sobota, 26 stycznia 2013

LEKCJA 12 : KONSEKWENCJE NASZYCH CZYNÓW, CZYLI PEWNE DECYZJE TRZEBA PRZEMYŚLEĆ.

Weszłam do mieszkania po dłuuuugim pożegnaniu. Rozebrałam się i walnęłam na kanapie oczywiście w mojej ulubionej pozycji. Wiem, że miałam się przygotować do lekcji na jutro ale co tam. Pójdę na żywioł. Po pierwsze teraz mi się nie chce a po drugie to tak mnie Piotrek nastroił, że nie mogę się skupić. Tak sobie siedzę i myślę. Wiadomo o czym. A raczej o kim. I myślę też o tym, co mi Piotrek powiedział. O tym, że gdybym nie zostawiła Wojtka to pewnie teraz nie byłabym z Nowakowskim. I muszę się wam przyznać, że będę dozgonnie wdzięczna Wojtkowi za to, że dał mi powody żebym od niego odeszła. Wiem, gadam jak wariatka ale co ja poradzę, że ten siatkarz tak na mnie działa? Z tego mojego rozmyślania wyrwał mnie telefon.
-A dzwoń sobie. Nie mam zamiaru się ruszać.
Ale od razu sobie pomyślałam, że może to Piotruś (do czego to doszło żebym ja zdrabniała imię chłopaka...)? No więc niechętnie ale zwlokłam się (a raczej spadłam i to prosto na głowę!) z kanapy i kolejny raz zabawiłam się w poszukiwacza skarbów. Jak to zwykle bywa mojej torebki nie da się normalnie otworzyć i wyjąć z niej to co jest potrzebne. No przecież to byłoby za łatwe. I nagle wpadłam na genialny pomysł. Odwróciłam torebkę do góry nogami i wysypałam jej zawartość na kanapę. Czego tam nie było!? Od notatnika i komórki począwszy na zużytych i nie do końca złożonych długopisach skończywszy. Ale co tam. Ważne, że telefon, który oczywiście już dawno przestał dzwonić, znalazłam. Któż to się do mnie dobijał o 22? Mama. O cholera... Nie dzwoniłam do niej ładnych parę dni... Albo nawet tygodni... Dzwonić teraz? Jak zadzwonię to mnie ochrzani. Ale jak nie zadzwonię to też i to bardziej. Dobra. Wybiorę mniejsze zło. Dzwonię. Odebrała zanim skończył się pierwszy sygnał. (Myślicie, że mogę wysłać do niej Dianę na korepetycje z szybkiego odbierania telefonu?)
-No Jagoda! Już mieliśmy z ojcem na policje dzwonić! Jak można przez 2 tygodnie się do rodzonych rodziców nie odzywać?! Przecież to jest nieodpowiedzialne. Nie pomyślałaś, że my się będziemy martwić. Ja nie wiem! Czy ty chcesz nas do grobu wpędzić?
Stara śpiewka mojej mamy. Tylko, że czasem zmienia ramy czasowe kiedy się nie odzywam. I żeby nie było. Ja jestem bardzo dobrą córką tylko czasami nie do końca zdyscyplinowaną.
-Cześć mamusiu. Ja też się cieszę, że cię słyszę.
-Ty mi tu nie wyjeżdżaj z też się cieszę tylko mów czemu się tak długo nie odzywasz?-jest dobrze. Mama mięknie. Słyszę to po głosie.
-No wiesz... Nie ma czasu. Praca praca chłopak praca...
-Dziecko nie możesz ciągle pracować. Musisz mieć jakieś życie osobiste... -tak, moja mama ma lekko opóźniony zapłon ale jest najukochańszą osobą na świecie.-Czekaj. Powiedziałaś chłopak?
-Noo...
-Jaceeeeek!!! Jagoda ma chłopaka!!!
No tak. Przecież mama nie wytrzyma 5 minut. Musi powiedzieć tacie natychmiast.
-Jagódko kochanie tak się cieszę. Kto to jest? Jakiś nauczyciel? Znam go?
-Nie wiem. Raczej nie. I raczej ci się nie spodoba jak ci powiem kto to...-strzał w kolano...
-Rany Boskie... W co ty się wpakowałaś?
-W nic. Po prostu nie spodoba ci się bo to siatkarz...
Cisza. Ej no. Teraz to się przestraszyłam. A jak ona teraz zawału dostała albo coś. Bo na temat sportu to ona ma takie zdanie jak ja kiedyś. Tylko że ja się wyleczyłam a ona nie.
-Mamo? Jesteś tam?
-Jestem. Ale powiedz mi, mało jest chłopaków na świecie? Przecież możesz być z kim chcesz. Z nauczycielem, z taksówkarzem, z lekarzem. Ale nie! Ty musisz sobie wybierać jakiegoś siatkarza, który ma iloraz inteligencji poniżej średniej krajowej.
-Mamo!! No teraz to przegięłaś!! Siatkówka jest najbardziej inteligentną grą jaką znam. Widziałaś kiedykolwiek mecz siatkówki?-pytanie retoryczne. Wiadomo, że nie.
-Nie...
-No właśnie. A ja kilka widziałam i w tej grze trzeba naprawdę mocno główkować i to bardzo szybko.
-A co jest trudnego w tym żeby wyskoczyć i przebić piłkę przez kawałek siatki??
-Nie będę ci tego tłumaczyć przez telefon bo to jest zbyt skomplikowane. Ale gwarantuje ci, że jak poznasz Piotrka to go polubisz.-No przecież jego nie da się nie lubić!
-A kiedy go poznam?
-Możemy wpaść w sobotę...-Piotrek mnie zabije... Mam nadzieję, że uczniowie się zrzucą na jakiś stylowy wieniec.
-Będziemy czekać.
-To jeszcze się zdzwonimy i pogadamy co i jak. Muszę kończyć. Do roboty rano idę. Pozdrów tatę. Pa.
-Dobranoc.
I tyle! Żadnych słodkich snów ani czegoś w stylu. Zawsze mi tak mówiła! Chyba się rozpłaczę. Niech mnie ktoś przytuli... Nie no aż tak to nie. Ale nie miałabym nic przeciwko żeby Piotrek mnie objął tymi swoimi łapami. W każdym razie mama się obraziła. Trudno. Jutro się będę martwić. Idę spać.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Już sama nie wiem co powodowało moją bezsenność. Pełnia księżyca? Nie. Może Piotrek? Poniekąd.  Moi rodzice? Zdecydowanie.  Tak, spotkanie moje i mojego Piotrka ze staruszkami. Rozum mi mówił, że to za szybko, znamy się z Nowakowskim zaledwie 2 miesiące i wydaje mi się, że to nie jest najodpowiedniejszy czas na rodzinne spotkania. Tylko moich rodziców, tak łatwo przekonać nie jest, i użycie nawet najpiękniejszych środków stylistycznych nie pomoże. Obawiam się też reakcji Piotrka. No bo ludzie, ja wczoraj ( na moim ściennym zegarku widnieje godz. 2 w nocy) wróciłam z drugiej randki! Nie, jest stanowczo za wcześnie na spotkanie z moim rodzicielami. Jednakże, nie za wcześnie, aby w końcu oddać się Morfeuszowi.


Rano obudziłam się przed budzikiem. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce, gdy miałam 6 lat i czekałam na przyjście św. Mikołaja. Ważna data. Wstałam z łóżka, wykonałam wszystkie poranno-toaletowe czynności i udałam się do kuchni z zamiarem przyrządzenia sobie jakiegoś wartościowego śniadanka. Witaminy i składniki odżywcze mogą się dzisiaj przydać, biorąc pod uwagę braki w moim śnie. Przyrządziłam pięknie wyglądające kanapki, oraz kawę. Pomyślałam, że jedząc zobaczę sobie w moim prywatnym Podręczniku Nauczyciela jaki dziś temat mam do zrealizowania z dziećmi.  Stanęłam w progu i od razu przywitał mnie niemiły widok. Na środku pokoju leżała rozwalona cała zawartość mojej torebki. Dzieło dnia wczorajszego. Wzruszyłam tylko ramionami i w jednej ręce niosąc talerz z kanapkami a w drugiej kubek, zgrabnie kopnęłam skórzaną torebkę, która przeszkadzała mi w dojściu do kanapy.

Dzięki Bogu, pracę na dziś skończyłam. Same lekcje- jak to lekcje. Rozrywkę za to zapewniła mi pani dyrektor, która uwaga, zarządziła wywiadówkę! Tylko tego mi do szczęścia brakowało...Moja rozpacz sięgała zenitu. Przypomniałam sobie wtedy o mojej Dianie.
-Kochanie, psiapsióło ty moja, ratuj!- nie tracąc czasu za zbędne przywitania, od razu przeszłam do rzeczy. W telefonie słyszałam jakieś szmery. Ale tylko przez momencik. Potem do moich uszu dotarł pisk Diany.
-Jesteś w ciązy z Nowakowskim?!
-Zdarło cię?  Spotkajmy się, musze z Tobą pogadać.
-Ale co się stało?
-Długa historia. Masz chwilkę? Najlepiej teraz?
-Ok., wpadnij do mnie teraz. Tylko uprzedzam, mam gościa.
-Faceta?
-Jeżeli mnie wzrok nie myli to tak!
-W takim razie powiesz mi tylko co mam zrobić i znikam, ok.?
-Jasne, czekamy :)
************************************************
 
Witamy po długiej przerwie:) Trochę nas tu nie było, ale wszystko przez małe zmiany. Ogarnęłyśmy się w końcu no i jest to coś. :) Jagoda mówi szybciej niż pomyśli, a jakie będą tego konsekwencje? Odpowiedź niebawem :)
P.S  Starałyśmy się nadrobić nasze braki w komentowaniu, ale jeżeli są jeszcze blogi, na których ostatnio nie byłyśmy, obiecujemy że to się szybko zmieni :)
Gorące pozdrowienia :)
 

piątek, 11 stycznia 2013

LEKCJA 11: CZUJNOŚĆ I PEWNOŚĆ SIEBIE JAKO PODSTAWY UDANEJ KONWERSACJI.


Piotrek nie wie, że wchodzi na grząski teren. Jedyne gołąbki jakie mi smakują robi moja babcia. Nie lubię nawet gołąbków mojej mamy. Tylko jej nie mówcie. Ona myśli, że je uwielbiam. Potrafię świetnie grać. Muszę pomyśleć o prowadzeniu jakiegoś kółka teatralnego albo coś. Ale na razie trzeba coś powiedzieć Piotrkowi, bo stoi biedak i się we mnie wgapia...
-Lubisz gołąbki?-przełamała się bestia i zapytała pierwsza.
-Gołąbki to trudny temat...-zaczęłam dyplomatycznie. Ale co ja będę tu owijać w jedwab.-W sumie to lubię tylko te, które zrobi moja babcia... Ale może twoje będą następne?-Nie będą ale musiałam coś powiedzieć żeby chłopakowi nie było przykro.
-Mam nadzieję. Smacznego.
Zaczęliśmy jeść. Jedliśmy w kompletnej ciszy. Co to stypa czy randka!? Dobra może Pit się stresował? Albo mu się tak podobam, że zaniemówił? W każdym razie ja nic nie mówiłam, bo... Domyślacie się? Bo mi smakowały gołąbki. Może nie były takie dobre jak babci ale całkiem niezłe. A może tak się zakochałam w kucharzu, że nawet gdyby mi podał wątróbkę (której NIENAWIDZĘ!!) to powiedziałabym, że jest super. Nieważne. Ważne, że jak już skończyliśmy jeść to się nie mogłam nachwalić jakie jedzenie było pyszne.
-Piotruś a teraz się przyznaj. Kto ci te gołąbki zrobił?-mój zmysł nauczycielski podpowiedział mi, że ktoś tu kłamie.
-Noo... Sam zrobiłem...
-Taa... Piotruś nie zapominaj, że wszelkie próby oszukiwania przerobiłam już z uczniami. No powiedz Jagódce.
-No dobra... Natalia mi pomogła...-kto to jest Natalia?? Aaaaa już wiem! Żona Alka! No proszę. Jeszcze trochę i ekspertem będę. -Ale tylko trochę mi pomogła!! Ja zrobiłem sos i farsz...
-Powiedzmy, że ci wierzę...-tak na mnie patrzył, że uwierzyłabym nawet gdyby mi powiedział, że właśnie gapi się nam w okno latająca krowa. -Mieliśmy poważnie pogadać.
-O czym?
-No wiesz. Na razie wiem o tobie tylko tyle ile pisze na Wikipedii... Czyli raczej niewiele.
-To pomyśl sobie, że o tobie jeszcze nikt na Wikipedii nie napisał.-ale się chłopak wyrobił!
-Fakt. To co chcesz wiedzieć?
-Wszystko!
O matko... Nie cierpię opowiadać. Wolę odpowiadać na pytania! Chyba, że na lekcji. Wtedy mogę gadać 45 minut.
-To zacznę od tego, że wolę odpowiadać niż opowiadać.
-No dobra... To powiedz mi czy tylko mi się wydaje czy nie znasz się na siatkówce?- kurde... Tego nie przewidziałam. Trzeba wymyślić jakąś elokwentną odpowiedź.
-No to tak... Powiedzmy, że nigdy się tym nie interesowałam... Wolałam inteligentniejsze zajęcia...
-Uważasz, że siatkówka jest mało inteligentna?-ale się wkopałam...
-Tak uważałam zanim cie poznałam. A teraz jak już sobie coś o niej poczytałam i pooglądałam to widzę, że w tej grze trzeba strasznie dużo i szybo myśleć. A to jest właśnie inteligencja...-ale pojechałam... A najlepsze, że ja tak myślę. Albo zaczynam myśleć. -To teraz ty mi powiedz dlaczego cię nazywają Cichy Pit?
-Generalnie to tak jakoś do mnie przylgnęło, bo nieśmiały jestem. Wróć! Byłem. Bo ostatnio się przełamuję. -w tym momencie zupełnie niespodziewanie nastąpił długi i namiętny pocałunek, którego nie jestem w stanie opisać. Normalnie chyba na chwilę umarłam i byłam w raju... -I to jest tego najlepszym dowodem. Jeszcze parę miesięcy temu nie odważyłbym się pocałować dziewczyny, z którą jestem parę dni.
Taak... Mówiłam już, że ten chłopak jest cudowny, kochany i w ogóle najlepszy z najlepszych? Chyba mówiłam bo mam dziwne wrażenie, że się powtarzam. 
Jak już trochę ochłonęłam po tak cudownej czynności przystąpiłam do dalszej części wywiadu... Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że z każdym kolejnym pytaniem będzie mnie chciał bardziej przekonać do nieprawdziwości swojej ksywki i mnie jeszcze raz pocałuje.
-A dużo już było tych dziewczyn?
Pit kwaśno się uśmiechnął w odpowiedzi na moje pytanie.
-Wiesz.... z miłością bywa różnie- zaczął
-Zdaję sobie sprawę, jednak nie wiem do czego zmierzasz
-Miałem 2 dziewczyny. Oba związki uważałem, za poważne, jednak i tak nie równają się one z miłością Jacka i Rose, z Titanica
-Nie poszedł byś za nie na dno?
-Nie.-odpowiedział, zdecydowanie kręcąc głową, co mnie odrobinę rozbawiło.
-Nie ładnie....-pokręciłam głową z dezaprobatą, jednak oboje się śmialiśmy
-A jak było u ciebie?
-U mnie bywało różnie. Byłam zakochana na zabój w jednym z chłopaków, którego poznałam na studiach. Miał na imię Wojtek. Był romantykiem, studiował ten sam kierunek co ja. Po 2 tygodniach zostaliśmy parą. Na początku było świetnie, a potem jak to zwykle bywa zaczęło się chrzanić. Ale nie na tyle by od siebie odejść. Byliśmy razem przez 3 lata. Ale gdyby się tak dobrze zastanowić, i odliczyć wszystkie nasze ‘ciche dni’ niewiele by z nich zostało.- chyba go zaskoczyłam długością mojej wypowiedzi, bo przez chwilę nic nie mówił, a wyglądał jakby analizował moje słowa.
-Zostawiłaś go?
-Tak.
-I dobrze. Inaczej nie poznałabyś mnie! Wypijmy za zdrowie Wojtka!- podniósł do góry swój kieliszek z winem, oczekując, aż ja zrobię to samo. Piotrek ciągle mnie zadziwiał. W grupie jest taki zamknięty w sobie, żyje we własnym świecie, a teraz? Chce pić za zdrowie mężczyzny, dzięki któremu mogę wykreślić 3 lata z życiorysu.
-Zdrowie!- oboje sączyliśmy trunek z kieliszków patrząc na siebie.
-Wierzysz w ślepy los?- zapytał, gdy go odłożył
-Nie. Każdy jest kowalem swojego losu, a co za tym idzie życia.
-W takim razie, na pewno masz jakieś marzenie, do którego dążysz.
-Owszem. Chcę wykładać na Oxfordzie.
-Rzeszowska podstawówka ci nie wystarcza?- zapytał, śmiejąc się
-Wiem, że stać mnie na więcej. A biorąc pod uwagę że moja kariera dopiero się zaczęła, mam na to duże szanse.
-I zostawiłabyś mnie?
-Nie, wyjechałbyś ze mną.- odpowiedziałam pewnie
-A siatkówka?
-Byłbyś nauczycielem wf-u
-Ale mnie stać na więcej.-był wyraźnie dumny ze swojej riposty
-W takim razie, co jest twoim marzeniem?
-Mam ich wiele. Jeśli chodzi o życie sportowe, to grać jak najdłużej, a jeżeli szczęście pozwoli, to wygrywać wszystkie turnieje po kolei. A w życiu prywatnym, chcę mieć żonę, dzieci, przynajmniej 3, z czego obowiązkowo, wśród nich musi być dziewczynka.
-A jeśli doczekasz się tej trójki, i będą sami chłopcy. Co wtedy?
-Do skutku.- odpowiedział śmiejąc się.
-Okeeej....
-No co? Moja żona musi mieć swoją kopię.
-Nie wnikam w tok twojego rozumowania.- odpowiedziałam poważnie, upijając łyk wina. Tak naprawdę nasza rozmowa nie była całkiem serio, ale pytania i dziwne odpowiedzi tworzyły wyczuwalną chemię między nami.
-Masz jutro trening?- zmieniłam temat
-Tak, a dlaczego pytasz?
Patrzyłam na obraz wiszący na ścianie i intensywnie myślałam. Moje pytanie było pretekstem do rozpoczęcia tematu siatkówki. Tak, ja tego chciałam.
- Weź mi to wszystko wytłumacz, bo nic z tego nie rozumiem.- Piotrek był zdezorientowany
-Ale czego Jagódko, nie rozumiesz?- jego głos był troskliwy , pewnie myśli, że dostałam jakiegoś ataku.
-No tej siatkówki!
-Aaa.... to jest bardzo łatwe. A ty, taka inteligentna kobieta, jeszcze szybciej wszystko pojmiesz. Chodź.- wyciągnął rękę, którą złapałam i razem poszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, a on zaczął coś majstrować przy DVD. Po chwili na ekranie 42-calowego telewizora pojawił się mecz. Siatkówki.
-Połączymy teorię z praktyką.-uśmiechnął się
-Oglądanie meczu nazywasz praktyką?- spojrzałam na niego niedowierzając.
-Dokładnie.- nie przejął się zbytnio moja ironią i zaczął swój wykład.
-Otóż, jak widzisz podczas jednego spotkania rywalizują dwie drużyny. Punkt zdobywa się, gdy po trzech dotknięciach piłki  jednej drużyny,  ona ląduje w boisku drugiej. Aby wygrać seta należy zdobyć 25 punktów. Aby wygrać mecz trzeba wygrać 3 sety. Nadążasz?
-No pewnie
-.Poszczególne elementy i zasady  pokaże ci oglądając. Pytaj gdybyś nie wiedziała o co chodzi.
-Jasne.
Gapiliśmy się w ekran i co chwila wybuchaliśmy śmiechem, na widok min siatkarzy, którzy skakali do bloku, a realizatorzy decydowali się na zwolnione tempo.
-A tak w ogóle co to za mecz, nie ma cię, a masz go w swojej kolekcji DVD?
-Bo ten mecz leci na żywo.- odpowiedział z uśmiechem
Ale wtopa. Ale chwila.
-A po co włączyłeś DVD?
-Dla zmyły!- przestał się śmiać, gdy oberwał czarną poduszką, którą akurat miałam pod ręka. Niech się facet cieszy, że poduszką!
-Odwieź mnie do domu.- zaplotłam ręce na piersi, rzucając tradycyjnego focha. Piotrek oczywiście nic sobie z tego nie robił, wbijając we mnie swój wzrok.
-A jeśli się nie zgodze?
-Pójdę na piechotę.
-Nie znasz miasta.
-Zamówię taksówkę
-Jak chcesz...- teraz on się „obraził”
Zmiękłam.
-Oj Piotruś, żartowałam...- uśmiechnęłam się do niego słodko.
-Czyli zostajesz?- wyraźnie się ucieszył.
-Bardzo bym chciała. Ale wiesz...dzieci na mnie liczą. Nie mogę ich zawieść i nie przygotować lekcji na jutro.
-Musisz?
-Muszę.
-No dobra....-niechętnie podniósł się z sofy i razem poszliśmy do przedpokoju gdzie ubraliśmy swoje okrycia wierzchnie. Gdy zapinałam kolejne guziki mojego płaszcza, Piotrek, już gotowy, bacznie mi się przyglądał. Dziwnie się czułam.
-Co?- zapytałam niepewnie.
-Dłużej nie wytrzymam.- podszedł i kolejny raz tego wieczoru połączył nasze usta w tak gorącym pocałunku, jakiego, uwierzcie, sama się nie spodziewałam.
*****************************
Słodko, aż mdli :D Ale to wszystko wina pana Nowakowskiego ;) Jego urok ewidentnie działa na Jagodę.  Gdyby tak nie było, nie zjadła by gołąbków ;D

piątek, 4 stycznia 2013

LEKCJA 10: GOTOWAĆ KAŻDY MOŻE, KULINARIA I JEJ RÓŻNE OBLICZA.


Przerwa ma 10 minut, więc trzeba coś wymyślić, żeby mu "umilić" tą wizytę... Nie żebym miała coś przeciwko, ale jakieś atrakcje w związku muszą być. Inaczej by się chłopak zanudził. Tak intensywnie to chyba nie myślałam od pamiętnego sprawdzianu z matematyki w gimnazjum. Dlaczego pamiętnego? Bo wtedy jeden jedyny raz dostałam piątkę!! I wcale nie ściągałam!! No więc włączyłam teraz najczarniejsze zakątki mojego mózgu (w pewnym momencie myślałam, że mi dym uszami wylatuje), ale jedyne co wymyśliłam to jakimś cudem spotkać go z fankami, a raczej hotkami (ha! doszkoliłam się), z 6a. Podsłuchałam kiedyś na przerwie jak mówiły o Picie jaki to nie jest przystojny i w ogóle cudny. Sprawdziłam na planie lekcji gdzie mają lekcje i już wiedziałam co zrobię...
Dokładnie 5 minut po dzwonku zapiszczał mój telefon oczywiście ku wielkiej radości moich uczniów. SMS od: Piotrek Jestem przed szkołą. Gdzie teraz? Zabawę czas zacząć. Wystukałam szybko Wejdź do szkoły. Jestem w sali 11. Oczywiście byłam w 13;) Ale zawsze uczyłaś w 13. Cholera! A on niby skąd o tym wie!? Jasnowidz jakiś czy jak? Ale musiałam się z kimś zamienić. Wchodź nie marudź! Czekam. To powinno uśpić jego czujność. Matko... Gadam jak jakiś policjant albo nie daj Boże przestępca! Co ta szkoła robi z człowiekiem... Nawet jak się jest nauczycielem. Ale ja tu gadu gadu, a według moich jakże dokładnych obliczeń za jakieś 3 minuty Pit powinien byś oblegany przez tłum fanek. Zadałam mojej klasie jakieś zadanie, którego, nie oszukujmy się, i tak nie zrobią i czekałam. W myślach odliczałam od 10 w dół. Zaczęłam się lekko niepokoić gdy doliczyłam do -40... Przy liczbie -48 z jedenastki dobiegł strasznie głośny pisk. Czyli wszedł. Powiedziałam tylko
-Idę zobaczyć co tam się stało. -i wybiegłam z sali, żeby zobaczyć minę Nowakowskiego. Odcinek 13-11 pokonałam z taką prędkością, że gdyby tu był fotoradar to miałabym śliczną fotkę. Otworzyłam drzwi (pukania i tak nie byłoby słychać więc po co tracić czas?) i jedyne co zobaczyłam to Piotrek oblepiony dziewczynkami jak słup ogłoszeniowy przed wyborami. Zauważył mnie i rzucił mi mordercze spojrzenie, które równocześnie mówił RATUJ!!! Może i jestem wredna ale nie do tego stopnia, żeby nie złamać się pod wpływem takiego spojrzenia. Postanowiłam wkroczyć do akcji. Zebrałam w sobie baaardzo dużo siły (trzeba jakoś przekrzyczeć ten tłum nastolatek) i wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
-Cisza!!!!!!!
Gdy już się względnie uspokoiły dodałam.
-Panie Piotrze dobrze, że pan jest. Pani dyrektor czeka.-No co innego mogłam wymyślić? Nic! Musiałam go jakoś wyciągnąć a tylko to mi przyszło do głowy. Wyszliśmy z klasy przy akompaniamencie westchnień szóstoklasistek. Na korytarzu zrobiło się strasznie zimno. Co to zima tak wcześnie? A nie. To tylko Piotrek mnie próbuje zamienić w sopel wzrokiem.
-Jagoda. Co to miało być?
-Ale że co?-będę grać niewinną.
-Specjalnie mnie zmyliłaś?
-Ja??? Piotruś. Gdzieżbym śmiała?
-Yhymm...
-Piotrusiu. Czy te oczy mogą kłamać?
-Chyba tak...
-Nie! Masz te kanapki? Strasznie głodna jestem.-zmienię temat, bo się zaczyna robić niebezpiecznie...
-Mam.-wyjął pojemnik z dwoma kanapkami.-Muszę lecieć na trening.
Ale stał dalej.
-No to czemu nie idziesz?
-Bo się focham.
Normalnie go strzelę za chwilę w ten uśmieszek, który mu ze ślicznych usteczek nie schodzi.
-Na mnie?
-Niee. Na taką jedną niedobrą panią profesor. Ale jak dostanę buzi to może pomyślę o przyjęciu przeprosin.
Cmoknęłam go w policzek.
-Tylko tyle?
-Tak!! W pracy jestem! Reszta wieczorem.
-No to idę....
-No to pa.
Tośmy pogadali... Gdybym pierwsza się nie ruszyła to byśmy tak stali do końca lekcji. Na szczęście ja jestem bardziej zdecydowana i poszłam do klasy
Zadowolona z siebie, nawet nie sprawdzałam tego zadania, które zadałam dzieciom. Dałam im czas wolny do końca lekcji, a co! Oj, biedaki, do końca lekcji zostało 3 minuty :D W związku z takimi okolicznościami, kazałam dzieciom spakować swoje manatki i mogli ulotnić się z klasy. Kiedy zostałam sama, wyciągnęlam się na moim super wygodnym profesorskim fotelu i zabrałam się za opylanie kanapek. Nawet dobre. W każdym bądź razie na pewno zdrowe, bo były tam wszystkie warzywa dostępne w naszej strefie klimatycznej. Zjadając ostatnią, wyciągnęłam komórkę i korzystając z ostatnich chwil przerwy wystukałam smsa do mojego prywatnego kucharza : „Dziękuję, za kanpaki były pyszne :* Sam robiłeś?”
Przekonana, że Nowakowski teraz ciężko trenuje na hali włożyłam telefon do torebki nie czekając na odpowiedź. Akurat zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec jedzenia. Do klasy weszły dzieci. Popatrzyłam na nich ze skupioną miną. Średnia wieku:13-14 lat. 6a! W ciągu 2 minut zdążyłam skoczyć na pierwsze piętro i wrócić z dziennikiem wyżej wymienionej gromadki. Sprawdziłam obecność, wpisałam temat, wykonałam jeszcze parę takich organizacyjnych czynności. Rzuciłam okiem na podrecznik dla nauczyciela. Jaki dzisiaj mamy temacik? Krótkie formy wypowiedzi. Będzie dużo pisania i kucia.
-Jutro będę pytac z tego tematu, więc proszę uważnie słuchac.-powiedziałam w stronę klasy, co spotkało się z tradycyjnym jękiem niezadowolenia. Sorry, life is brutal. Zapytałam młodzieży znają jakieś krótkie formy wypowiedzi, wszyscy rzucili tylko ogłoszenie. W takim razie notujemy: 1) zaproszenie-pisemna prośba o wzięcie udziału....
                                                                                *
Jest 11, a ja skończyłam już prace na dzisiaj. Bycie nauczycielem ma swoje plusy. Krocząc uliczkami przypomniałam sobie o moim smsie do Piotrka. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że mój luby rzeczywiście odpisał. Godzinę temu...
Oczywiście, że sam ;)  Dlatego ja-człowiek wielu talentów, które zapewne poznasz w bliższej lub dalszej przyszłości- zapraszam cię dziś na kolację. Jeśli nie masz żadnych planów, daj znać. Po treningu zadzwonię, i dogramy szcegóły. Miłej pracy ;)”
Piotrek jest dziwny. Najpierw mówi, że jestem w ciązy, czyli doszukując się ukrytego sensu, twierdzi, że mogłabym być odrobinę szczuplejsza, a teraz dba o moje prawidłowe wyżywienie, bardziej niż babcia. Ale odrzucając te wszystkie teorie, na kolację z nim wybiorę się chętnie. Musimy porozmawiać jak prawdziwa para. W sensie dowiedzieć się czegoś o sobie,czyli na przykład jaką mocną kawę pijemy.
A teraz  naprawdę kończę z tematami żywnościowymi. Musze iść na zakupy, bo w mojej lodówce gołe półki i lód. Cholera!
                                                                                    *
Wracając z zakupów zadzwoniłam do Piotra i umówiliśmy się, że spotkamy się w jego mieszkaniu. Sam zaproponował, przekonał mnie własnoręcznie zrobioną kolacją. Nie dawałam się prosić. W końcu jeżeli mężczyzna z którym jestem, lubi i chce dla mnie gotować, nie mogę go ograniczać ;) Uzgodniliśmy, że Nowakowski wpadnie po mnie o 18. Na szczęście, na jutro nie mam żadnych kartkówek, sprawdzianów i innych prac pisemnych do oceny, nie muszę się więc zbytnio spieszyć. Może nawet do 21 zostanę, a co!
                                                                                *
17.00. Jestem strasznie głodna, katuje się od południa. Nie mogę przecież nic zjeść bo Pit będzie na mnie zły. Aby chociaż na chwilę zapomnieć o głodzie, wzięłam się za siebie. Na tą dzisiejszą randkę- bo chyba mogę tak powiedzieć- ubiorę botki na obcasach, rurki, koszulkę i jakiś dłuższy sweterek. Wyprostowałam włosy, zrobiłam mocniejszy makijaż, ubrałam się i czary-mary : 17:50. No to ja już jestem gotowa, wyrobiłam się idealnie. Pozostało mi tylko czekać na mojego siatkarza.
Takowy przybył równiuteńko o 18.00.
-Witaj. To dla Ciebie- Piotr pocałował mnie w policzek i wręczył mi bukiet czerwono krwistych róż. No kreatywny to on nie jest... Ale cóż, żeby nie powielać stereotypów o kobietach, że my to niby nic nie doceniamy itp., itd., oczywiście ucieszyłam się z tej wiązanki chwastów.
-Dziękuję. Są piękne.
-Sam wybierałem- wypiął dumnie pierś, co od razu sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Chodźmy już, bo danie główne zostawiłem w piekarniku, i wiesz...nie chcę żeby się spaliło
-Jasne, jasne...jedziemy J
Ubrałam płaszczyk i razem z Nowakowskim wyszliśmy z mieszkania. Jechaliśmy ok.20 min. Przez drogę nie rozmawialiśmy wiele, dopytywałam jedynie o nieznane mi jeszcze rejony Rzeszowa. Nie powiem, dowiedziałam się ciekawych rzeczy, typu : gdzie jest najlepsza pizza w mieście ( stawiam piwo, że z tego miejsca pochodzi nasza dzisiejsza kolacja;)) , gdzie są najładniejsze kelnerki ( Bóg jeden raczy wiedzieć, po co mi to wiedzieć ) a także gdzie grają najlepsze koncerty.
-Na pewno się na jakiś razem wybierzemy.-zaproponował
-Masz dużo wolnego czasu? Wiesz, chodzi mi o to, że z racji twojego zawodu dużo podróżujesz i w ogóle...
-Na dobrą imprezę zawsze znajdzie się czas.- usmiechnął się szelmowsko
-Nie powiedziałabym, że z ciebie taki imprezowicz
-A w szkole nie uczyli, że cicha woda, brzegi rwie?
-A no uczyli....i co ważniejsze, uczą dalej! – również się uśmiechnęłam. Czuję, że mój zawód często może być wykorzystywany w naszych docinkach. Też bym coś powiedziała o nim-jako siatkarzu- ale kurczę,nic nie wiem!
-To dobrze, że wpajacie dzieciom takie mądrości ludowe. Ale teraz oznajmiam ci, że jesteśmy na miejscu.
Piotrek wysiadł, i jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi. Razem weszliśmy po schodach pod drzwi wejściowe. Nowakowski przekręcił kluczem w zamku i wpuścił mnie do środka. O dziwo, na wejściu nie powitał mnie zapach spalenizny, czego przyznaję się bez bicia , spodziewałam się
-Rozgość się, zaraz podaję.- wskazał mi miejsce przy pięknie nakrytym stole, na którym paliły się świece. Słodkie.
-Może ci pomogę?
-Nie trzeba, dam sobie radę. Siadaj i odpoczywaj. Na pewno jesteś zmęczona po całym dniu w pracy
-Troszeczkę, dziękuję że się tak o mnie troszczysz- posłałam w jego stronę zalotny uśmiech, na co on odpowiedział tym samym, tyle, że nie zalotnym ;)
-Wiem, że nauczycielki, choć na pierwszy rzut oka nie widać, ciężko harują.- to był komplement? Nie zdążyłam go zapytać, bo Piotrek był już w kuchni. Słyszałam jak rozkłada talerze i wyciąga coś z piekarnika. Po chwili do moich nozdrzy dotarł piękny zapach. Nie potrafiłam jednak odgadnąć, co będziemy dzisiaj jeść. Moje wszelkie wątpliwości rozwiał Nowakowski wchodząc do pokoju z dwoma talerzami pełnymi, nie wierzę. Gołąbków?!

**********************************************
Tym kulinarnym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział. :) Jak wam się podoba nieco odbiegający od normy związek siatkarza i nauczycielki? ;)
Chciałyśmy przeprosić te z Was, które zostawiają nam swoje adresy blogów, a nie zawsze pojawiają się tam nasze komentarze. Obiecujemy, że nadrobimy wszystkie zaległości, chciałybyśmy jak najszybciej, ale nie zawsze ma się to co się chce. Prosimy o cierpliwość :))