, bo z racji punktu pierwszego, ich rozwiązanie  byłoby prawdopodobnie niewykonalne 

---------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, dwutygodniową przerwę. Ostatni czas był bardzo dla nas ciężki i obfity w róże formy sprawdzania wiedzy ucznia ;)  Dzisiaj rozdział nie najdłuższy, ale chyba bardzo wnoszący i konkretny ;)
Prosimy też o cierpliwość autorki blogów, które czytamy. Obiecujemy,że nadrobimy wszystkie zaległości, których niestety trochę się nazbierało. W ciągu tygodnia trudno znaleźć chwilę na przeczytanie, nad czym bardzo ubolewamy. :(

piątek, 23 listopada 2012

LEKCJA 6 :KOMUNIKACJA NIEWERBALNA I JEJ ROLA WE WSPÓŁCZESNYM SPOŁECZEŃSTWIE


Mimo wszystko się ucieszyłam, że Pit gdzieś wybył z telefonem. (Dzięki Ci Panie Boże za ten cud techniki.) No bo jak można się nie ucieszyć, że się ucieka od pytań, na które się nie wie co odpowiedzieć? (I znowu gadam od rzeczy.) Niestety. Nie doceniłam Diany. Szybko przejęła rolę detektywa.
-Kobieto! Co to było?
-Ale, że co?-postanowiłam grać na czas.
-No te pytania od Piotrka?
-A mnie skąd wiedzieć?-pojechałam tekstem z "Samych swoich". Niezawodny znak, że mam dość alkoholu. Ale po dwóch piwach!?-Ja odpowiadałam. Piotrka się pytaj.
-TY mi tu nie graj niewiniątka. Ja cię znam. Wiem co ci chodzi po głowie.
-Że niby co?-ona się minęła z powołaniem. Powinna być psychologiem albo innym psychiatrą, a nie sekretarką od robienia kawy.
-Lecisz na Nowakowskiego!
-Diana! Hello! To on mi dziwne pytania zadawał, nie ja jemu.
-No on na ciebie też leci. Ale będziecie piękną parą.
No trzasnę ją za chwilę i będzie sobie musiała chirurga szukać. Chociaż nie powiem. Cieszę się, że to zauważyła, bo to znaczy, że to prawda. Już miałam ją potraktować jakąś ciętą ripostą, ale Zbysiu skończył rozmawiać i przyszedł uhahany do naszego stolika.
-Coś się działo jak mnie nie było?
Widziałam, że Diana chciała coś powiedzieć, ale ją ubiegłam.
-Nic ciekawego. Piotrek poszedł gdzieś zadzwonić. A ciebie co? Żonka kontroluje?
-Ja nie mam żony.-wyszczerzył się jakby pastę do zębów reklamował. A ja się zrobiłam czerwona jakbym reklamowała ostrość papryczek chili. Czy ja zawsze muszę palnąć jakąś głupotę? No teraz to się na bank zorientują, że ja i siatkarze to jak ferrari i polskie ulice- zupełnie nam nie po drodze. No bo gdybym się znała na siatkówce i oczywiście siarkarzach, to bym wiedziała, że Zibi żony nie ma. Teraz trzeba coś powiedzieć. Tylko co? Chwilowo uratował mnie SMS.
Od: Diana
Zibi ma dziewczynę, Aśkę. Lekkoatletka. 
Kocham tą dziewczynę. Kocham, kocham, kocham. Odpisałam szybko: Dziękuję:*. Tylko po co mi aż tyle informacji? No ale Diana zawsze miała tendencję do przesady.
-No przecież wiem, że nie masz żony! Na żartach się nie znasz? Chodziło mi o Aśkę oczywiście. -Uff! Wybrnęłam. Powinnam jakąś nagrodę dostać, za wychodzenie z trudnych sytuacji. I znowu dostałam SMSa. Nie ma za co:)
-Yyy. Dziewczyny ja nie chcę wnikać w wasze kobiece sprawy, ale czy wy ze sobą teraz piszecie?-domyślna bestia.
-My mamy taki specyficzny sposób komunikowania się. Na odległość do siebie dzwonimy, a jak jesteśmy blisko siebie to piszemy. A poza tym jak się ma darmowe SMSy to trzeba korzystać.-Mój mózg dzisiaj pracował na najwyższych obrotach. Powinni mnie dzieciom na biologii pokazywać, jako przykład abstrakcyjnego myślenia.-No to odpowiesz mi? Asia cię kontroluje?
-Kontrola najwyższą formą zaufania.-a on jakieś studia filozoficzne kończył czy jak?
Myślałam, że Zbyszek pociągnie jakoś ten temat i będzie streszczał całą rozmowę, ale nie. Siedział cichutko i grzeczniutko. Gdyby nie to, że taki wesoły przyszedł do stolika, to bym pomyślała, że się coś stało. A może obecność dwóch fajnych, inteligentnych, ładnych wesołych (skromność przeze mnie przemawia) dziewczyn go onieśmiela. Ale nie będę się w piątek wieczorem zastanawiać nad pokrętną psychiką Zbigniewa Bartmana. Tym bardziej, że do stolika przyszedł właśnie kelner z trzecią kolejką piw, a za nim prawie wszyscy siatkarze. Prawie, bo Pita chyba na dobre wcięło.

Mój humor był tylko dobry. „Tylko” bo nie ma tu właśnie  Pita. Niby taki cichy, a jednak jego obecność dobrze na mnie wpływała. Poszedł i jeszcze nie wrócił. Zaczęłam się martwić. Jest już dość późno, a niestety przed przeprowadzką do Rzeszowa zapomniałam zrobić research na temat przestępczości w Rzeszowie. Reszta resoviaków nie powiem, zapewniła mi rozrywkę ale czegoś mi brakowało...Wypiłam niewiele, jak na mnie oczywiście. Za to moja przyjaciółka przesadziła z procentami. Jakoś musimy się dostać do domu, więc musiałam przestać delektować się tym napojem.Minuty mijały a Nowakowski nieobecny. Może stoi gdzieś przed barem i bije się z myślami „Wejsć, albo nie wejść...” Pójdę zobaczyć.
-Słuchajcie, zaraz wracam, muszę wykonać jeden wazny telefon.
Nie wiem czy ktoś mnie usłyszał, albo się tym w jakikolwiek sposób przejął, ale ja sumienie będę mieć czyste. Powiedziałam, że wychodzę? Powiedziałam.
Ubrałam mój płaszczyk i wyszłam na zewnątrz. Na powitanie owiał mnie zimny wiatr. Poprawiłam kołnierz zaciągając go na szyję i włożyłam ręce do kieszeni. Rozglądnęlam się wokół, Pita ani śladu. Wkurzyłam się, nie powiem. Nie wolno tak znikac bez żadnej wiadomości. (Fakt, że powiedział że idzie, nie jest wiadomością!) Już zawróciłam w kierunku drzwi wejsciowych,aby zabrać Dianę i ulotnic się do domu, gdy poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Popatrzyłam na wyświetlacz. Pit. Odebrałam bez chwili namysłu, czyli tak jak to mam w zwyczaju.
-Gdzieżeś ty chłopie poszedł?- nie byłam zdenerwowana, tylko troszeczkę zła.
-Nie ważne, musiałem coś przygotować.
-I przypomniałeś sobie o tym w środku spotkania?
-Dokładnie.
-Tak się nie robi.Martw....
Nie skończyłam zdania,bo po drugiej stronie telefonu usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia. Teraz już jestem zdenerwowana! Mocno szarpnęłam za klamkę, gdy usłyszałam jego głos za plecami.
-Tęskniłaś za mną?
Z jednej strony byłam na niego wściekła za te dziwne gierki, ale z drugiej cieszyłam się że go widzę.
-Gdzie byłeś?- zapytałam niby obojętnie.
-Chodź ze mną,a wszystko ci wyjaśnie.
Co on kombinuje? Wie ktoś? Rączka do góry!
-Jak to? Teraz?
-Yhymm...
-A Diana?
-Jesteś jej matką?- uśmiechnął się do mnie
-Nie,ale ona może sobie sama nie poradzic z dotarciem do mieszkania.
-Chłopaki jej pomogą. Chodź- szczerzył się jak nigdy, wyciągając do mnie swoja długą rękę.
Przymrużyłam oczy, jednocześnie uśmiechając się do niego.
No i jaką decyzję mogłam podjąc?

-No dobrze.- podałam rękę i ruszyliśmy w bliżej mi nieznanym kierunku. Ale nie bałam się. Uścisk Piotrka dodawał odwagi i pewności że ma on pokojowe zamiary J

piątek, 16 listopada 2012

LEKCJA 5- ROZMAWIAĆ POTRAFI KAŻDY, ALE CZY NA PEWNO? UMIEJĘTNA KONWERSACJA- ĆWICZENIA W PRAKTYCE


Przez cały trening na nią zerkałem. (Trener kilka razy nawet zwrócił mi na to uwagę.) Była zapatrzona w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Ciekawe o czym myślała. Może o mnie? Marzenie... Po treningu podszedłem do niej. Sam nie wiem po co... Pomyślałem, że skoro ją zaprosiłem, to chyba powinienem jej coś zaproponować. Tylko co? Improwizuj Pit!! Wymyśliłem tylko tyle:
-Jak ci się podobało?
JAGODA
-Jak ci się podobało?
-Super! Ale myślę, że bardziej podobało się mojej przyjaciółce.-Tu powinno nastąpić zapoznanie Piotrka z Dianą. Ale co? Oczywiście moja przyjaciółeczka gdzieś się ulotniła. Nawet nie wiem kiedy. Zawsze jak mi jest potrzebna to ją gdzieś wcina. Ale teraz ją znajdę! Później będzie mi do końca życia wypominać, że jej z Pitem nie poznałam. Rozejrzałam się po boisku i... Zobaczyłam Dianę fotografującą się z... Kto to jest!? Myśl Jagoda, myśl! Ha! Przypomniałam sobie! Z Igłą. Jednak spędzenie popołudnia na oglądaniu "Igłą szyte" na coś się przydało.-W zasadzie chyba powinnam was ze sobą poznać, ale jak widzisz Diana jest zajęta twoimi kolegami.
-To może ja cię tak oficjalnie z nimi zapoznam?
A po co!? Tak sobie pomyślałam, ale odpowiedziałam bardziej dyplomatycznie.
-Ale przecież my się znamy. Odbijaliśmy razem piłkę na wycieczce.
-No tak, ale teraz poznałabyś ich... z trochę innej strony...
Osz  ty... Uparty jest.
-No dooobra... Ale zaraz. co to znaczy z innej strony?-Mam nadzieję, że nie usłyszał strachu w moim głosie. No co! Przestraszyłam się. W końcu nie wiadomo co takim facetom strzeli do głowy.
-Pomyślałem, że może poszłybyście z nami na piwo? Jest piątek. 17. Można zaszaleć.
-Nie wiem jak Diana, ale ja bardzo chętnie.
No i moje plany o nieimprezowaniu poszły się turlać.
-Super! Czekaj na mnie. Ja pójdę wziąć szybki prysznic i idziemy.
Właściwie, to ostatnie zdanie słyszałam dzięki jakimś nadzwyczajnym zdolnościom. Dlaczego? A dlatego, że po słowie "Super" Piotrek mnie przytulił. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować jego już nie było. Ale jak mnie objął, to było megasuperfajnie. Cholera... Jako polonistka, to chyba powinnam używać jakiś trudniejszych słów, nie? Ale nie mogę. Bo jak mnie Piotrek przytulił, to... No i znowu mi słów brakuje! Drugi raz w ciągu miesiąca.Trzeba iść do terapeuty. Koniecznie.
PIOTREK
Zaprosiłem ją na piwo z moimi kolegami... Problem w ty, że oni o tym nie wiedzą. Żeby tylko nie mieli innych planów.
-Chłopaki, pomóżcie.-zawyłem, gdy tylko wszedłem do szatni.
-A co? Panna ci ucieka?
No tak. Widzieli mnie z jak uściskałem Jagodę i teraz Igła to wykorzystuje przeciwko mnie. Ale teraz jest mi wszystko jedno co mówią! Teraz mają mi pomóc!
-Prawie. Zaprosiłem Jagodę na piwo. Tylko, że powiedziałem, że wy też idziecie.
-A kto stawia?-zapytali chórem. Jak kilkunastu facetów różnych narodowości może w tym samym momencie myśleć o tym samym?
-No sorry, ale na 20 piw to nie mam kasy. Idziecie, żeby pomóc przyjacielowi w potrzebie!
-Ale tak całkiem za darmo?-Zibi nie dawał za wygraną.
-Noo...
-Tak łatwo to nie ma. Pójdziemy, ale jakąś zapłatę sobie wymyślimy.
Znam ten cwaniacki uśmieszek. On nie wróży nic dobrego. Jak znam tych idiotów, to pewnie każą mi łazić po Rzeszowie w spódnicy i szpilkach, albo coś. Ale czego się nie robi dla dziewczyny...
-Dobra. Niech wam będzie. tylko się pośpieszcie błagam.
JAGODA
Diana przybiegła do mnie w podskokach. Ma kobita energii...
-Jagódko! Jak ja ci dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Mam zdjęcia z prawie wszystkimi. Tylko mi Alka, Pita i Zibiego brakuje... Ej, a co ty taka rumiana jesteś? Pit cię pocałował czy co?
Wytłumaczy mi ktoś dlaczego ona nawet jak żartuje, to ma rację? No może teraz niekoniecznie, ale była blisko...
-Nie ważne. Ale mówiłaś, że nie masz z chłopakami zdjęć? No to zaraz będziesz miała okazję, bo idziemy z nimi na piwo.
-CO!!!!???
-No to. Piotrek nas zaprosił. 
Tu nastąpił długi pisk, słyszalny zapewne nawet w Warszawie. Jeżeli ktoś miał dobry słuch, to mógł tam rozróżnić też poszczególne słowa. Coś takiego mnie więcej: Idę na piwo z siatkarzami!!!!!
Jak już mnie wyściskała i wycałowała, zauważyłam, że chłopaki stoją na boisku i się z nas śmieją. Pięknie! Jeszcze sobie Piotrek pomyśli, że jakieś nienormalne jesteśmy. To znaczy o Dianie, to niech on sobie myśli co chce, ale o mnie... Chociaż... Ja przecież jestem nienormalna. To po co chłopakowi robić nadzieję? Ale teraz trzeba iść się napić.
-Koniec przedstawienia. Idziemy na to piwo czy nie?



Razem z Dianą wyszłyśmy przed halę, żeby tam poczekac na chłopaków. Było chłodno,ale takie trzeźwe powietrze dobrze mi zrobiło. Musiałam troszeczkę ochłonąć.
-Jejuuuu....chyba pamiętnik zacznę pisać, żeby  dzieciom za parę lat pokazać, z kim bujała się ich mamusia – moja towarzyszka powinna udac się do laryngologa, bo ma coś nie tak z głosem. Cały czas piszczy....Albo się gdzieś helu nałykała. W to jestem skłonna uwierzyć. Któryś z siatkarzy wdmuchał w jej usta zawartość balonika, a teraz czeka, żeby ona zrobiła się „śpiąca”, tudzież „zmęczona”, i nic, tylko zaciągnie ją w jakiś ciemny róg, żeby...-tu moja bajka się kończy, gdyż dołączyło do nas kilku wyrośniętych facetów. Z taką obstawa to można na imprezy chodzić ;)
-No ile jeszcze mamy na was czekać?- wzburzony Zbyszek (chyba) skierował to pytanie do nas!! W sensie mnie i Diany.
-Ależ ty jesteś dowciapny.... Chodźmy juuuż....
-Widzę, że komuś tu się chce pić?- Zbyszek znowu na mnie cwiniacko popatrzył.
-Zebyś wiedział –pokazałam mu język, i ruszyłam do przodu. Za mna reszta bandy.Piotrek szedł obok mnie, ale nie rozmawialiśmy. Chyba się krępował przy kolegach. Może jak się napije, to mu się język rozwiąże? Już ja się o to postaram ;)
Po ok. 10 minutach dotarliśmy do jakiegoś baru. Nie znałam go, co znaczy że jego pracownicy też mnie nie znali, a więc mogłam się wyluzować totalnie. Usiedliśmy przy wielkim kwadratowym stoliku, ja z Dianą obok siebie,po mojej lewej Zbyszek,a po prawej Igła. Po drugiej stronie Kosok,Olieg, i Pit. Przyszedł kelner, zapytał o to co zawsze. Zamówiliśmy po piwie dla każdego.
-A ty Jagoda, lubisz piwo?- jak mamusię kocham, Bartman zaraz dostanie w dziób. Nie dość że taki upierdliwy dzisiaj, to jeszcze głupie pytanie zadaje. A to kobieta piwa się napić nie może? Od kiedy?
-Wiesz, preferuję sok z gumi-jagód,ale ten bar nie ma tego przysmaku w swojej ofercie.- powiedziałam to śmiertelnie poważnie. Zauważyłam, jak wszyscy próbują nie wybuchnąć śmiechem. Co im tak wesoło? Moje wyznanie ich tak rozśmieszyło, czy mina Zbycha?
Może się w końcu ode mnie odwali. Niech bierze przykład z Nowakowskiego. Siedzi grzeczniutko, uśmiecha się grzecznie, nawet jak podnosi głos,to robi to w grzeczny sposób. (Wiem bo słyszałam na trenigu,jak mu Igła piłki nie chciał oddać). On jest cały taki grzeczny.
W tym samym czasie, kelner przyniósł nam kufle wypełnione wyskokowym napojem i już po chwili każdy zamoczył w nich swe spragnione tego smaku usta. (No wreszcie powiedziałam coś, jak na polonistkę przystało) Rozmawialiśmy sobie,co chwila któryś z siatkarzy pytał mnie czy radzę sobie z dziećmi, i czy tak samo radzę sobie z dorosłymi facetami. Wścibscy są.
-Z dorosłymi jest łatwiej.
-Dokładnie- Diana mnie poparła, chociaż chyba do końca nie wiedziała o co chodzi. Ilość wrażeń dzisiejszego dnia, plus alkohol szybko zadziałały.
-Co ty nie powiesz? Aż takie doświadczenia masz?- do rozmowy włączył się Achrem.
-Nie trzeba być geniuszem. Wystarczy znać parę sztuczek.- uśmiechnęlam się, po czym pociągnęłam z kufla.
-A zdradzisz nam?- do rozmowy włączył się Pit.
-A po co ci to wiedzieć? –zapytałam słodko
-Może na kobiety też działa?- tez się uśmiechnął.
-Nie działa. Uwierz.
-A co działa?- nagle mu się konwersować zachciało. Przedtem nie miał kto gęby otworzyć.
-Zależy od kobiety...- powoli traciłam pewność siebie. Do czego on zmierzał??
-A na ciebie co działa?-oj,oj,oj....
Z chwilowej opresji wybawił mnie kelner, który przyniósł drugą kolejkę. Nie wiem kto ją zamówił, ale jestem mu baardzo wdzięczna. Nawet gdyby to był Bartman....
Upiłam „łyk”. Dość spory. Na odwagę.
-A dlaczego pytasz?- chwilowo przejęłam pałeczkę.
-Ciekawy jestem po prostu.-mówi to z takim spokojem, i uroczym uśmiechem jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. I wiecie o się stało? Jakaś epidemia zaatakowała telefony siatkarzy. Każdy musiał gdzieś wyjść, bo albo żona dzwoni, albo mamusia. Zostaliśmy tylko ja, Pit i Daria. Dobrze, że chociaż ona tu jest.
-Sama nie wiem, co na mnie działa. Jestem kobietą, a kobieta zmienną jest. Trzeba wypróbować wszystkie możliwośći, żeby się o tym przekonać.- Ha! Zagięłam go. Albo nie....Cały czas się uśmiecha. Nie dobrze, nie dobrze....
-Czyli mam rozumieć, że jesteś otwarta na różne propozycje?-niestety, muszę oddać  pałeczkę
-Dokładnie.- gram twardą.
-Dobrze wiedzieć. –napił się piwa. Wziął swoją komórkę, i wstał
-Musze gdzieś na chwilę wyskoczyć. Zaraz wracam
I poszedł.Co ten facet kombinuje??? Najpierw zadaje takie pytania a potem wieje? Miesza mi w głowie...
Zadanie domowe:
Zapamiętać: Piotrek jak chce, to potrafi być rozmowny, dlatego nie pić wtedy alkoholu, gdyż zasób słownictwa i błyskotliwe stwierdzenia są jak najbardziej na miejscu, a mając na uwadze wyżej opisaną sytuację, po  prostu się nie opłaca....

======================================================================
Cześć wszystkim :) Póki co jesteśmy z siebie dumne, bo rozdziały udaje się nam dodawać regularnie. Miejmy nadzieję, że taki stan rzeczy nie zmieni się za szybko ;) A w rozdziale, no cóż, dzieje się :D Nowakowski- mistrz niewygodnych pytań :) Ale myślimy, że Jagodzie, z racji swojego zawodu, udało się wybrnąć. A wy co sądzicie?

piątek, 9 listopada 2012

LEKCJA 4 : ASERTYWNOŚĆ I RACJONALNE MYŚLENIE. CZY MAJĄ ONE SENS W OBLICZU STRESU I PRESJI?


22 WRZEŚNIA
Dzisiaj w szkole był tylko jeden temat. Wycieczka. I to nie tylko wśród czwartych klas. Bo czwarte powiedziały piątym, piąte szóstym, a trzecie to nie wiem jak się dowiedziały. W pokoju nauczycielskim też oczywiście były pytania. "Jak było?" A skąd ja mam wiedzieć jak było! I co z tego, że tam byłam? Przecież jak się człowiek nie zna na siatkówce, to nie wie jak było! (Wiem, bez sensu gadam, ale to chyba na skutek tego uderzenia w brzuch. Bo u mnie brzuch jest jakoś dziwnie połączony z głową i jak coś mnie tam boli to i w główce się też coś przestawia. A siniak po tym uderzeniu to jest tak mniej więcej wielkości piłki.) A na wieczór umówiłam się z Dianą. Znowu będę musiała opowiadać o tym co się wczoraj działo. Ale w sumie... W sumie to tam nie było tak źle. No i był Piotrek. Coś mi się od wczoraj porobiło, że nie mogę o nim przestać myśleć. Nawet mu swój numer wysłałam. No porąbało mnie do końca!
           ***************************************
Stoję sobie elegancko na dyżurze na korytarzu. Dookoła mnie dzieci latają jakby im ktoś podpiął baterie Duracell. Zrobię wam kartkówkę, to stracicie troszkę energii. Wiem, wredna jestem. Obmyślałam sobie właśnie pytania z rodzajów literackich gdy zadzwonił mój telefon. Wygrzebałam go z torebki i jak na złość przestał dzwonić. No co ja poradzę, że mam bajzel w torebce? Nacisnęłam przycisk, żeby sprawdzić kto dzwonił. "Piotrek N" Tak go zapisałam. Za długie ma nazwisko. Nie zmieściło się całe więc musiałam się się zadowolić samą literką N. Już miałam wrzucić telefon z powrotem do mojej  czarnej dziury ale sobie pomyślałam, że może coś ważnego ode mnie chciał. Wyszukałam jego numer i zadzwoniłam. Od razu odebrał. Czekał na mnie.
-Cześć. Przepraszam, że nie odebrałam, ale w pracy jestem.-Nie musi wiedzieć, że mam w torebce delikatnie mówiąc bałagan.
-Przepraszam. Nie pomyślałem.-znowu się speszył. Jakaś wada konstrukcyjna czy jak?-Chciałem tylko zapytać czy wszystko w porządku z twoim brzuchem.
-Tak. I z dzieckiem też.
Chwila ciszy.
-Piter. Żyjesz?
-T... Tak. Ale mówiłaś, ze nie jesteś w ciąży.
-Żartowałam przecież. Ja nawet chłopaka nie mam, a co dopiero dziecka.-Bóg jeden raczy wiedzieć dlaczego mu to mówiłam. W dodatku przez telefon i to na szkolnym korytarzu w czasie przerwy. Ale już mówiłam, że oszalałam.-Ale dzięki za troskę.
-Nie ma za co.-Dam sobie rękę uciąć, że na jego buźce pojawił się uśmiech.-To nie przeszkadzam ci już. Tylko... Mam jeszcze jedną sprawę...
Znowu chwila ciszy.
-No to mów.
-O której jutro kończysz?
Umówić się chce czy jak?
-O 13.
-To może wpadniesz do nas na trening. Zobaczysz jak to na prawdę wygląda i w ogóle...
-Pewnie. A o której ten trening.
-O 14.
-To będę.-No teraz to już jestem pewna, że trzeba się do jakiegoś psychiatry wybrać.-A mogłabym przyjść z przyjaciółką.-Jestem pewna, że Diana dałaby się pokroić za takie coś.
-Yyy... Tak jasne. To do jutra.
-Do zobaczenia.
Skończyłam rozmowę równo z dzwonkiem. Nagle się zorientowałam, że nie wiem co się wokół mnie działo przez te kilka minut. Mam nadzieję, że żadne dziecko się nie uszkodziło...
                                                     PIOTREK                                          
-No i co? Zgodziła się?-Podczas całej mojej rozmowy obok mnie stała Natalia- żona Alka. Opowiedziałem jej dzisiaj o Jagodzie. Powiedziałem, że mi się spodobała, ale że nie mam żadnego doświadczenia z kobietami i nie wiem jak to rozegrać. I to była dla Natki woda na młyn. Godzinę pouczała mnie o różnych sposobach na poderwanie dziewczyny. Jednak każdy jeden pomysł opatrywała zdaniem: "Ale to nie dla ciebie" Że niby co? Za nieśmiały jestem? Przecież już jej kiedyś mówiłem, że chcę zerwać z Cichym Pitem. Mniejsza z tym. W końcu powiedziała, żebym ją jakoś zaprosił na trening. Zastanawiała się tylko skąd mogę wziąć jej numer, albo jak ją spotkać. Nie powiedziałem jej wcześniej, że dałem Jagodzie swój numer. Chciałem to zrobić teraz, ale Natalia to straszna gaduła. Poczekałem więc, aż skończy swój monolog i wtedy powiedziałem:
-Ale my wczoraj się wymieniliśmy numerami.
Trochę ją tym zaskoczyłem, ale szybko się otrząsnęła z szoku i kazała mi natychmiast do niej dzwonić. Tak zrobiłem. A ona przez cały czas próbowała cokolwiek usłyszeć. Na szczęście jej się nie udało. Była jednak lekko zaskoczona gdy wspomniałem o ciąży. O tym też jej nie powiedziałem... Ale kiedy skończyłem rozmowę od razu musiałem ją poinformować.
-Tak. Ale przyjdzie z przyjaciółką.
-A co ona? Przyzwoitki potrzebuje? Ale w sumie nie ważne. Powiem Alkowi to zajmie czymś tą przyjaciółkę. Ale o co chodziło z tą ciążą? Ona ma kogoś?
-Nie. I nie jest w ciąży. Tak się wczoraj jej zapytałem czy nie jest w ciąży jak dostała od jakiegoś chłopaka w brzuch.
-Matko! Pit! Gdzieś ty się uchował? Nie wolno o takie rzeczy pytać kobiety, bo sobie pomyśli, ze jest gruba.
-Daj spokój. Przecież ona jest chuda jak patyk więc na pewno nie ma kompleksów. Dobra Natka. Ja muszę uciekać. Dzięki za wszystko. Pa.

Nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo byłem już za drzwiami. Najpierw poszedłem na trening, a później do domu, żeby spokojnie się przygotować psychicznie na spotkanie z Jagodą.

22 WRZEŚNIA
Tradycyjnie w chwili wolnego czasu, walnęłam się na moją skórzaną kanapę i założyłam nogi na oparcie. Rękami dosięgnęłam moją torebkę, którą rzuciłam na podłogę. Oczy zamykały mi się, nie tylko podczas mrugania. Bardzo chciało mi się spać, ale musiałam wykonać jeszcze jeden telefon. Kolejny raz zabawiłam się w poszukiwacza skarbów, i zanim wygrzebałam telefon, wyciągnęłam też plik kartkówek do poprawienia. Moja jedyna myśl : iście zajebiście. Ale to potem. Teraz wybrałam numer Diany. Jeden sygnał, dwa, trzy....Nie chcesz iść na trening, to nie-myślę, gdy odpowiada mi zaspanym głosem. Trochę mnie tym zdezorientowała, więc spoglądnęłam na zegarek. 22.Młoda godzina przeciez...
-Nie idę na żadną imprezę, daj mi spać, życzę miłej nocy.- i rozłączyła się.
O ty...! Swoja drogą co ona wczoraj robiła, że śpi o tej porze...Zwykle o 22 zaczynała się nasza, jakby to powiedzieć.. „wieczorynka”. Dobra, inaczej to rozegram. Napiszę jej smsa.
A na trening Resovii nie chcesz iść???
Wysłałam. Na twarzy miałam cwaniacki uśmieszek. Minęło może 30 sekund, gdy zabrzmiał dzwonek mojej komórki. Nie wytrzymałam. Roześmiałam się na głos. Ależ nią łatwo manipulować....
-Do mnie miał być ten sms?- zapytała lekko podenerwowana i podekscytowana jednocześnie.
-Yhymm...
-Ale jak to?
-No normalnie. Napisałam treść wiadomości, wybrałam w Kontaktach twój numer no i poszło J
-Ale nie tooo!!
-Ale co?- zapytałam niewinnie. Świetnie się bawiłam. Uwielbiam się tak z nią drażnić.
-Z tym treningiem. Jaja sobie robisz,nie?
-Nie. Dostałyśmy zaproszenie od Piotrka. Na jutro.

-Mogę z Tobą iść?- jak chce, to potrafi być słodziutka ;)
-Tak, możesz- odpowiedziałam łaskawym głosem. Niech zna moje dobre serce.
-Aaaa....dziękuję,dziękuję, kocham cię!!!
-Wiem. Bądź u mnie o 13:30. O 14 mamy być na miejscu. Pasuje?
-Żartujesz?! Choćbym nie wiem co miała zaplanowane, to rzuciłabym wszystko. To może być jedyna okazja w moim  życiu, żeby sobie ich pooglądać podczas treningu J

-No to do jutra. Idź już spać. –jejku mówię jak jej matka
-Nie wiem czy teraz zasnę J
-Postaraj się. Musze kończyć. Pa
-Na razie!
Ok., teraz zostało TYLKO poprawić 20 kartkówek, i można udać się do krainy Morfeusza.
23 WRZEŚNIA
Dzisiaj pracę w szkole skończyłam wcześniej bo o 12:30. Niecała godzina na przygotowanie się. Zjadłam 2 kanapki, które pospiesznie zrobiłam po wejściu do domu. Wzięłam prysznic, przebrałam w wygodniejszy strój, czyli jeansy, t-shirt, zarzuciałm jeszcze ciepły sweter i byłam gotowa. Miałam jeszcze trochę czasu, więc jak myślicie co zrobiłam? Poszłam na moją kanapę. Ale tu uwaga, niespodziewanka! Usiadłam jak człowiek, przyjmując normalną pozycję. Nie chce sobie pognieśc ciuchów. Siedzę, siedzę, troszkę mi nie wygodnie, jakoś dziwnie się czuję, ale i tak myślę. Myślę, co ja robię?! Po co ja tam ide. Przecież ja nie lubie sportu. A patrzeć na kilkunastu facetów odbijających piłkę między sobą, to przecież nudne jest! Zupełnie nie w moim stylu. Ale klamka zapadła. Nie mogę tego zrobić ani Dianie, ani Piotrkowi. Obiecałam.
Dochodziło w pół do drugiej, więc wyszłam z mieszkania. Postanowiłam że poczekam na Dianę przed blokiem. Przyszła praktycznie minutę po mnie. Jak jej zalezy to potrafi spiąć tyłek i się pospieszyć ;)
-Idziemy? No chodź już. Bo się spóźnimy. Tam zaparkowałam mój samochód.-wskazała palcem na parking nieopodal.
-Taaa...idziemy.- kurczę,biję entuzjazmem na kilometr. Nie dobrze.
Po ok. 20 minutach dojechałyśmy na Podpromie. Diana praktycznie wyfrunęła z auta, ja szłam za nią. Weszłyśmy do środka i udałyśmy się na halę. Zaprowadziły nas dźwięki odbijanych piłek, skrzypiącego obuwia i krzyku mężczyzn.
Cichaczem usiadłyśmy na trybunach, blisko parkietu. Piotrek i Olieg zauważyli nas od razu. Pomachali nam na przywitanie, co obie odwzajemniłyśmy. Tym gestem wzbudziłyśmy ciekawość we wszystkich graczach, którzy chyba nie wiedzieli o naszej wizycie do teraz....
Ale nic nie mówili. Owszem, byli zdziwnieni,ale grzecznie się uśmiechnęli i wrócili do swoich zajęć. Diana patrzyła w pomarańczowe jak zahipnotyzowana.
-No to który ci się podoba. Mów, załatwię ci spotkanie. Mam przecież znajomości-puściłam do niej oczko i roześmiałam się. Troszeczkę za głośno, bo starszy pan który zarządzał tymi wszystkimi wielkoludami spojrzał wrogo w nasza stronę.
A niech patrzy. Przyszły dwie laski, to wykorzystuje każdą okazję żeby sobie pooglądać.
-Mi? Wszyscy są fajni,ale niestety większość jest zajęta.
-Pit jest wolny...- odparłam obojętnie.
-Już niedługo....
-Tak? Skąd wiesz?- poczułam małe ukłucie w sercu. Mam nadzieję , że to nie zawał....
-Intuicja.
Ale rozmowna....Podziwiam mocne uderzenia piłki w parkiet przez siatkarzy, ciągle nie wierzę , ze można tak wysoko skakać. Ale ja się na tym nie znam. O tym już przecież wiecie. Oparłam ręce na kolanach, jednoczesnie trzymając twarz w dłoniach. Zamyśliłam się. Patrzyłam w jeden punkt. Całkowicie odizolowałam się od otoczenia. Wróciłam na ziemię, gdy moje pole widzenia zostało ograniczone. Ktoś bardzo wysoki stanął przede mną. Powoli podnosiłam wzrok. Piotrek. A to niespodzianka! Uśmiechnęłam się, choć w myślach wiedziałam, że coś się święci.. 

Zadanie domowe:
1)posprzątać torebkę/kupić większą/nosić ze sobą worek po ziemniakach z moimi szpargałami
2)zapytać Dianę, czy wie coś o czym nie wiem ja
====================================================================
Witamy w ten piękny, i wyczekiwany piąteczek :)
Chciałyśmy powiedzieć, że jest strasznie miło, że to opowiadanie się podoba. Szczerze mówiąc, na początku nie liczyłyśmy, że przypadnie wam ono do gustu. Tym większa była nasza radość, gdy pod ostatnim rozdziałem, pojawiło się parę sugestii, aby rozdziały były dodawane częściej. Ostatecznie padło, że kolejne lekcje będą dodawane co tydzień, podczas weekendu, gdyż w tygodniu wypełniamy  jeden monotonny plan : obudzić się, przeżyć, iść spać :) Nie będziemy się rozpisywac, jakie to życie ucznia jest ciężkie, bo wszystkie zainteresowane wiedzą o czym mowa :)
Mamy cień nadziei, że chociaż ten rozdział nie był monotonny, i spodoba się wam nie mniej niż poprzednie :)

środa, 31 października 2012

LEKCJA 3-SZTUKA UMIEJĘTNEGO OBSERWOWANIA, CZYLI PIERWSZE OZNAKI CIĄŻY.


21 WRZEŚNIA
Wczoraj zwołał nas wszystkich prezes i oznajmił, że jutro będziemy tu mieć wycieczkę z podstawówki. Bezdzietna część drużyny zareagowała tak samo:
-Będziemy musieli niańczyć jakieś bachory zamiast normalnie trenować.
Zupełnie inaczej przyjęli to nasi "tatusiowie". Igła nawet zaczął śpiewać "Wszystkie dzieci nasze są". Wyraźnie mu się ten pomysł spodobał. Zbyszek jako największy kobieciarz zapytał oczywiście o panie opiekunki
-Przecież ty masz Aśkę to się jej trzymaj!-Igła poczuł się w obowiązku interweniować.
-No właśnie.-prezes poparł Krzyśka ze śmiechem.-A tak na marginesie to mają być dwie nauczycielki.
Ucieszyliśmy się, że nie będziemy musieli sami zajmować się tymi dzieciakami.
Dzisiaj już od rana na hali panowała atmosfera nerwowego oczekiwania. Sam nie wiem czemu większość drużyny bała się spotkania z dziećmi. Ja też. Aż tak odważny nie jestem. Do tego trener podzielił nas na kilka grupek żeby, jak to określił, wszystko poszło sprawnie i szybko. No i wyszło tak, że mam się zająć siódemką dzieci. Na szczęście jako nieżonaty i niedzieciaty wynegocjowałem, że pomoże mi jedna z nauczycielek. Przynajmniej tyle...
JAGODA
Wyruszyliśmy spod szkoły o 9. Miałam większego stresa niż przed obroną magisterki. Diana mi miała pomóc i co? I się okazało, że jestem tępa jak nóż z promocji. Ale w końcu nie moja wina, że cała moja rodzinka jest mało sportowa. Mam tylko nadzieję, że moi uczniowie się nie zorientują, że nic nie kumam. Jechaliśmy 45 minut! Na piechotę byłoby szybciej! Rzeszowskie korki są straszne. Chociaż dla mnie im dłużej tym lepiej. Mniej czasu na hali to mniej czasu na ewentualną kompromitację. Gdy w końcu stanęliśmy przed halą lekko zaczęłam się bać. No dobra. Miałam pietra jak stąd do tamtąd. Szybko się jednak pozbierałam i poszłam ze wszystkimi w stronę wejścia. W środku dzieciaki dostały głupawki. Biegały, skakały, krzyczały. I, co najgorsze, co chwila pytały mnie np. "A myśli pani, że Bartman da mi autograf?" A skąd ja mam wiedzieć kto to jest Bartman!? Na szczęście dosyć szybko na korytarzu pojawił się prawie 2-metrowy. Facet. Zapewne siatkarz.
-Witam. Nazywam się Olieg Achrem i jestem kapitanem Resovii. Zabiorę was na boisko, gdzie podzielimy się na mniejsze grupy i moi koledzy oprowadzą was po tym budynku.-Uf! Całe szczęście. Nie będę musiała na żadne pytania odpowiadać bo dzieci zajmą się siatkarzami. Swoją drogą jak dziewczynki zobaczyły tego kapitana to im się oczy zaświeciły. Fakt. Całkiem niezły jest. Tylko dlaczego ma taki dziwny akcent? Muszę zapytać Diany... Skończyłam rozmyślać gdy doszliśmy na boisko. Matko! Jakie to duże! Na ławce rezerwowych (Chyba) siedzieli siatkarze (chyba). Na nasz widok podnieśli się i podeszli do nas. W międzyczasie Sylwia (jedna z moich uczennic) zapiszczała do mnie:
-Proszę pani! Cichy Pit tu idzie!!-zgłupiałam. Jaki Cichy Pit!? Że niby ten wielki facet!? Zaraz... Chwila... Czy to nie jest ten od brzucha? No Tak! O żesz ty. On jest przystojny!
-Dzień dobry. Nazywam się Piotr Nowakowski.-Co on taki oficjalny!?
-Jagoda Szpak. Miło mi.
-Pani Jagodo. Czy mógłbym prosić panią o pomoc?
-Jasne. Ale wolałabym żeby mówił mi pan po imieniu.-tylko moi uczniowie mogą do mnie mówić per pani.
-Ale ty też będziesz mi mówiła Piotrek albo Pit. Byle nie Cichy...-Zna mnie 3 minuty a już warunki mi stawia! Nie mam nic przeciwko:)-No to chodźmy.
-A... dokąd?
-Nie powiedziałem?-lekko się chłopina speszył.-Zaraz ci wyjaśnię...
PIOTREK
Co ja poradzę, że głupieję przy pięknych dziewczynach.  Teraz też zapomniałem jej powiedzieć jak ma wyglądać jej pomoc. No nieźle chłopie. Już na starcie się kompromitujesz. Na szczęście moje nieogarnięcie chyba jej nie przeszkadzało.
-Więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc.
-A ty co? Polonistka?
-Bingo!
No i druga wpadka zaliczona... Co się ze mną dzisiaj dzieje!?
-O kurde... Sorry. Nie chciałem cię obrazić czy coś...
-Mniejsza z tym. Powiedz w końcu o co chodzi, bo wszyscy sobie gdzieś idą...
-Podzieliliśmy dzieci na grupy. Ale to chyba Alek wam powiedział?
-Kto?
-No Alek. Nasz kapitan.
-A tak. Mów dalej.
-No. A ja nie mam za dużego doświadczenia z dziećmi więc chciałbym, żebyś mi pomogła.
-Jasne. Od czego zaczynamy?
-Może najpierw pokażę wam szatnie?
No i poszliśmy. Na moje szczęście Jagoda świetnie radziła sobie z dziećmi. I cały czas spotykaliśmy inne grupy (dziwnym trafem najczęściej Igły i Alka) więc podpinaliśmy się pod nie i mogłem odpocząć. Nie wiem czy Jagoda zauważyła, ale cały wolny czas się na nią gapiłem jak sroka w kość. W końcu zorientowałem się, ze i ona na mnie co jakiś czas zerka. Za którymś razem odwróciliśmy się w tym samym momencie. Jagoda chyba się troszkę zawstydziła. 
Gdy obeszliśmy już całą halę przyszedł czas na trening. Mieliśmy nauczyć trochę te dzieci odbijać piłkę. Gdy zaczęliśmy Kosa wpadł na pomysł żeby nauczycielki też się trochę poruszały. Ta druga od razu weszła na boisko natomiast Jagoda długo się opierała. Chciałem ją namówić, ale była twarda.
-Piotrek. Jeżeli nie chcesz mieć na boisku trupa w mojej osobie to lepiej żebym się piłki nie dotykała.
-Nie daj się prosić. Dam ci indywidualne lekcje odbijania.-uśmiechnąłem się najpiękniej jak umiałem. Chyba podziałało, bo podniosła się z miejsca. Była jednak średnio zadowolona. Rzuciła tylko:

-Zbłaźnię się.-i grzecznie podreptała za mną na boisko.



Stałam sztywna jakbym połknęła kij od mopa. Z przerażeniem patrzyłam, jak dzieci i siatkarze ustawiają się w wielkim kole. Uznali, że odbijanie przez siatkę nie będzie dobrym rozwiązaniem. Jeden z graczy woła mnie gestem ręki. No to idę. Idę i myślę. Bardzo intensywnie. I wymyśliłam!
-A nie potrzebujecie sędziego? Przecież w prawdziwych meczach, ktoś czuwa nad prawidłowym przebiegiem gry...
-Czy ja wiem... to tylko zabawa, więc możemy nagiąć zasady.- ten  z tym dziwnym akcentem posłał mi szeroki uśmiech. Nie pozostało mi nic innego jak poddać się i zrobić siebie idiotkę.
Stanęłam pomiędzy moimi dwoma wychowankami i czekałam aż dostanę tym twardym przedmiotem w łeb. Żeby mieć jeszcze jakiekolwiek szanse na obrone to kręciłam głowicą w każde miejsce w jakie trafiała piłka. Nikt do mnie ( ani we mnie) nie rzucał. I nawet zaczęło mi się to podobać. Do czasu....Piotrek od brzucha :D uznał że się nudzę i posłał piłkę w moją stronę. Jako że w czasach młodzieńczych moją obecność na lekcjach wf można by porównać do ilości orzechów arachidowych w budyniu, to mogłam wyglądać dość nieporadnie podczas przyjmowania tej piłki. Ale cóż...to nie wybieg, liczy się to, że piłka pięknie poleciała w stronę jednej z moich uczennic. Ale byłam z siebie dumna! Ale co! Akcja się rozkręca. Dostaję drugą piłkę.....Trzecią......Czwarta jest właśnie w powietrzu, gdy Alan (największy oszołom w mojej klasie) nie zasadzi mi łokciem w brzuch. Ałłł..... Zgięłam się w pół. Naprawdę bolało. Nie dostałam od byle kogo, bo Alan posturą przyglądał wyrośniętego gimnazjalistę. Muszę się stąd ewakuować.
-Przepraszam was,ale ja chwilę odpocznę...
-Boli?- autorem tego inteligentnego pytania był, o ile dobrze pamiętam, Bartman. Nie, cholera, swędzi!
-Troszeczkę....
-Pomóc ci?- teraz Pit
-Nie, dam sobie radę.- Tak naprawdę nie chciałam żeby dłużej patrzył na mój totalny upadek. Wyszłam na jakąś pokrakę i sierotę. Najpierw boję się dotknąć piłki,a potem doznaję „kontuzji”
A on poszedł za mną. No jaki uparty! ( I troskliwy...tego nie powiedziałam ja!)
-To moja wina. Gdybym nie zaciągnąl cię na boisko,nic by się nie stało.
-Spoookojnie...Nic mi nie będzie. Poboli i przestanie. Ty chyba coś o tym wiesz?- uśmiechnęłam się. A niech się chłopina cieszy!
-Co nieco...-patrzył to w sufit to na podłogę. Spojrzałam do góry. Na suficie nic szeczgólnego. Lapmy, jakieś stelaże....
-Ale nie jesteś w ciązy???
Zamurowało mnie.
-Ja?
-No wiesz, uderzenie w brzuch w stanie błogosławionym jest nie wskazane.
No raczej.
-Nie,no co ty. A dlaczego tak sądzisz?- No! Skoro jesteś taki odważny to powiedz ze jestem za gruba. No powiedz!
-Bo głupi jestem.
Spojrzałam na niego pytająco
-Nie wiem co mi przyszło do głowy. Przecież gdybyś była w ciązy nie grałabyś w piłkę...
-Pewnie tak...
Wstał i podszedł do ławki, gdzie leżała jego torba. Wyciągnął kwadratową karteczkę i coś na niej nabazgrał.
-Masz. To jest mój numer telefonu. Gdyby coś było nie tak- wskazał na mój tułów- to biore to na siebie.
-Nie przesadzaj. Już prawie mnie nie boli. Nie wybieram się do szpitala.
-Ale nalegam.
-No dobrze.
Wzięłam ten numer dla świętego spokoju. A nóż widelec się przyda. 
Zadanie domowe :
-zrobić Alanowi mega sprawdzian z nieprzerobionego jeszcze materiału ;)
-nie wiem, czy to była jakaś aluzja ze strony Piotrka, czy głupia wpadka, ale może czas przejść na dietę
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim :)
Dzisiaj rozdział wcześniej, to z radości z tego długiego weekendu. Narazie nie myślimy o tym, że nauczyciele pozadawali nam tony zadań. No przecież mamy pół tygodnia wolnego!Nic tylko siedzieć i się uczyć. Absurd.
A w opowiadaniu, siatkarze jak widać zagościli na dobre, a właściwie jeden siatkarz ;)
Dziękujemy wszystkim za miłe słowa w komentarzach, aż się chce pisać :D
Pozdrowienia!