środa, 31 października 2012

LEKCJA 3-SZTUKA UMIEJĘTNEGO OBSERWOWANIA, CZYLI PIERWSZE OZNAKI CIĄŻY.


21 WRZEŚNIA
Wczoraj zwołał nas wszystkich prezes i oznajmił, że jutro będziemy tu mieć wycieczkę z podstawówki. Bezdzietna część drużyny zareagowała tak samo:
-Będziemy musieli niańczyć jakieś bachory zamiast normalnie trenować.
Zupełnie inaczej przyjęli to nasi "tatusiowie". Igła nawet zaczął śpiewać "Wszystkie dzieci nasze są". Wyraźnie mu się ten pomysł spodobał. Zbyszek jako największy kobieciarz zapytał oczywiście o panie opiekunki
-Przecież ty masz Aśkę to się jej trzymaj!-Igła poczuł się w obowiązku interweniować.
-No właśnie.-prezes poparł Krzyśka ze śmiechem.-A tak na marginesie to mają być dwie nauczycielki.
Ucieszyliśmy się, że nie będziemy musieli sami zajmować się tymi dzieciakami.
Dzisiaj już od rana na hali panowała atmosfera nerwowego oczekiwania. Sam nie wiem czemu większość drużyny bała się spotkania z dziećmi. Ja też. Aż tak odważny nie jestem. Do tego trener podzielił nas na kilka grupek żeby, jak to określił, wszystko poszło sprawnie i szybko. No i wyszło tak, że mam się zająć siódemką dzieci. Na szczęście jako nieżonaty i niedzieciaty wynegocjowałem, że pomoże mi jedna z nauczycielek. Przynajmniej tyle...
JAGODA
Wyruszyliśmy spod szkoły o 9. Miałam większego stresa niż przed obroną magisterki. Diana mi miała pomóc i co? I się okazało, że jestem tępa jak nóż z promocji. Ale w końcu nie moja wina, że cała moja rodzinka jest mało sportowa. Mam tylko nadzieję, że moi uczniowie się nie zorientują, że nic nie kumam. Jechaliśmy 45 minut! Na piechotę byłoby szybciej! Rzeszowskie korki są straszne. Chociaż dla mnie im dłużej tym lepiej. Mniej czasu na hali to mniej czasu na ewentualną kompromitację. Gdy w końcu stanęliśmy przed halą lekko zaczęłam się bać. No dobra. Miałam pietra jak stąd do tamtąd. Szybko się jednak pozbierałam i poszłam ze wszystkimi w stronę wejścia. W środku dzieciaki dostały głupawki. Biegały, skakały, krzyczały. I, co najgorsze, co chwila pytały mnie np. "A myśli pani, że Bartman da mi autograf?" A skąd ja mam wiedzieć kto to jest Bartman!? Na szczęście dosyć szybko na korytarzu pojawił się prawie 2-metrowy. Facet. Zapewne siatkarz.
-Witam. Nazywam się Olieg Achrem i jestem kapitanem Resovii. Zabiorę was na boisko, gdzie podzielimy się na mniejsze grupy i moi koledzy oprowadzą was po tym budynku.-Uf! Całe szczęście. Nie będę musiała na żadne pytania odpowiadać bo dzieci zajmą się siatkarzami. Swoją drogą jak dziewczynki zobaczyły tego kapitana to im się oczy zaświeciły. Fakt. Całkiem niezły jest. Tylko dlaczego ma taki dziwny akcent? Muszę zapytać Diany... Skończyłam rozmyślać gdy doszliśmy na boisko. Matko! Jakie to duże! Na ławce rezerwowych (Chyba) siedzieli siatkarze (chyba). Na nasz widok podnieśli się i podeszli do nas. W międzyczasie Sylwia (jedna z moich uczennic) zapiszczała do mnie:
-Proszę pani! Cichy Pit tu idzie!!-zgłupiałam. Jaki Cichy Pit!? Że niby ten wielki facet!? Zaraz... Chwila... Czy to nie jest ten od brzucha? No Tak! O żesz ty. On jest przystojny!
-Dzień dobry. Nazywam się Piotr Nowakowski.-Co on taki oficjalny!?
-Jagoda Szpak. Miło mi.
-Pani Jagodo. Czy mógłbym prosić panią o pomoc?
-Jasne. Ale wolałabym żeby mówił mi pan po imieniu.-tylko moi uczniowie mogą do mnie mówić per pani.
-Ale ty też będziesz mi mówiła Piotrek albo Pit. Byle nie Cichy...-Zna mnie 3 minuty a już warunki mi stawia! Nie mam nic przeciwko:)-No to chodźmy.
-A... dokąd?
-Nie powiedziałem?-lekko się chłopina speszył.-Zaraz ci wyjaśnię...
PIOTREK
Co ja poradzę, że głupieję przy pięknych dziewczynach.  Teraz też zapomniałem jej powiedzieć jak ma wyglądać jej pomoc. No nieźle chłopie. Już na starcie się kompromitujesz. Na szczęście moje nieogarnięcie chyba jej nie przeszkadzało.
-Więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc.
-A ty co? Polonistka?
-Bingo!
No i druga wpadka zaliczona... Co się ze mną dzisiaj dzieje!?
-O kurde... Sorry. Nie chciałem cię obrazić czy coś...
-Mniejsza z tym. Powiedz w końcu o co chodzi, bo wszyscy sobie gdzieś idą...
-Podzieliliśmy dzieci na grupy. Ale to chyba Alek wam powiedział?
-Kto?
-No Alek. Nasz kapitan.
-A tak. Mów dalej.
-No. A ja nie mam za dużego doświadczenia z dziećmi więc chciałbym, żebyś mi pomogła.
-Jasne. Od czego zaczynamy?
-Może najpierw pokażę wam szatnie?
No i poszliśmy. Na moje szczęście Jagoda świetnie radziła sobie z dziećmi. I cały czas spotykaliśmy inne grupy (dziwnym trafem najczęściej Igły i Alka) więc podpinaliśmy się pod nie i mogłem odpocząć. Nie wiem czy Jagoda zauważyła, ale cały wolny czas się na nią gapiłem jak sroka w kość. W końcu zorientowałem się, ze i ona na mnie co jakiś czas zerka. Za którymś razem odwróciliśmy się w tym samym momencie. Jagoda chyba się troszkę zawstydziła. 
Gdy obeszliśmy już całą halę przyszedł czas na trening. Mieliśmy nauczyć trochę te dzieci odbijać piłkę. Gdy zaczęliśmy Kosa wpadł na pomysł żeby nauczycielki też się trochę poruszały. Ta druga od razu weszła na boisko natomiast Jagoda długo się opierała. Chciałem ją namówić, ale była twarda.
-Piotrek. Jeżeli nie chcesz mieć na boisku trupa w mojej osobie to lepiej żebym się piłki nie dotykała.
-Nie daj się prosić. Dam ci indywidualne lekcje odbijania.-uśmiechnąłem się najpiękniej jak umiałem. Chyba podziałało, bo podniosła się z miejsca. Była jednak średnio zadowolona. Rzuciła tylko:

-Zbłaźnię się.-i grzecznie podreptała za mną na boisko.



Stałam sztywna jakbym połknęła kij od mopa. Z przerażeniem patrzyłam, jak dzieci i siatkarze ustawiają się w wielkim kole. Uznali, że odbijanie przez siatkę nie będzie dobrym rozwiązaniem. Jeden z graczy woła mnie gestem ręki. No to idę. Idę i myślę. Bardzo intensywnie. I wymyśliłam!
-A nie potrzebujecie sędziego? Przecież w prawdziwych meczach, ktoś czuwa nad prawidłowym przebiegiem gry...
-Czy ja wiem... to tylko zabawa, więc możemy nagiąć zasady.- ten  z tym dziwnym akcentem posłał mi szeroki uśmiech. Nie pozostało mi nic innego jak poddać się i zrobić siebie idiotkę.
Stanęłam pomiędzy moimi dwoma wychowankami i czekałam aż dostanę tym twardym przedmiotem w łeb. Żeby mieć jeszcze jakiekolwiek szanse na obrone to kręciłam głowicą w każde miejsce w jakie trafiała piłka. Nikt do mnie ( ani we mnie) nie rzucał. I nawet zaczęło mi się to podobać. Do czasu....Piotrek od brzucha :D uznał że się nudzę i posłał piłkę w moją stronę. Jako że w czasach młodzieńczych moją obecność na lekcjach wf można by porównać do ilości orzechów arachidowych w budyniu, to mogłam wyglądać dość nieporadnie podczas przyjmowania tej piłki. Ale cóż...to nie wybieg, liczy się to, że piłka pięknie poleciała w stronę jednej z moich uczennic. Ale byłam z siebie dumna! Ale co! Akcja się rozkręca. Dostaję drugą piłkę.....Trzecią......Czwarta jest właśnie w powietrzu, gdy Alan (największy oszołom w mojej klasie) nie zasadzi mi łokciem w brzuch. Ałłł..... Zgięłam się w pół. Naprawdę bolało. Nie dostałam od byle kogo, bo Alan posturą przyglądał wyrośniętego gimnazjalistę. Muszę się stąd ewakuować.
-Przepraszam was,ale ja chwilę odpocznę...
-Boli?- autorem tego inteligentnego pytania był, o ile dobrze pamiętam, Bartman. Nie, cholera, swędzi!
-Troszeczkę....
-Pomóc ci?- teraz Pit
-Nie, dam sobie radę.- Tak naprawdę nie chciałam żeby dłużej patrzył na mój totalny upadek. Wyszłam na jakąś pokrakę i sierotę. Najpierw boję się dotknąć piłki,a potem doznaję „kontuzji”
A on poszedł za mną. No jaki uparty! ( I troskliwy...tego nie powiedziałam ja!)
-To moja wina. Gdybym nie zaciągnąl cię na boisko,nic by się nie stało.
-Spoookojnie...Nic mi nie będzie. Poboli i przestanie. Ty chyba coś o tym wiesz?- uśmiechnęłam się. A niech się chłopina cieszy!
-Co nieco...-patrzył to w sufit to na podłogę. Spojrzałam do góry. Na suficie nic szeczgólnego. Lapmy, jakieś stelaże....
-Ale nie jesteś w ciązy???
Zamurowało mnie.
-Ja?
-No wiesz, uderzenie w brzuch w stanie błogosławionym jest nie wskazane.
No raczej.
-Nie,no co ty. A dlaczego tak sądzisz?- No! Skoro jesteś taki odważny to powiedz ze jestem za gruba. No powiedz!
-Bo głupi jestem.
Spojrzałam na niego pytająco
-Nie wiem co mi przyszło do głowy. Przecież gdybyś była w ciązy nie grałabyś w piłkę...
-Pewnie tak...
Wstał i podszedł do ławki, gdzie leżała jego torba. Wyciągnął kwadratową karteczkę i coś na niej nabazgrał.
-Masz. To jest mój numer telefonu. Gdyby coś było nie tak- wskazał na mój tułów- to biore to na siebie.
-Nie przesadzaj. Już prawie mnie nie boli. Nie wybieram się do szpitala.
-Ale nalegam.
-No dobrze.
Wzięłam ten numer dla świętego spokoju. A nóż widelec się przyda. 
Zadanie domowe :
-zrobić Alanowi mega sprawdzian z nieprzerobionego jeszcze materiału ;)
-nie wiem, czy to była jakaś aluzja ze strony Piotrka, czy głupia wpadka, ale może czas przejść na dietę
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim :)
Dzisiaj rozdział wcześniej, to z radości z tego długiego weekendu. Narazie nie myślimy o tym, że nauczyciele pozadawali nam tony zadań. No przecież mamy pół tygodnia wolnego!Nic tylko siedzieć i się uczyć. Absurd.
A w opowiadaniu, siatkarze jak widać zagościli na dobre, a właściwie jeden siatkarz ;)
Dziękujemy wszystkim za miłe słowa w komentarzach, aż się chce pisać :D
Pozdrowienia!

piątek, 19 października 2012

LEKCJA 2 : IMPROWIZACJA I JEJ ROLA W NASZYM ŻYCIU


14 WRZEŚNIA
Wróciłam z imprezy gdzieś po północy. No i wróciłam w całkiem niezłym stanie. Wypiłyśmy z Dianą po 3 drinki, które z nas wyparowały w tańcu. Tak w ogóle to od dziś koniec z imprezami. No może nie tak całkiem... Będę ograniczać. Skończyło się studenckie życie. Teraz jestem poważną panią profesor i muszę dawać dobry przykład moim uczniom.
PONIEDZIAŁEK
Weszłam do pokoju nauczycielskiego w bardzo dobrym humorze. Na dzisiaj miałam zaplanowaną pierwszą niezapowiedzianą kartkówkę w mojej klasie. Sama nie wiem dlaczego się tak cieszyłam. Przecież te biedne dzieci mnie za to znienawidzą! A jednak na samą myśl bardzo się cieszyłam. Mój dobry humor szybko się jednak ulotnił. Jakieś 10 minut przed 8 do pokoju przyszła pani dyrektor i poprosiła do siebie mnie i Elę-wychowawczynię 4b. Pomyślałam sobie, że coś musiałam źle zrobić i chce mnie zwolnić. Tylko w takim razie po co Elka? Zaczęłam się poważnie bać. Jak się okazało potrzebnie. Przynajmniej w moim przypadku.
-Drogie panie. W naszej szkole jest zwyczaj, że uczniowie klas czwartych odwiedzają ciekawe miejsca w Rzeszowie...-czyli mnie nie chce zwolnić. Co za ulga!-I tak sobie pomyślałam, że może w tym roku byłaby to hala na Podpromiu. Szczególnie zależy mi na spotkaniu z siatkarzami naszej drużyny. W końcu to Mistrzowie Polski... Co panie o tym sądzą?
Pierwsza wypowiedziała się Ela. Mnie chwilowo zatkało. Nie znam się na siatkówce i nawet nie wiedziałam, że mamy jakąś drużynę. W dodatku Mistrza Polski.
-Ale takie spotkanie jest chyba trudno załatwić...
-Prezes Resovii to mój bardzo dobry znajomy- Resovia.. Czyli tak się ten klub nazywa... -Wycieczka odbędzie się w przyszłym tygodniu we środę. Bardzo proszę żeby zebrały panie po 5 złotych od ucznia do końca tego tygodnia. To wszystko.
-Ela. Ty się znasz na siatkówce?-zapytałam gdy już wyszłyśmy. Miałam nadzieję, że powie "nie" i będziemy w takiej samej sytuacji.
-Trochę się orientuję. A ty?
-Ani trochę. Nawet nie wiedziałam, że mamy taką dobrą drużynę. Będę się musiała podszkolić...
                                                                                    ********
Na trzeciej lekcji miałam zajęcia z moją klasą. Zrobiłam im tę kartkówkę. A co! Niech wiedzą, że młoda nauczycielka też może być wymagająca. Ich reakcje były, delikatnie mówiąc, niezbyt miłe. Żeby poprawić im humor powiedziałam o pomyśle dyrektorki.
-Pani dyrektor postanowiła zorganizować wam wycieczkę i spotkanie z siatkarzami Resovii.-Miny moich uczniów bezcenne. Patrzyli na mnie z otwartymi buziami. Pomyślałam sobie, że może wiedzą o siatkówce tyle co ja... Szybko mi uświadomili, że się co nie co orientują. Chciałam coś dodać ale najwyraźniej pierwszy szok minął i zagłuszyli mnie okrzykami radości. Domyśliłam się, że z tej całej euforii i tak zapomną o szczegółach więc napisałam wszystko na karteczkach, skserowałam i rozdałam wszystkim dzieciom. Szkoda, ze ja się tak samo nie cieszyłam. Nie znam się na żadnym sporcie. Nie lubię sportu. Moim zdaniem wszelka aktywność fizyczna większa niż przejście po schodach albo krótki spacer lasuje mózg. I pod tym jednym względem się z Dianą różnimy. Ona mogłaby godzinami mówić, czytać albo słuchać o sporcie. Zwłaszcza o tenisie. Ale mam nadzieję, że na siatkówce też się chociaż trochę zna... Postanowiłam to sprawdzić. Wygrzebałam z torebki telefon. (Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego mimo że moja torebka jest całkiem mała zawsze ginie mi w niej telefon?!) Wybrałam numer Diany. Od razu odebrała. To jej nowy rekord! Odebrała po jednym sygnale. 
-Jagoda nie ma czasu w pracy jestem...
-Ja tylko na pięć sekund. Znasz ty się trochę na siatkówce?
-Czy się znam? Znam to mało powiedziane!
-Chwała Bogu. To przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem. Potrzebuję przyśpieszonego kursu siatkówki.
-Ale po co ci to?
-Potrzebne! Jak przyjdziesz to ci powiem. Pa.

No właśnie... Po co mi to? Przecież ja się nie muszę znać na siatkówce. Mam tam być tylko opiekunem. Chociaż... Jak się któreś dziecko mnie o coś zapyta to co mu powiem? Sorry mały ale się na tym nie znam? To nie w moim stylu. Ja wszystko zawsze wiem najlepiej. I z siatkówką też sobie poradzę! Żeby Diana miała ułatwione zadanie od razu po powrocie do domu zasiadłam do czytania Wikipedii. I co? Czarna magia! Zasady będzie mi musiała moją przyjaciółka sama wytłumaczyć. Nie wiem jakim cudem ale trafiłam na kilka filmików. "Igłą szyte" czy jakoś tak. Chyba w Japonii byli, ale po co? W każdym razie w pamięci utkwiło mi jedno zdanie: "Wszystkie dziewczyny podziwiają Pita brzuch". Noo... Fajny...



PONIEDZIAŁEK, GODZ. 19
Kontemplację torsu rzeczonego Pita przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Otwarteeeee- wiedziałam że to Diana, poza tym, to dla mnie nowa okolica, nie znam tu nikogo.
-No to gadaj, o co chodzi z ta siatkówką?-moja wybawicielka klapnęła na „swoim” fotelu
-Muszę iść z moją klasą na trening tej...no...Resovii!
-Ale po ci do tego cała wiedza?
-Nie chcę wyjść na idiotkę przed dzieciakami. Na bank wiedzą więcej ode mnie.
-Nie sądze...nie wiedzieć jak nazywa się klub mistrza Polski-wstyd!
-Oj nooo...pomożesz mi?
-Może zacznijmy od tego, że powiesz mi co już wiesz?
-Cóż....pomiędzy dwoma słupkami wisi materiał, przypominający rybacką sieć, przez którą usiłuje się przebić piłke. Na tym moja wiedza się kończy...
Diana albo zobaczyła za mną  super przystojnego, wysportowanego mężczyznę, albo coś ją zdziwiło. Co do słuszności drugiej opcji upewniła mnie tymi o to słowami:
-Ty tak na serio??
-No takkk...-mój głos był troszeczkę niepewny.
-Nic więcej nie wiesz???
-No nie wiem. Ile razy mam ci to powtarzać.
-Wyjątkowy z ciebie egzemplarz.... Daj mi jakąś kartkę i patrz.
Diana narysowała na papierze prostokąt, podzieliła go na dwie części.
- O wygraną rywalizują 2 drużyny. Na boisku przebywa jednocześnie 6 zawodników każdej ekipy. Każdy gracz ma ustaloną swoją pozycję. Mam ci je wymienić?
-Yyy..nie...-Diana zrobiła minę mówiącą „taaa..jasssneee”
-Rozgrywający,atakujący, przyjmujący, środkowy i libero. Uwaga, tutaj taka mała ciekawostka, libero nie serwuje ani  nie atakuje
-No to po co ona tam jest?
-Pff...dla ozdoby.
-Ahaa...- kiwam głową, jakby była na sprężynce i próbuję udowodnić mojej nauczycielce że rozumiem.Kogo ja oszukuję??? Nic nie kumam...
-To nie ma sensu... I tak nic nie rozumiem, a może nie będę musiała wykazywać się swoją wiedzą. A w razie problemu jakoś wybrnę. Kto jak kto, ale polonistka konwersację umieć poprowadzić musi!
-No właśnie. Swoją drogę, radzę ci się trochę to siatkówką zainteresować.
-Niby po co?? Wiesz przecież jakie jest moje zdanie na temat sportu
-Mieszkasz w Rzeszowie. Gracze też mieszkają w Rzeszowie....
Jednocześnie pokiwałyśmy głowami, podnosząc brwi mówiłam jej nieme : aaaa...rozumiemmm....
-No właśnie. Także ucz się, czy na odwrót....jak tam chcesz. Ja lecę! Powodzenia!
-Nie dziękuję!
I poszła. Zostawiła mnie z moją szczątkową wiedzą. Wyborne towarzystwo...
20 WRZEŚNIA

Siedzę właśnie w pokoju nauczycielskim i piję okropną kawę ze starego ekspresu. Przed chwilą skończyłam oceniać sprawdziany jednej z moich klas. Nie poszło dobrze. Trója, trója, dwója, czwórka (ooo...jakiś kujon ;) , trója, trója...można tak dalej wymieniać, ale po co...nudziłybyście się J Muszę zanieść zebraną kasę od dzieci do pani dyrektor. Na Podpromie idziemy jutro. Nie będzie lekcji, z czego niespecjalnie się cieszę, bo wolałabym tłuc kolejny raz czym się różni apostrofa od inwokacji niż stać jak kołek i patrzeć na dorosłych facetów odbijających piłkę z dziećmi.Mam ciekawsze rzeczy do roboty O właśnie! Przypomniałam sobie, że muszę iść do okulisty. Moje obecne okulary trochę się zniszczyły. Czas na nowe. Ale to kiedy indziej...Biorę drobniaki i idę na dywanik :)

Zadanie domowe:
- koniecznie dowiedzieć się co to jest libero
-nosić do pracy swoją kawę
-zrobić coś żeby moje dzieci nie dostawały trójek z kartkówek (wiem, nie robić kartkówek ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim :) W opowiadaniu pojawił się wątek siatkówki tak jak pewnie zauważyłyście, w związku z tym będzie ciekawie. Obiecujemy :)
Chciałyśmy was przeprosić za te dziwne zmiany w rozmiarze liter w poprzednim rozdziale. Czcionka nas nie lubi....Mamy nadzieję, że teraz będzie już ok. :)

niedziela, 7 października 2012

LEKCJA 1- SZTUKA ORGANIZACJI, CZYLI ZACZYNAMY PRACOWAĆ I ZARABIAĆ


Wspomniałam jak się nazywam? Nie!? Jak ja zamierzam te biedne dzieci uczyć skoro podstawowych rzeczy zapominam... No dobra. Nazywam się Jagoda Szpak (i nie jestem rodziną Michała Szpaka!). Od poniedziałku będę uczyć polskiego w podstawówce, ale o tym już mówiłam. Nie mogę się doczekać początku tego tygodnia! Od początku studiów marzyłam o tym. No wiecie. Chciałam nieść kaganek oświaty itp. A tak całkiem serio to ja po prostu strasznie lubię dzieci i chyba właśnie dlatego postanowiłam zostać nauczycielką. I co z tego, że klasy 4-6 to takie większe dzieci? Mnie to nie przeszkadza. A od kilku dni chodzę po domu w tę i z powrotem i szukam sama nie wiem czego. Przeprowadzam się i staram się spakować. Jako że mieszkam na obrzeżach Rzeszowa, a szkoła jest raczej w centrum moi kochani staruszkowie kupili mi mieszkanko. Taka mała nagroda za dyplom i znalezienie pracy. W sobotę się tam wprowadzę.
3 WRZEŚNIA- PONIEDZIAŁEK
O matko! To już dziś. Mój debiut w roli nauczycielki. Boję się strasznie. Pół nocy nie spałam. A co będzie jutro? Dziś tylko rozpoczęcie roku szkolnego, a jutro... Aż się boję myśleć. A na dodatek mam być wychowawczynią jednej z klas. JA!! Wychowawczynią! Kto normalny dałby mi tą rolę!? No ale nikt nie powiedział, że dyrektorka mojej szkoły jest normalna. Dobra. Koniec użalania się. Zjadłam śniadanie i ubrałam się w we wczoraj przygotowane ciuszki. Jak przystało na panią profesor wyglądałam bardzo elegancko. Założyłam szarą sukienkę przed kolano, ale żeby trochę ożywić strój ubrałam czerwone buty i naszyjnik. Włosy rozpuściłam (jak się ma kasztanowe lekko kręcone włosy to można z nimi zaszaleć). Pociągnęłam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem, popatrzyłam w lustro i powiedziałam.
-No Jagoda. Czas ruszać do walki.- i wyszłam.
Do szkoły doszłam po 5 minutach. Kocham moich rodziców za to mieszkanie!!! Od razu poszłam do gabinetu dyrektorki aby się dowiedzieć co i jak. Ta powitała mnie z uśmiechem.
-Witam pani Jagodo! Zapewne chciałaby pani wiedzieć coś więcej o pani klasie?-No proszę jaka domyślna! Już ją lubię.-Będzie pani wychowawczynią 4a. Tu ma pani ich listę. To 20 osób. A i jeszcze plan lekcji. Poza tym będzie pani uczyć jeszcze 5 klas. Mam nadzieję, że to nie za dużo?
-Nie. Bardzo dobrze. A mogłabym wiedzieć, która z sal jest moja?
-Oczywiście. Będzie pani uczyć w 13. Nie jest pani przesądna?-Pokręciłam przecząco głową. Nie byłam przesądna. Nie przerażał mnie czarny kot, czy rozsypana sól.-To dobrze. Zabiorę panią do pokoju nauczycielskiego. Tam pozna pani resztę grona i weźmie pani klucz do swojej sali. Pozna pani ją i w ogóle...
Prawie cały czas milczałam. Ja! Jagoda Szpak, której usta nigdy się nie zamykały teraz nie wiedziałam co mam mówić. Jeżeli takie coś dopadnie mnie przy uczniach to długo w tej szkole nie popracuję. Gdy zastanawiałam się nad przyczynami mojego nagłego niedoboru słów pani dyrektor już przedstawiała mnie moim nowy kolegom z pracy. Ogólnie sprawiali dość miłe wrażenie. Mam nadzieję, że tak będzie cały czas. Następnie wzięłam klucz i poszłam do swojej klasy, która była dokładnie naprzeciwko gabinetu dyrektorki. Mam nadzieję, że te ściany nie przepuszczają zbyt dużo dźwięku... Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się niebiesko-zielona klasa z 10 dwuosobowymi ławkami, biurkiem, szafkami i kilkoma tablicami. Moja pierwsza myśl? Pięknie. Druga? Trzeba tu powiesić jakieś ozdoby i zrobić gazetkę. Spojrzałam na plan lekcji. Jutro mam godzinę wychowawczą, więc wypróbuję zdolności plastyczne moich uczniów. Gdy rozsiadłam się przy moim biurku usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.
-Pani Jagodo.-To była dyrektorka.-Idziemy do kościoła na uroczystą mszę. Idzie pani z nami?
-Tak. Już idę.

                                                                              *

Po powrocie do domu, zrzuciłam swoje czerwone szpilki  rzuciłam się na kanapę,zakładając nogi na oparciu jak to miałam w zwyczaju. Włosy swobodnie zwisały,dotykając idealnie błyszczącego parkietu. Muszę zapytać staruszków ile kosztowało ich to mieszkanie, bo gołym okiem widać że na wystroju nie było oszczędności. Będę panią wychowawczynią 20-osobowej gromadki. Trzeba się tym faktem pochwalić, nie? Kto pierwszy? Może mamusia, a potem Diana. W ramach formalności,powiem że to moja,hmm...jakby to powiedzieć...druga połówka. Tylko spokojnie, moja orientacja seksualna nie ma z tym okresleniem nic wspólnego. Na tym tle nie odbiegam od większości społeczeństwa. Po prostu dobrałyśmy się idealnie. Razem balujemy, by na drugi dzień umierać. Słuchamy siebie nawzajem, bez udawania że to co mówi nas obchodzi. Po prostu nas to interesuje. Ona zazdrości mi moich włosów, a ja jej nóg. Często dochodzi z tego powodu do małych spięć,jednak obie wiemy że to tylko żarty. A gdy ktoś jest dla nas nie miły, rzucamy mu taką wiązankę, że biedaczek,tudzież biedaczka gaśnie tak błyskawicznie jak światło w lodówce, gdy ją zamykamy. O ile ono w ogóle gaśnie...
-Halo,mama? Przekaż tacie, że macie córkę-nauczycielkę. Jutro zaczynam pracę na stanowisku: wychowawca klasy 4a.
Gratulacjom nie było końca. Jesteśmy dumni bla,bla,bla...Nie jestem fanką takiego cukrowania i słodzenia. Jeszcze chwilę wysłuchałam monologu mamy o tym  jak żyć. Ciepło się ubieraj,zdrowo odżywiaj i inne złote  rady.
Powróciłam do normalnej pozycji na kanapie, by wstać i nalać sobie mojej ukochanej Pepsi. To moje takie małe uzależnienie. Gdy dostarczyłam do organizmu kolejną dawkę, od razu poczułam się lepiej. Poczłapałam do salonu i powróciłam do wyjściowej pozycji, jednocześnie wykręcając numer do panny Diany Piotrowskiej. Odebrała po 3 sygnałach
-Masz tą robotę??
-No pewnie, będę panią wychowawczynią –powiedziałam z dumą do słuchawki
-No i świetnie. A zarobki ustaliłaś? – w tym momencie uśmiech zszedł z mojej twarzy
-Nic nie wiem na temat wypłaty...O Boże....ale jestem głupia....
-Nie wiem ile nauczyciele zarabiają,ale patrząc na te ich strajki to pewnie nie wiele...
-Chcesz mnie pocieszyć,czy jak?
-No już, już. Nie denerwuj się. Powiedz lepiej czy macie w tej waszej szkole jakiegoś przystojnego wuefistę??-Diana dopytywała o to co lubi, czyli umięśnionych facetów.
-A wiesz,że nie zwróciłam uwagi...Ale szybko się poprawię i jutro dam ci znać czy jest coś ciekawego i godnego naszej uwagi...
-Trzymam za słowo. Wychodzimy gdzieś?
-Sama nie wiem. Muszę coś zjeść, a potem wyspać się. Jutro o 7:30 musze być w pokoju nauczycielskim
-Gadasz jak stara baba. Ale nie będę nalegać.
-Spotkamy się kiedy indziej,ok.?
-No pewnie. Paaaa
-Ciao!
 13 WRZEŚNIA
Pracuję już kilka dni,i przyzwyczaiłam się do wczesnego wstawania, eleganckiego stroju i „moich” dzieci, które jak się okazało wcale nie są takie głupie. Na jakie wyglądają....Nie bierzcie tego na poważnie, to tylko taki sucharek na dobre rozpoczęcie weekendu:). Ale wracajac do pracy, to mam w większości miłe koleżanki, które co rusz przysyłają do mnie swoich wychowanków, po szpilki. Takie do gazetki. Dziwne,prawda? Zdążyłam także ustalić wysokość mojej pensji. Rozwodzić się nie ma nad czym. Szału nie ma. Pani dyrektor jest dla mnie bardzo miła.Wymaga od nas tylko przyzwoitego stroju. Czasami mam wrażenie że traktuje mnie inaczej niż pozostałych członków grona pedagogicznego. Widocznie bardzo lubi moja rodzicielkę. Tymczasem, zmieniam szary, „biurowy” wręcz uniform na kieckę, szpilki i ruszam z Piotrowską w miasto,bo jak już wcześniej wspomniałam rozpoczął się weekend. A teraz uwaga, na dowód że mam talent i nie bez powodu wybrałam polonistykę polecę wierszem : Cały tydzień haru, haru, a na weekend bach do baru. Morał jeden nam się kłania: idzie weekend będzie bania!

Zadanie domowe: 
-wywalić szpilki ze swojej klasy
-rozejrzeć się za przystojnym wuefistą


---------------------------------------------------------------------------------
Witamy wszystkich! Udało się dodac nowy rozdział, i chociaż na chwilę oderwać się od ksiązek. Nie żartuję! Nauki jest tyle,że masakra... Jagoda musi coś z tym zrobić! Skoro już zaczęła pracę, to może nie długo program się zmieni, tym razem na lepsze ;)
Poza tym chciałabyśmy bardzo serdecznie powitać nowe czytelniczki z blogspotu, dziękujemy za miłe komentarze w prologu, mamy nadzieję że nie zawiedziemy waszych oczekiwań co do tego opowiadania :)

Pozdrowienia! 
Fanta&Cola