piątek, 5 kwietnia 2013

LEKCJA 18:WYPADKI CHODZĄ PO LUDZIACH-WYPRACOWANIE

Jakieś 15 minut później Piotrek wybył do sklepu po coś do jedzenia i picia na spotkanie. A ja zabawiłam się w stylistkę i zaczęłam przekopywać szafę. O dziwo całkiem szybko znalazłam odpowiedni strój. Wyjęłam czarne rurki i zieloną bluzkę. Co się będę stroić. W końcu to tylko spotkanie z nowym, i pewnie nie ostatnim, chłopakiem Diany. Tak. Kilku ich było. Ale jakoś z żadnym nie była dłużej niż 4 miesiące. Może teraz się jej uda dłużej? Z moich rozmyślań wyrwał mnie Piotrek, który wrócił z 4 butelkami wina(!) i ogromną ilością artykułów spożywczych.
-Czy ty napadłeś na spożywczaka?
-Nie. Po prostu nie wiedziałem co mam kupić no to wziąłem to wszystko żeby nie chodzić w tę i z powrotem.
-A kto to wszystko zje?
-No my. A jak coś zostanie to zaprosimy chłopaków i nam pomogą. A tak na marginesie, o której przychodzi Diana?
-Cóż za płynna zmiana tematu.-wyłazi ze mnie polonistka. Znowu.-Jasna cholera! Za 15 minut!
I tu nastąpiła mini panika pt. bałagan w mieszkaniu i średnio wyglądająca gospodyni. Z tym pierwszym poradził sobie Piotrek (poupychał wszystko do szaf, kanap, koszy itp), a ja mogła spokojnie zająć się sobą. I zrobiłam to ekspresowo. 5 minut przed czasem byliśmy gotowi i czekaliśmy na gości. Moje zdziwienie było ogromne, gdy punktualnie o 17 zadzwonił dzwonek do drzwi. Od kiedy Diana taka punktualna? Najwyraźniej niejaki Robert ją pospieszył. Po okolicznościowych uprzejmościach  i zapoznaniu rozsiedliśmy się na kanapie i zaczęliśmy konwersację. Jak to zwykle bywa najpierw nieśmiało i spokojnie ale po kilku lampkach wina się rozkręciliśmy  i gadaliśmy jakbyśmy się znali od kilku lat. Tzn my z Robertem bo przecież trio Diana, Piotrek i ja już się trochę znamy i niejedną godzinę przegadaliśmy. Tak więc rozmawialiśmy o wszystkim. Od siatkówki począwszy na relacjach damsko-męskich skończywszy. Robert sprawiał wrażenie spokojnego, widać, że się nie krępował. I rzecz jasna, był przystojny. Ale za innych się Diana nie bierze, więc to oczywista oczywistość. Po kolejnej lampce utworzyły się podgrupy czyli ja i Diana oraz Pit i Robert. Panowie dogadywali się znakomicie. Kto by pomyślał, że siatkarz i bankowiec będą się tak dobrze rozumieć. To niewątpliwie to wino (swoją drogą całkiem dobre). My tradycyjnie obgadywałyśmy naszych facetów.
-Diana. Gdzieś ty dorwała tego Roberta?
-Będzie banalnie. W sklepie. Pośliznęłam się a Robert mnie złapał.
-Jak w komedii romantycznej...
-Mówiłam, że banał. Ale może dowiem się czegoś o tejże nocy, o której mówiłaś przez telefon?
-A co chcesz wiedzieć?
-Wszystko!!!
-Wszystkiego ci nie opowiem. Wróć. Nic ci nie opowiem. A przynajmniej nie teraz. Jak Piotrka nie będzie w pobliżu.
-Aż tak źle?
-Aż tak dobrze.
Dianę skręcało z ciekawości. Widziałam to. Ale będzie musiała poczekać...
*
Wieczór mijał cudownie. Niestety do czasu... Jako przykładna gospodyni poszłam do kuchni żeby zapełnić opustoszałe już talerze. Już miałam wracać, gdy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Pomyślałam oczywiście, że to Piotrek.
-Kotek. Zaczekaj aż będziemy sami.
-Ale ja niedługo wychodzę...
Chwila... To nie Piotrek. To Robert!! Czy w tym momencie on mnie podrywa? Nie to już nie jest podryw. To już jest chamskie dobieranie się do mnie. Gorzej być nie może? Może. Zaczął mnie całować. Próbowałam go odepchnąć, ale chłopak jest dla mnie za duży. Co mam robić?! Nerwowo szukałam wzrokiem czegokolwiek co pomogłoby mi się od niego uwolnić. Zobaczyłam tylko nóż leżący na stole. Nie no. Przecież go nie zabiję. 5 sekund później było mi wszystko jedno co zrobię. Zaczął próbować mnie rozbierać, a ja zaczęłam się bać. Tak jak chyba nigdy w życiu. Przez moją głowę przelatywały najstraszniejsze obrazy. To wszystko trwało chwilę, która dla mnie trwała całą wieczność. Na moje szczęście Robert na chwilę się ode mnie oderwał. Na tyle długą chwilę, że zdołałam krzyknąć:
-Piotrek!
Robert wrócił do całowania, a w drzwiach kuchni stanął chyba już całkiem trzeźwy Pit...
-Co się st... Co ty ku*wa robisz!?
Na moje nieszczęście Robert nic sobie nie robił z krzyku Piotrka. Ale na jego pięść już nie był obojętny. Tak. Ten spokojny i ułożony Nowakowski właśnie dał w mordę zboczeńcowi, który pewnie za chwilę by mnie zgwałcił w mojej własnej kuchni. Cios był na tyle silny, że Roberta na chwilę zamroczyło. Gdy odzyskał równowagę próbował oddać uderzenie, ale taka ilość alkoholu znacznie ograniczyła jego ruchy. Zamachnął się, ale nie trawił. Albo inaczej. Trafił prosto w ścianę. Nie zdążył chłopak wyhamować. Wykorzystując moment Piotrek wziął go za koszulę i wywalił z mieszkania. Zaraz potem przybiegł do mnie.
-Kochanie. Nic ci nie zrobił?-zapytał przytulając mnie.
-Nie...-Tylko tyle dałam radę powiedzieć, bo po prostu wybuchłam płaczem. Powoli wychodził ze mnie strach. Piotrek tylko mocniej mnie przytulił i pozwolił żebym zamoczyła mu całą koszulę. Może to zabrzmi banalnie, ale czułam się w jego ramionach bezpieczniej niż w ramionach mamy czy taty. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że mam przy sobie chłopaka, który nie pozwoli mnie skrzywdzić i przy którym niczego nie muszę się bać.
-Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić.-i do tego czyta mi w myślach...
Po kilku chwilach trochę się uspokoiłam i uświadomiłam sobie, że jest jeszcze ktoś.
-Diana?
Nie odezwała się. W salonie też jej nie było. Znaleźliśmy ją w moim pokoju. Leżała na łóżku i płakała w poduszkę. Pokazałam Piotrkowi żeby nas zostawił i zamknęłam za nim drzwi. Podeszłam do niej i położyłam rękę na jej plecach. Momentalnie wstała i wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka. Zawsze to robiła, kiedy cierpiała po rozstaniu z chłopakiem. Przez kilka minut nic nie mówiłyśmy. Pierwsza odezwała się Diana. 
-Czy ja zawsze muszę trafić na jakiegoś popaprańca!? Czy ja nie zasługuję na normalnego faceta, który tak po prostu będzie mnie kochał?
-Oczywiście, że zasługujesz.
-To dlaczego zawsze trafia mi się macho który moim kosztem próbuje zaspokoić swoje ego, albo padalec, który dobiera się do mojej przyjaciółki? Właśnie! Wszystko ok? Nic ci nie zrobił?
-Na szczęście nie. Piotrek ma dobry refleks. Zostajesz u mnie na noc?- to najlepszy sposób, żeby poprawić jej humor.
-A mogę?
-Pewnie.
Wyszłyśmy z pokoju z zamiarem poinformowania Piotrka o naszym planie. Coś czuję, że nie będzie z niego zadowolony. I miałam rację.
-Chyba sobie żartujecie! A jak on wróci to co zrobicie?
-Piotruś. Nie martw się. Zabarykadujemy drzwi, jeżeli to cię uspokoi. A poza tym wątpię, żeby on jeszcze kiedykolwiek się do mnie zbliżył. Chyba, że nie boi się o swój wizerunek. Swoją drogą to chyba będzie musiał wziąć urlop, bo jako bankowiec z rozwalonym nosem nie pociągnie.
-Kochanie. Ja się po prostu o ciebie boję. No ale jak tak bardzo nalegasz to dobrze. Pójdę do siebie. Ale jak Robert tu przyjdzie to masz od razu dzwonić na policję, jasne?
-Jak słoneczko. Dziękuję. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Po długim pożegnaniu i 10 zapewnieniach, że nic nam się nie stanie mój siatkarz wyszedł...
 
 
Siatkarz wyszedł z mieszkania Jagody z zamiarem złapania taksówki. Niestety żadnej nie było, a nie uśmiechało mu się czekać pół godziny zanim jakakolwiek przebije się przez rzeszowskie korki. Postanowił iść na piechotę. Do domu miał zaledwie kilometr, a biorąc pod uwagę długość jego nóg i skrót przez park za 15 minut powinien być na miejscu. Zaczął więc iść i tuż za skrzyżowaniem skręcił do parku. Mniej więcej w połowie drogi usłyszał za sobą głos.
-Nowakowski!
Odwrócił się i zobaczył... Roberta.
-Mało ci było?!
-Mi nie, ale ty najwyraźniej nie wiesz z kim zadarłeś.
-Wiem. Ze zboczeńcem, który dobierał się do mojej dziewczyny. A teraz najwyraźniej prosi się o nowego guza.
-Ty naprawdę nic nie rozumiesz? To może teraz zrozumiesz.
Zza drzewa wyszło 2 dresiarzy, każdy miał na oko kilka cm i 10 kilo więcej niż Piotrek...
 
JAGODA
Przegadałyśmy z Dianą całą noc. Przy okazji dowiedziałam się, że dość dużo rzeczy z życia mojej przyjaciółki mnie ominęło. Na przykład to, że pomiędzy Mirkiem (ostatnim chłopakiem, którego znałam) a Robertem było jeszcze trzech innych. Ma dziewczyna tempo. No a ja byłam tak zajęta Piotrkiem, że nie zajmowałam się przyjaciółką. Trzeba to zmienić, bo przecież przyjaciółka najważniejsza. Około 9 dostałam od Diany smsa: jestem już u siebie, cała i zdrowa:) No i to się jej chwali. Nie chce żebym się o nią martwiła. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nawet nie miałam czasu, bo spieszyłam się do pracy. Oczywiście tradycyjnie zaspałam, a Diana mnie nie obudziła, tylko wymknęła się cichaczem z domu. Tak się nie robi! Jednak szczęście mi dzisiaj sprzyjało, bo wszystkie światła po drodze tuż przede mną zmieniały się na zielone. Byłam w pracy 3 minuty przed dzwonkiem! Miałam chwilę na zrobienie kawy. Nie dane było mi jej wypić, bo w drzwiach pokoju nauczycielskiego stanęła dyrektorka.
-Pani Jagodo, mogę na chwilę panią prosić?
-Jasne. Już idę.
Chwilę później byłam już w jej gabinecie.
-Podziwiam panią, że mimo tego co się stało przyszła pani dzisiaj do pracy. Ale gdyby chciała pani wziąć urlop, to oczywiście nie ma żadnego problemu.
Zamurowało mnie. O co tej kobiecie chodzi?
-Yyy... Nie bardzo rozumiem o co pani chodzi.
-No o pana Piotra.
-A co z nim?
-To pani nic nie wie?
Podała mi gazetę gdzie na pierwszej stronie widniał tytuł: "Dramat naszego siatkarza". Z coraz mocniej bijącym sercem czytałam kolejne zdania. "W nocy około 2 nad ranem siatkarz Asseco Resovii Piotr Nowakowski został dotkliwie pobity. Do zdarzenia doszło w parku niedaleko domu siatkarza. Ze wstępnych informacji wynika, że Nowakowski jest w bardzo ciężkim stanie."
-Muszę jechać do szpitala.
-Oczywiście. Znajdę zastępstwo.
Wybiegłam ze szkoły. Na szczęście akurat przejeżdżała taksówka, więc 15 minut później byłam w szpitalu. Szybko znalazłam salę, w której leżał Piotrek. Pod drzwiami siedziało dwoje ludzi, chyba jego rodzice. Podeszłam do nich.
-Dzień dobry. Państwo jesteście rodzicami Piotra?
-Tak.-odezwał się jego tata.- A pani to pewnie Jagoda? Szkoda, że w takich okolicznościach, ale miło mi, że w końcu się spotykamy.
Podeszłam do pani Nowakowskiej, która siedział na krzesełku z twarzą ukrytą w dłoniach. Położyłam jej rękę na plecach, a ona tak po prostu się do mnie przytuliła.
-Będzie dobrze. W końcu to siatkarz, a oni nigdy nie się nie poddają.
Siedziałyśmy tak chwilę aż z sali wyszedł lekarz.
-Mogą państwo do niego na chwilę wejść, a potem zapraszam do mnie.
Weszłam pierwsza. Widok był straszny. Piotrek leżał nieprzytomny i poobijany, podpięty do setek różnych kabelków. Podeszłam do niego, usiadłam przy łóżku i złapałam go za rękę. Tak bardzo chciałam, żeby teraz uścisnął ją tak, jak zawsze to robił na naszych spacerach. Chciałam się nachylić, żeby go pocałować, ale skutecznie utrudniły mi to urządzenia, do których był podpięty. Trzymałam go za rękę, a łzy ciekły mi po policzkach. Nie mogłam tego opanować, chociaż wiedziałam, że powinnam. Powiedziałam przecież jego mamie, że będzie dobrze. A teraz się tak strasznie bałam, że go stracę.
-Pani Jagodo. Chodźmy do lekarza. Może się czegoś dowiemy.
Niechętnie odeszłam od łóżka Piotra i poszłam wraz z jego rodzicami do gabinetu. Co tam usłyszeliśmy?
-Poza złamaną ręką i żebrami pan Piotr nie ma poważniejszych obrażeń wewnętrznych. Jest jednak coś co nas bardzo niepokoi. Otóż, jak pewnie państwo widzieli pan Piotr cały czas jest nieprzytomny. Podejrzewamy, że mogło dojść do uszkodzenia mózgu.
-Co to znaczy?
-To znaczy, że nie wiemy kiedy odzyska przytomność. Być może za kilka minut lub godzin, być może za kilka miesięcy...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie róbcie nam krzywdy za to u góry...
Rozdział dodany dzisiaj, a powinien się pojawić wieki temu. Ale wiecie, szkoła, święta , a dodatkowo "bezwenie" dopadło 50%  naszego teamu.
 Tak jak obiecywałyśmy, zaczęło się dziać. Jesteśmy tylko ciekawe czy taki obrót spraw wam się spodoba...