niedziela, 29 września 2013

LEKCJA 20: OZNAKI CIĄŻY- CIĄG DALSZY

Kolejny tydzień minął dokładnie tak samo jak poprzedni: szkoła- szpital-dom. Dzieciaki chyba czują już nadchodzące święta, bo są nie do zniesienia. Przez to jestem stałą bywalczynią apteki, gdyż moje nauczycielskie gardło jest na wykończeniu. Zmęczona po pracy pędzę do Piotrka. Niestety on też mi humoru nie poprawia, bo ciągle jest nieprzytomny. Lekarze mówią, że jego wybudzenie to tylko kwestia czasu, więc codziennie gnam do szpitala z nadzieją, że może ten czas już nadszedł. Niestety codziennie się rozczarowuję...
Sobota. Obudziłam się, gdy było jeszcze ciemno. 6. No tak. Między innymi dlatego nienawidzę zimy. Nagle zrobiło mi się strasznie niedobrze. W ostatniej chwili dobiegłam do łazienki. Po wyjściu zaparzyłam sobie herbatę miętową w międzyczasie zastanawiając się co mogło mi zaszkodzić. Nie był to najlepszy pomysł bo mniej więcej przy kanapce na drugie śniadanie znów wylądowałam w łazience. Pięknie mi się ten weekend zaczyna... Położyłam się z powrotem do łóżka w nadziei, że może będzie mi lepiej. I to był kolejny błąd. Na szczęście obyło się bez kolejnej wizyty przy muszli klozetowej. Włączyłam więc telewizor, bo on zawsze mi pomagał na wszelkie choroby. Nagle doznałam olśnienia. Lekko drżącymi rękami wygrzebałam z szuflady kalendarzyk. Od trzech dni powinnam mieć okres. Miałam za dużo na głowie żeby to zauważyć. Cholera. Co mam teraz zrobić? Zadzwonię do Diany. Odebrała, gdy już miałam się rozłączyć.
-Lepiej żebyś miała dobry powód, dla którego budzisz mnie o 6.30 w sobotę.-jak na nią mówiła całkiem spokojnie.
-Chyba jestem w ciąży.
Cisza. Przetrawia informację.
-CO!!??
-Którego słowa nie zrozumiałaś?
-Ale jak to w ciąży? Z kim?
-No przecież nie z Kubusiem Puchatkiem. Nie zadawaj głupich pytań tylko kup mi test ciążowy.
-Czemu ja?
-Bo i tak za chwilę do mnie przylecisz więc się na coś przydasz. Poza tym jest mi tak niedobrze, że musiałabym wziąć ze sobą kibel przenośny.
-Ok. Będę za 15 minut. Trzym się.
-Yhym.
Czekając na moją przyjaciółkę usiłowałam sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie. Właściwie to od kilku dni się źle czułam, ale dopóki nie przeszkadzało mi to w normalnym funkcjonowaniu nie przejmowałam się tym. Właśnie zaczęłam sobie wyobrażać, co moja mama powie na fakt, że będzie babcią, gdy przyszła Diana.
-Powiedziałabym ci, że wyglądasz kwitnąco, ale nie będę kłamać. Chociaż... Jesteś zielona jak trawa na wiosnę.
-Przerzuciłaś się na botanikę? Gdybyś się czuła tak jak ja też byś była zielona. Masz ten test?
-Mam. Poradzisz sobie?
-Nie przeginaj...
Czekałam na wynik jak na wyrok. Bałam się co tam zobaczę. Chociaż z drugiej strony zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że będę mamą.
-Diaanaaa! Chodź tu i weź zobacz co wyszło. Ja się boję.
-Dwie kreski.
-Dwie kreski...-powtórzyłam.-Pokarz.
-No patrz. Dwie kreski jak wół. Czyli że będę ciocią?
-Czyli, że ja będę mamą...
Diana wybuchła śmiechem. Jednak widząc mój wzrok usiłowała się opanować.
-Przepraszam, ale jakoś sobie tego nie wyobrażam. A tak na marginesie to słyszałaś może kiedyś o czymś takim jak prezerwatywa?
-Nie zaczynaj. I tak pewnie będę musiała się nasłuchać od mojej matki.
Jakoś nie zwróciła uwagi na moje słowa, bo ciągnęła dalej.
-Ja rozumiem miłość, ale kurde! Żeby o tak prostej rzeczy nie pomyśleć? Nie macie 16 lat!
-A tobie się nigdy nie zdarzyło zapomnieć?
-A byłam kiedyś w ciąży?
 -No nie... Diana?
-No...
-A co będzie jeśli Piotrek się nie obudzi?
-Oszaleję... A dlaczego się ma nie obudzić? Przecież to tylko kwestia czasu, prawda? Więc nie panikuj, bo zaszkodzisz dziecku. A dopóki Piotrek nie może, ja się tobą zajmę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie pod kolejnym rozdziałem :) Krótki, ale mamy nadzieję, że choć trochę Was zaskoczyłyśmy;) Przed nami jeszcze jeden, epilog i koniec...
Pozdrawiamy :)

niedziela, 22 września 2013

LEKCJA 19:PRZYJAŹŃ JEST NAJWAŻNIEJSZA- ROZPRAWKA

Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się tak nieswojo. Chociaż to może nie jest najlepsze określenie. Gdzieś uleciała cała moja pewność siebie. To co stało się kilka dni wcześniej zburzyło mój cały poukładany świat. Jednak to nie czas, żeby stać nad ruinami, ale zacząć budować od nowa. Dlatego wiem, że Piotrek się obudzi. Już niedługo. Lekarze mówią, że wszystko idzie ku dobremu, jego stan jest stabilny, ale cały czas musimy czekać. Więc czekam. Nie zrezygnowałam z pracy tak jak radzili mi wszyscy. siedząc przez cały dzień z dziećmi, nie zapominam o Piotrku, ale w jakiejś tam części odrywam się od "złego" świata. A po lekcjach jadę prosto do szpitala, gdzie trzymając bezwładną rękę mojego faceta opowiadam mu o całym dniu. Wiem, że mnie słyszy...

Obudziłam się dzisiaj przed budzikiem. Szybko wstałam z łóżka, i wyjrzałam przez okna. Śnieg. Pierwsze w tym roku białe płatki lecące  z nieba. Uśmiechnęłam się na ten widok. Ja nie lubię zimy. Jest ślisko, mokro a na dodatek dużo kosztuje. Ale Nowakowski lubił. Wiele razy mówił mi, że woli zimę niż lato. A dlaczego? Bo są święta a razem z nimi prezenty. Właśnie, święta. Został do nich niecały miesiąc. Gdzie ja je spędzę? W szpitalu? Nie tak to sobie wyobrażałam, ale jeżeli  nie będzie innej możliwości, to ubraną choinkę postawię w rogu białej sali, a opłatek będzie leżał na małej szafeczce przy łóżku Piotrka.
Ale do świąt jeszcze trochę, teraz muszę ubrać się i pędzić do szkoły. Przede mną ciężki dzień. Pięć lekcji a po nich spotkanie całej rady pedagogicznej. trzeba załatwić jakieś bieżące sprawy. Natomiast wieczorem jestem umówiona z Dianą. Pierwszy raz od tamtego dnia. Co prawda spotkałyśmy się w szpitalu,ale to trwało dosłownie kilka sekund,  bo spieszyłam się na spotkanie z lekarzem. W ogóle pośpiech ostatnio jest moim nierozłącznym towarzyszem. Kiedy Piotrek będzie mógł wyjść ze szpitala pojedziemy w jakieś odludne miejsce. W ramach rehabilitacji, rzecz jasna.
Jest osiemnasta a ja padam z nóg. Dzieci jak na złość nie chciały dzisiaj współpracować. Nie miałam ochoty na robienie karnych kartkówek, bo przecież nie będę miała czasu nawet ich ocenić. Nie czekając na przyjaciółkę zrobiłam sobie mocną kawę. Mam nadzieję, że trochę mnie obudzi. W międzyczasie rozpakowałam torebkę, i ogarnęłam troszeczkę panujący w niej bałagan. Gdy już kończyłam, zadzwonił dzwonek do drzwi. Diana.
-Cześć. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę się z Tobą w końcu spotkać.- przytuliłam ją w drzwiach.- Coś się stało?- gdy zobaczyłam jej bladą, wyraźnie zmęczoną twarz zaczęłam się niepokoić.
-Jak Piotrek? -zmieniła temat, wchodząc do kuchni
-Ciężko mówić o tym, ze jest dobrze, ale wszystko jest na dobrej drodze.
-Cieszę się.- ton jej głosu ani trochę nie pokrywał się z jej słowami. Coś ją strasznie dręczyło. Złapałam ją za rękę.
-A co u Ciebie? Coś się dzieje?
Popatrzyła na mnie, a w jej oczach zauważyłam łzy.
-Dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciłaś mnie z mieszkania. Przecież to wszystko moja wina.-Diana rozkleiła się na dobre. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
-Kochanie, ale o czym Ty mówisz? - przytuliłam ją do siebie, próbując ją uspokoić. Ona popatrzyła na mnie zdziwiona.
-To ty o niczym nie wiesz?
- O czym mam wiedzieć? Diana, o co chodzi?
-O co chodzi? Chodzi o to, że twój facet był jedną nogą na tamtym świecie przez Roberta. Ci faceci, którzy go pobili to jego "przyjaciele". To on im to wszystko zlecił.
-Ale...skąd ty to wiesz?
-Zostałam wezwana na policję w tej sprawie. Ciebie jeszcze nie przesłuchiwali?
No właśnie. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nic nie wiem kto pobił Piotrka. Jakieś szczątkowe informacje, nic konkretnego. Ale z drugiej strony to chyba nie jest moja robota.
-O Boże. Ale jesteś pewna, że Robert maczał w tym palce?
-Niestety tak. A teraz pozwól, że ułatwię ci zadanie i sama wyjdę. Przepraszam za wszystko. Życzę wam powodzenia.
I wyszła. Tak po prostu. W pierwszej chwili byłam strasznie oszołomiona, ale po chwili zdałam sobie sprawę z sensu słów Diany. Udało mi się złapać ją na schodach.
-Diana! Proszę cię porozmawiajmy.
-Ale o czym tu rozmawiać? Spieprzyłam wam życie, i tyle.
-Nie mów tak! Przecież to nie twoja wina. To, że trafiłaś na faceta chorego psychicznie, nie znaczy, że jesteś za to wszystko odpowiedzialna.
-Ale przecież gdybym go do was nie przyprowadziła...
-Gdyby ,gdyby... Przecież sama powtarzałaś, że nie wolno gdybać. Zobaczysz, wszystko się jakoś ułoży. Z Piotrkiem jest coraz lepiej, Roberta zamkną na parę lat i wszystko będzie po staremu.
-Dla ciebie to takie łatwe. Przecież powinno być odwrotnie. To ja powinnam cię pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze.
-Przecież my zawsze robiłyśmy wszystko na odwrót, nie pamiętasz :)?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek baaardzo przepraszamy, że tak długo nic nowego nie napisałyśmy. Przez kilka miesięcy nie miałyśmy pomysłu na to opowiadanie, więc uznałyśmy, że kontynuowanie go nie ma sensu. Jednak teraz pomyślałyśmy, że należy się Wam zakończenie tej historii. I może nie będzie ono jakieś wybitne i spektakularne, ale będzie. Mamy nadzieję, że nie obraziłyście się na nas i je przeczytacie:)
Pozdrawiamy Was gorąco:)