niedziela, 20 października 2013

EPILOG

20 lat później...
Stoję w hali na Podpromiu tuż za bandami reklamowymi. Piotrek, jako trener rzeszowskiej drużyny, chodzi w tę i z powrotem wzdłuż boiska. Trudno mu się dziwić. Przecież jego (wróć! nasza) drużyna walczy właśnie o mistrzostwo Polski z zespołem z Bydgoszczy. Stan rywalizacji do 3 zwycięstw 2-2. Tie break. 15-14 dla Rzeszowa. Mnie też udzielają się emocje. Przez 20 lat naszego związku stałam się prawdziwym ekspertem. Mogłabym mecze komentować zamiast Igły. A najlepsze jest to, że miłością do tego sportu zaraziła się też moja mama. Jest na każdym meczu. to nic, że ma 70 lat. Chciałabym mieć w jej wieku tyle energii. a poza tym, że jest najwierniejszym kibicem, to jest też taką "babcią honorową polskiej siatkówki" jak sama siebie nazywa. Dlaczego? Bo po każdym meczu przynosi chłopakom swoje wypieki i w ogóle rozpieszcza ich jak prawdziwa babcia. Ale wracając do meczu to za chwilę padnę na zawał... Młody atakujący właśnie zepsuł zagrywkę. Wiem, że to się zdarza, że presja itp. ale w tym momencie mam go ochotę udusić. Ale Piotr zachowuje zimną krew do końca. Bierze czas i spokojnie mówi chłopakom co mają zagrać. Jest tak spokojny, że ktoś kto go nie zna może pomyśleć, że mu nie zależy. Ale ja, mimo pokerowej twarzy, widzę te wielkie nerwy, które tkwią w moim mężu. A emocje udzielają się też Bydgoszczanom. Nie bronią lecącej całą wieczność kiwki. Zagrywka po naszej stronie, dobre przyjęcie i atak, ale obrona młodego Igły funkcjonuje znakomicie. Raz-dwa-trzy! Koniec!! Jesteśmy MISTRZAMI POLSKI!!! Patrzę z ogromną dumą jak cala drużyna skacze z radości. Zerkam na komentującego mecz Krzyśka i widzę, że choć bardzo się stara nie potrafi ukryć radości. W końcu jego syn dokonał tego samego, co kiedyś on sam. W tym momencie troszkę żałuję, że żadne z naszych dzieci nie poszło w ślady Piotrka. Bo Lena lat 20 (owoc pierwszej upojnej nocy) studiuje filologię angielską, a Wiktor lat 17 zamierza iść na prawo. Cała nadzieja w Miłoszu lat 10. Chociaż narazie nie wykazuje większego zainteresowania grą w siatkówkę... Eh... mówi się trudno i cieszy się dalej.
*
Wróciliśmy do domu po długim świętowaniu. W końcu trzeba było uczcić powrót trofeum do Rzeszowa. Po powrocie do domu od razu rzucił mi się w oczy stos kartek leżący na stole. No tak. Siatkówka siatkówką, ale sprawdziany trzeba poprawić. W końcu do emerytury jeszcze daleko.
-Piotruś. Może pomożesz mi z tymi sprawdzianami?
-JA?
-Noo... Nie daj się prosić. Pomóż swojej ukochanej żonie.
-Ale ja nie umiem tego robić. Ostatni raz ci pomogłem 20 lat temu i pamiętasz jak to się skończyło?
-Same błędy...
-No właśnie. Więc sama sobie najlepiej poradzisz.
-Po pierwsze nie zaczyna się zdania od więc, a po drugie to jakim cudem ty pamiętasz to co było 20 lat temu?
-Ja pamiętam każdą godzinę z tych 20 lat.
-Serio?
-Serio serio. Siadaj do sprawdzianów a jak skończysz to jakaś nagroda się znajdzie.
-Na przykład?
-Na przykład... Kolacja ze świeżo upieczonym Mistrzem Polski.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie:) Oddajemy w Wasze ręce ostatni akt naszego opowiadania. Zdajemy sobie sprawę, że zawaliłyśmy... Najpierw kilkumiesięczna przerwa, a teraz... Końcówka nie należała do najlepszych (delikatnie mówiąc). Pewnie oczekiwałyście bardziej spektakularnego zakończenia a tu raczej banał ;) Mimo wszystko mamy nadzieję, że podobało się Wam choć trochę:) 
Teraz to co najważniejsze. Jedno wielkie DZIĘKUJEMY!!:) Dla każdej z Was, która była, czytała, a później czekała na reaktywację :) Za każdy komentarz i każde miłe słowo. Jednym słowem za wszystko! :)
I jeszcze jedno. Wielka prośba. Kiedy już przeczytacie (nieważne czy jutro czy za rok:)) napiszcie chociaż kilka słów. Chcemy wiedzieć ile was tu było :)
Jeszcze raz dziękujemy i pozdrawiamy:)

niedziela, 13 października 2013

LEKCJA 21: CZY WSZYSTKIE HISTORIE MUSZĄ KOŃCZYĆ SIĘ HAPPY ENDEM?-DYSKUSJA.

Przerażenie. To uczucie towarzyszyło mi odkąd dowiedziałam się, że będę mamą. Próbując sobie to racjonalnie wyjaśnić, zdałam sobie sprawę, że dopiero wizyta u ginekologa da mi 100% pewność. Przecież testy mogą dać różne wyniki,  w zależności od różnych czynników, prawda? Boże, co się ze mną dzieje... Szukam jakiś skomplikowanych wymówek, zamiast przyznać przed samą sobą, że nosze pod sercem maleństwo moje i Piotrka. Nie zmienia to jednak faktu, że na wizytę do lekarza i tak muszę się umówić. Ale najpierw zadzwonię do mamy. Albo nie, wcześniej lekarz. Cholera jasna! Pierwszą osobą, która powinna się dowiedzieć o mojej ciąży jest Piotrek! A to, że jest nieprzytomny obchodzi mnie jak zeszłoroczny śnieg. Dlatego w miarę się ogarnąwszy ( wyglądałam jak siedem nieszczęść, same wiecie dlaczego) wyszłam do szpitala. Po drodze modliłam się, aby tylko na zawrotach głowy się skończyło, a przynajmniej abym wytrzymała do powrotu do domu.
Szpital jak zwykle przywitał mnie rażącą bielą ścian i twarzami pacjentów, które w sumie nie bardzo różniły się od ścian. Przynajmniej się nie wyróżniam. Skierowałam się na oddział, na którym leżał Piotrek. Idąc przez korytarz, wyobrażałam sobie, że zobaczę go z uśmiechem na twarzy, patrzącego w moją stronę. Niestety to były tylko wyobrażenia, o czym boleśnie się przekonałam wchodząc do jego sali. Leżał tak jak zawsze. Podpięty do piszczącej aparatury, wciąż nieprzytomny. Usiadłam na krzesełku obok łóżka i załapałam go za rękę. W gardle miałam jedną wielką gulę. Nie dlatego, że się jakoś stresowałam. Po prostu spojrzałam na to wszystko realnie i odrobinę pesymistycznie. Bo co jeśli Piotrek się nie obudzi? Ja, my go potrzebujemy. Sama nie dam sobie rady. Kocham go.
-Kochanie, muszę ci coś powiedzieć. Nie wiem czy się ucieszysz, ale będziemy mieli dziecko. Małą kruszynkę, która uczyni nasze życie miłym bałaganem. Dlatego przestań się z nami droczyć i obudź się w końcu. Nie mam zamiaru brać wszystkich obowiązków na siebie. Będziesz nam potrzebny.- ostatnie słowa wypowiadałam w uśmiechem na twarzy, ale i z łzami w oczach. Wytarłam je szybko, gdy zobaczyłam, że ktoś wchodzi do sali. Zbyszek Bartman.
-Cześć.- stanął za mną- Jak się trzymasz?
-Jakoś. Myślałam, że jestem cierpliwa, ale teraz już wiem, że nie jestem.
-Obudzi się. Zobaczysz. Cały klub trzyma za niego kciuki.
-A właśnie. Jak sobie radzicie bez niego?
-Nie mogę powiedzieć, że nam go nie brakuje, ale mamy zmienników. Dają radę, jednak Pit jest tylko jeden.
-Coś o tym wiem...  Zostawiam was samych, muszę porozmawiać z lekarzem.
-Ok, i pamiętaj, wszyscy jesteśmy z wami.

-Niestety nie mogę powiedzieć pani nic nowego. Wszystkie parametry życiowe są w porządku, jednak  przypadku tego typu urazów, nie pozostaje nam nic innego jak monitorowanie pacjenta i czekanie.
-Rozumiem. A wie pan może czy policja schwytała tego bandytę?
-Niestety, nic mi o tym nie wiadomo. Myślę, że takich informacji musi pani szukać w innym budynku.
-Dobrze, dziękuję. Do zobaczenia.
-Do widzenia.

Sama nie wiedziałam czy chcę iść na policje. Nawet jeśli go złapali, to co?  Piotrek będzie dalej leżał nieprzytomny. Idąc chodnikiem w kierunku domu wyjęłam telefon z torebki. Zadzwoniłam do mojego ginekologa, w celu umówienia się na wizytę. Jutro o 15 będę mieć pewność. Jednak wszystko wskazuje na to, że to tylko formalność.
Teraz w mojej głowie zrodziło się kolejne pytanie. Czy zadzwonić do mamy i powiedzieć jej o ciąży czy zaczekać do jutra i poczekać aż będę pewna. Wybrałam opcję trzecią. Pojadę do domu i powiem osobiście. Jest niedziela przed południem więc na drodze nie będzie dużego ruchu. Za jakieś pół godziny powinnam być na miejscu. Oby tylko mój żołądek wytrzymał, bo nie mam zamiaru odpowiadać za zanieczyszczony autobus. Po chwili byłam już na przystanku, a dokładnie 40 minut później stałam przed furtką domu. Miałam ściśnięty żołądek i sama nie wiedziałam czy to przez ciążę czy obawę przed reakcją rodziców. Lekko drżącą ręką otworzyłam drzwi (w końcu jestem u siebie). Rodziców znalazłam w kuchni.
-Cześć. Przyjechałam was odwiedzić. Cieszycie się?
-Jagoda! Jak my cię dawno nie widzieliśmy.-to mama.
-Stęskniliśmy się za tobą.-to tata.
Po długich uściskach i gdy mniej więcej nakreśliłam (po raz setny) sytuację Piotrka mama w końcu zauważyła jak wyglądam.
-Co ty taka blada jesteś? Źle się czujesz? Chora jesteś?
-Tak... Mniej więcej. A właściwie mniej.
-Nie kręć. Co się stało.
-Chyba jestem w ciąży... Zrobiłam test, a jutro pójdę do lekarza.
Czekałam na burzę i tysiące wyrzutów, a tu niespodzianka. Mama się rozpłakała. I to ze szczęścia. Wyraziła to bardzo mocnym uściskiem, z którego wyswobodził mnie tata, tylko po to aby za chwilę ściskać mnie jeszcze mocniej.
-Pamiętaj córeczko, że gdyby Piotrek... Albo cokolwiek... To my ci pomożemy.
Teraz ja też się rozbeczałam.
-Wiem. Ale z Piotrkiem będzie wszystko dobrze. Powiedziałam mu dzisiaj, więc  myślę, że nie każe na siebie długo czekać. Poza tym chciał obronić mistrzostwo, więc musi się obudzić przed play offami. Co prawda do nich jest jeszcze trochę czasu, ale rehabilitacja i tak dalej...
-Wiesz, że gadasz bez sensu?-Tak... Mama zawsze umiała mnie pocieszyć.
-Wiem. Ale po prostu bez Piotrka wariuję. To i tak cud, że nie oszalałam do końca. Ale teraz czas wracać do normalności. Będę mamą i muszę się na tym skupić. I na tym żeby jakoś dotrwać do momentu aż Piotrek się obudzi. A wracając do mojej ciąży. Dlaczego na mnie nie nakrzyczeliście, że jestem nieodpowiedzialna i tak dalej?
-Bo to twoje życie. I jeżeli je sobie zmarnujesz to twoja sprawa. Ale jak już masz je marnować, to nie ma lepszego powodu niż dziecko. Teraz ono powinno być dla ciebie najważniejsze.
Siedziałam sobie spokojnie w fotelu, rozmawiając z rodzicami, gdy zadzwonił mój telefon. Tradycyjnie zanim go znalazłam przestał dzwonić. W połączeniach nieodebranych zobaczyłam, że to tata Piotrka. natychmiast oddzwoniłam i usłyszałam coś, na co czekam od kilku tygodni.
-Piotr się obudził...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Nie mogło przecież być inaczej:) Nie uśmierciłybyśmy Piotrka!;) Czy którakolwiek z Was spodziewała się innego obrotu spraw?:)

niedziela, 29 września 2013

LEKCJA 20: OZNAKI CIĄŻY- CIĄG DALSZY

Kolejny tydzień minął dokładnie tak samo jak poprzedni: szkoła- szpital-dom. Dzieciaki chyba czują już nadchodzące święta, bo są nie do zniesienia. Przez to jestem stałą bywalczynią apteki, gdyż moje nauczycielskie gardło jest na wykończeniu. Zmęczona po pracy pędzę do Piotrka. Niestety on też mi humoru nie poprawia, bo ciągle jest nieprzytomny. Lekarze mówią, że jego wybudzenie to tylko kwestia czasu, więc codziennie gnam do szpitala z nadzieją, że może ten czas już nadszedł. Niestety codziennie się rozczarowuję...
Sobota. Obudziłam się, gdy było jeszcze ciemno. 6. No tak. Między innymi dlatego nienawidzę zimy. Nagle zrobiło mi się strasznie niedobrze. W ostatniej chwili dobiegłam do łazienki. Po wyjściu zaparzyłam sobie herbatę miętową w międzyczasie zastanawiając się co mogło mi zaszkodzić. Nie był to najlepszy pomysł bo mniej więcej przy kanapce na drugie śniadanie znów wylądowałam w łazience. Pięknie mi się ten weekend zaczyna... Położyłam się z powrotem do łóżka w nadziei, że może będzie mi lepiej. I to był kolejny błąd. Na szczęście obyło się bez kolejnej wizyty przy muszli klozetowej. Włączyłam więc telewizor, bo on zawsze mi pomagał na wszelkie choroby. Nagle doznałam olśnienia. Lekko drżącymi rękami wygrzebałam z szuflady kalendarzyk. Od trzech dni powinnam mieć okres. Miałam za dużo na głowie żeby to zauważyć. Cholera. Co mam teraz zrobić? Zadzwonię do Diany. Odebrała, gdy już miałam się rozłączyć.
-Lepiej żebyś miała dobry powód, dla którego budzisz mnie o 6.30 w sobotę.-jak na nią mówiła całkiem spokojnie.
-Chyba jestem w ciąży.
Cisza. Przetrawia informację.
-CO!!??
-Którego słowa nie zrozumiałaś?
-Ale jak to w ciąży? Z kim?
-No przecież nie z Kubusiem Puchatkiem. Nie zadawaj głupich pytań tylko kup mi test ciążowy.
-Czemu ja?
-Bo i tak za chwilę do mnie przylecisz więc się na coś przydasz. Poza tym jest mi tak niedobrze, że musiałabym wziąć ze sobą kibel przenośny.
-Ok. Będę za 15 minut. Trzym się.
-Yhym.
Czekając na moją przyjaciółkę usiłowałam sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie. Właściwie to od kilku dni się źle czułam, ale dopóki nie przeszkadzało mi to w normalnym funkcjonowaniu nie przejmowałam się tym. Właśnie zaczęłam sobie wyobrażać, co moja mama powie na fakt, że będzie babcią, gdy przyszła Diana.
-Powiedziałabym ci, że wyglądasz kwitnąco, ale nie będę kłamać. Chociaż... Jesteś zielona jak trawa na wiosnę.
-Przerzuciłaś się na botanikę? Gdybyś się czuła tak jak ja też byś była zielona. Masz ten test?
-Mam. Poradzisz sobie?
-Nie przeginaj...
Czekałam na wynik jak na wyrok. Bałam się co tam zobaczę. Chociaż z drugiej strony zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że będę mamą.
-Diaanaaa! Chodź tu i weź zobacz co wyszło. Ja się boję.
-Dwie kreski.
-Dwie kreski...-powtórzyłam.-Pokarz.
-No patrz. Dwie kreski jak wół. Czyli że będę ciocią?
-Czyli, że ja będę mamą...
Diana wybuchła śmiechem. Jednak widząc mój wzrok usiłowała się opanować.
-Przepraszam, ale jakoś sobie tego nie wyobrażam. A tak na marginesie to słyszałaś może kiedyś o czymś takim jak prezerwatywa?
-Nie zaczynaj. I tak pewnie będę musiała się nasłuchać od mojej matki.
Jakoś nie zwróciła uwagi na moje słowa, bo ciągnęła dalej.
-Ja rozumiem miłość, ale kurde! Żeby o tak prostej rzeczy nie pomyśleć? Nie macie 16 lat!
-A tobie się nigdy nie zdarzyło zapomnieć?
-A byłam kiedyś w ciąży?
 -No nie... Diana?
-No...
-A co będzie jeśli Piotrek się nie obudzi?
-Oszaleję... A dlaczego się ma nie obudzić? Przecież to tylko kwestia czasu, prawda? Więc nie panikuj, bo zaszkodzisz dziecku. A dopóki Piotrek nie może, ja się tobą zajmę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie pod kolejnym rozdziałem :) Krótki, ale mamy nadzieję, że choć trochę Was zaskoczyłyśmy;) Przed nami jeszcze jeden, epilog i koniec...
Pozdrawiamy :)

niedziela, 22 września 2013

LEKCJA 19:PRZYJAŹŃ JEST NAJWAŻNIEJSZA- ROZPRAWKA

Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się tak nieswojo. Chociaż to może nie jest najlepsze określenie. Gdzieś uleciała cała moja pewność siebie. To co stało się kilka dni wcześniej zburzyło mój cały poukładany świat. Jednak to nie czas, żeby stać nad ruinami, ale zacząć budować od nowa. Dlatego wiem, że Piotrek się obudzi. Już niedługo. Lekarze mówią, że wszystko idzie ku dobremu, jego stan jest stabilny, ale cały czas musimy czekać. Więc czekam. Nie zrezygnowałam z pracy tak jak radzili mi wszyscy. siedząc przez cały dzień z dziećmi, nie zapominam o Piotrku, ale w jakiejś tam części odrywam się od "złego" świata. A po lekcjach jadę prosto do szpitala, gdzie trzymając bezwładną rękę mojego faceta opowiadam mu o całym dniu. Wiem, że mnie słyszy...

Obudziłam się dzisiaj przed budzikiem. Szybko wstałam z łóżka, i wyjrzałam przez okna. Śnieg. Pierwsze w tym roku białe płatki lecące  z nieba. Uśmiechnęłam się na ten widok. Ja nie lubię zimy. Jest ślisko, mokro a na dodatek dużo kosztuje. Ale Nowakowski lubił. Wiele razy mówił mi, że woli zimę niż lato. A dlaczego? Bo są święta a razem z nimi prezenty. Właśnie, święta. Został do nich niecały miesiąc. Gdzie ja je spędzę? W szpitalu? Nie tak to sobie wyobrażałam, ale jeżeli  nie będzie innej możliwości, to ubraną choinkę postawię w rogu białej sali, a opłatek będzie leżał na małej szafeczce przy łóżku Piotrka.
Ale do świąt jeszcze trochę, teraz muszę ubrać się i pędzić do szkoły. Przede mną ciężki dzień. Pięć lekcji a po nich spotkanie całej rady pedagogicznej. trzeba załatwić jakieś bieżące sprawy. Natomiast wieczorem jestem umówiona z Dianą. Pierwszy raz od tamtego dnia. Co prawda spotkałyśmy się w szpitalu,ale to trwało dosłownie kilka sekund,  bo spieszyłam się na spotkanie z lekarzem. W ogóle pośpiech ostatnio jest moim nierozłącznym towarzyszem. Kiedy Piotrek będzie mógł wyjść ze szpitala pojedziemy w jakieś odludne miejsce. W ramach rehabilitacji, rzecz jasna.
Jest osiemnasta a ja padam z nóg. Dzieci jak na złość nie chciały dzisiaj współpracować. Nie miałam ochoty na robienie karnych kartkówek, bo przecież nie będę miała czasu nawet ich ocenić. Nie czekając na przyjaciółkę zrobiłam sobie mocną kawę. Mam nadzieję, że trochę mnie obudzi. W międzyczasie rozpakowałam torebkę, i ogarnęłam troszeczkę panujący w niej bałagan. Gdy już kończyłam, zadzwonił dzwonek do drzwi. Diana.
-Cześć. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę się z Tobą w końcu spotkać.- przytuliłam ją w drzwiach.- Coś się stało?- gdy zobaczyłam jej bladą, wyraźnie zmęczoną twarz zaczęłam się niepokoić.
-Jak Piotrek? -zmieniła temat, wchodząc do kuchni
-Ciężko mówić o tym, ze jest dobrze, ale wszystko jest na dobrej drodze.
-Cieszę się.- ton jej głosu ani trochę nie pokrywał się z jej słowami. Coś ją strasznie dręczyło. Złapałam ją za rękę.
-A co u Ciebie? Coś się dzieje?
Popatrzyła na mnie, a w jej oczach zauważyłam łzy.
-Dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciłaś mnie z mieszkania. Przecież to wszystko moja wina.-Diana rozkleiła się na dobre. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
-Kochanie, ale o czym Ty mówisz? - przytuliłam ją do siebie, próbując ją uspokoić. Ona popatrzyła na mnie zdziwiona.
-To ty o niczym nie wiesz?
- O czym mam wiedzieć? Diana, o co chodzi?
-O co chodzi? Chodzi o to, że twój facet był jedną nogą na tamtym świecie przez Roberta. Ci faceci, którzy go pobili to jego "przyjaciele". To on im to wszystko zlecił.
-Ale...skąd ty to wiesz?
-Zostałam wezwana na policję w tej sprawie. Ciebie jeszcze nie przesłuchiwali?
No właśnie. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nic nie wiem kto pobił Piotrka. Jakieś szczątkowe informacje, nic konkretnego. Ale z drugiej strony to chyba nie jest moja robota.
-O Boże. Ale jesteś pewna, że Robert maczał w tym palce?
-Niestety tak. A teraz pozwól, że ułatwię ci zadanie i sama wyjdę. Przepraszam za wszystko. Życzę wam powodzenia.
I wyszła. Tak po prostu. W pierwszej chwili byłam strasznie oszołomiona, ale po chwili zdałam sobie sprawę z sensu słów Diany. Udało mi się złapać ją na schodach.
-Diana! Proszę cię porozmawiajmy.
-Ale o czym tu rozmawiać? Spieprzyłam wam życie, i tyle.
-Nie mów tak! Przecież to nie twoja wina. To, że trafiłaś na faceta chorego psychicznie, nie znaczy, że jesteś za to wszystko odpowiedzialna.
-Ale przecież gdybym go do was nie przyprowadziła...
-Gdyby ,gdyby... Przecież sama powtarzałaś, że nie wolno gdybać. Zobaczysz, wszystko się jakoś ułoży. Z Piotrkiem jest coraz lepiej, Roberta zamkną na parę lat i wszystko będzie po staremu.
-Dla ciebie to takie łatwe. Przecież powinno być odwrotnie. To ja powinnam cię pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze.
-Przecież my zawsze robiłyśmy wszystko na odwrót, nie pamiętasz :)?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek baaardzo przepraszamy, że tak długo nic nowego nie napisałyśmy. Przez kilka miesięcy nie miałyśmy pomysłu na to opowiadanie, więc uznałyśmy, że kontynuowanie go nie ma sensu. Jednak teraz pomyślałyśmy, że należy się Wam zakończenie tej historii. I może nie będzie ono jakieś wybitne i spektakularne, ale będzie. Mamy nadzieję, że nie obraziłyście się na nas i je przeczytacie:)
Pozdrawiamy Was gorąco:)

piątek, 5 kwietnia 2013

LEKCJA 18:WYPADKI CHODZĄ PO LUDZIACH-WYPRACOWANIE

Jakieś 15 minut później Piotrek wybył do sklepu po coś do jedzenia i picia na spotkanie. A ja zabawiłam się w stylistkę i zaczęłam przekopywać szafę. O dziwo całkiem szybko znalazłam odpowiedni strój. Wyjęłam czarne rurki i zieloną bluzkę. Co się będę stroić. W końcu to tylko spotkanie z nowym, i pewnie nie ostatnim, chłopakiem Diany. Tak. Kilku ich było. Ale jakoś z żadnym nie była dłużej niż 4 miesiące. Może teraz się jej uda dłużej? Z moich rozmyślań wyrwał mnie Piotrek, który wrócił z 4 butelkami wina(!) i ogromną ilością artykułów spożywczych.
-Czy ty napadłeś na spożywczaka?
-Nie. Po prostu nie wiedziałem co mam kupić no to wziąłem to wszystko żeby nie chodzić w tę i z powrotem.
-A kto to wszystko zje?
-No my. A jak coś zostanie to zaprosimy chłopaków i nam pomogą. A tak na marginesie, o której przychodzi Diana?
-Cóż za płynna zmiana tematu.-wyłazi ze mnie polonistka. Znowu.-Jasna cholera! Za 15 minut!
I tu nastąpiła mini panika pt. bałagan w mieszkaniu i średnio wyglądająca gospodyni. Z tym pierwszym poradził sobie Piotrek (poupychał wszystko do szaf, kanap, koszy itp), a ja mogła spokojnie zająć się sobą. I zrobiłam to ekspresowo. 5 minut przed czasem byliśmy gotowi i czekaliśmy na gości. Moje zdziwienie było ogromne, gdy punktualnie o 17 zadzwonił dzwonek do drzwi. Od kiedy Diana taka punktualna? Najwyraźniej niejaki Robert ją pospieszył. Po okolicznościowych uprzejmościach  i zapoznaniu rozsiedliśmy się na kanapie i zaczęliśmy konwersację. Jak to zwykle bywa najpierw nieśmiało i spokojnie ale po kilku lampkach wina się rozkręciliśmy  i gadaliśmy jakbyśmy się znali od kilku lat. Tzn my z Robertem bo przecież trio Diana, Piotrek i ja już się trochę znamy i niejedną godzinę przegadaliśmy. Tak więc rozmawialiśmy o wszystkim. Od siatkówki począwszy na relacjach damsko-męskich skończywszy. Robert sprawiał wrażenie spokojnego, widać, że się nie krępował. I rzecz jasna, był przystojny. Ale za innych się Diana nie bierze, więc to oczywista oczywistość. Po kolejnej lampce utworzyły się podgrupy czyli ja i Diana oraz Pit i Robert. Panowie dogadywali się znakomicie. Kto by pomyślał, że siatkarz i bankowiec będą się tak dobrze rozumieć. To niewątpliwie to wino (swoją drogą całkiem dobre). My tradycyjnie obgadywałyśmy naszych facetów.
-Diana. Gdzieś ty dorwała tego Roberta?
-Będzie banalnie. W sklepie. Pośliznęłam się a Robert mnie złapał.
-Jak w komedii romantycznej...
-Mówiłam, że banał. Ale może dowiem się czegoś o tejże nocy, o której mówiłaś przez telefon?
-A co chcesz wiedzieć?
-Wszystko!!!
-Wszystkiego ci nie opowiem. Wróć. Nic ci nie opowiem. A przynajmniej nie teraz. Jak Piotrka nie będzie w pobliżu.
-Aż tak źle?
-Aż tak dobrze.
Dianę skręcało z ciekawości. Widziałam to. Ale będzie musiała poczekać...
*
Wieczór mijał cudownie. Niestety do czasu... Jako przykładna gospodyni poszłam do kuchni żeby zapełnić opustoszałe już talerze. Już miałam wracać, gdy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Pomyślałam oczywiście, że to Piotrek.
-Kotek. Zaczekaj aż będziemy sami.
-Ale ja niedługo wychodzę...
Chwila... To nie Piotrek. To Robert!! Czy w tym momencie on mnie podrywa? Nie to już nie jest podryw. To już jest chamskie dobieranie się do mnie. Gorzej być nie może? Może. Zaczął mnie całować. Próbowałam go odepchnąć, ale chłopak jest dla mnie za duży. Co mam robić?! Nerwowo szukałam wzrokiem czegokolwiek co pomogłoby mi się od niego uwolnić. Zobaczyłam tylko nóż leżący na stole. Nie no. Przecież go nie zabiję. 5 sekund później było mi wszystko jedno co zrobię. Zaczął próbować mnie rozbierać, a ja zaczęłam się bać. Tak jak chyba nigdy w życiu. Przez moją głowę przelatywały najstraszniejsze obrazy. To wszystko trwało chwilę, która dla mnie trwała całą wieczność. Na moje szczęście Robert na chwilę się ode mnie oderwał. Na tyle długą chwilę, że zdołałam krzyknąć:
-Piotrek!
Robert wrócił do całowania, a w drzwiach kuchni stanął chyba już całkiem trzeźwy Pit...
-Co się st... Co ty ku*wa robisz!?
Na moje nieszczęście Robert nic sobie nie robił z krzyku Piotrka. Ale na jego pięść już nie był obojętny. Tak. Ten spokojny i ułożony Nowakowski właśnie dał w mordę zboczeńcowi, który pewnie za chwilę by mnie zgwałcił w mojej własnej kuchni. Cios był na tyle silny, że Roberta na chwilę zamroczyło. Gdy odzyskał równowagę próbował oddać uderzenie, ale taka ilość alkoholu znacznie ograniczyła jego ruchy. Zamachnął się, ale nie trawił. Albo inaczej. Trafił prosto w ścianę. Nie zdążył chłopak wyhamować. Wykorzystując moment Piotrek wziął go za koszulę i wywalił z mieszkania. Zaraz potem przybiegł do mnie.
-Kochanie. Nic ci nie zrobił?-zapytał przytulając mnie.
-Nie...-Tylko tyle dałam radę powiedzieć, bo po prostu wybuchłam płaczem. Powoli wychodził ze mnie strach. Piotrek tylko mocniej mnie przytulił i pozwolił żebym zamoczyła mu całą koszulę. Może to zabrzmi banalnie, ale czułam się w jego ramionach bezpieczniej niż w ramionach mamy czy taty. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że mam przy sobie chłopaka, który nie pozwoli mnie skrzywdzić i przy którym niczego nie muszę się bać.
-Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić.-i do tego czyta mi w myślach...
Po kilku chwilach trochę się uspokoiłam i uświadomiłam sobie, że jest jeszcze ktoś.
-Diana?
Nie odezwała się. W salonie też jej nie było. Znaleźliśmy ją w moim pokoju. Leżała na łóżku i płakała w poduszkę. Pokazałam Piotrkowi żeby nas zostawił i zamknęłam za nim drzwi. Podeszłam do niej i położyłam rękę na jej plecach. Momentalnie wstała i wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka. Zawsze to robiła, kiedy cierpiała po rozstaniu z chłopakiem. Przez kilka minut nic nie mówiłyśmy. Pierwsza odezwała się Diana. 
-Czy ja zawsze muszę trafić na jakiegoś popaprańca!? Czy ja nie zasługuję na normalnego faceta, który tak po prostu będzie mnie kochał?
-Oczywiście, że zasługujesz.
-To dlaczego zawsze trafia mi się macho który moim kosztem próbuje zaspokoić swoje ego, albo padalec, który dobiera się do mojej przyjaciółki? Właśnie! Wszystko ok? Nic ci nie zrobił?
-Na szczęście nie. Piotrek ma dobry refleks. Zostajesz u mnie na noc?- to najlepszy sposób, żeby poprawić jej humor.
-A mogę?
-Pewnie.
Wyszłyśmy z pokoju z zamiarem poinformowania Piotrka o naszym planie. Coś czuję, że nie będzie z niego zadowolony. I miałam rację.
-Chyba sobie żartujecie! A jak on wróci to co zrobicie?
-Piotruś. Nie martw się. Zabarykadujemy drzwi, jeżeli to cię uspokoi. A poza tym wątpię, żeby on jeszcze kiedykolwiek się do mnie zbliżył. Chyba, że nie boi się o swój wizerunek. Swoją drogą to chyba będzie musiał wziąć urlop, bo jako bankowiec z rozwalonym nosem nie pociągnie.
-Kochanie. Ja się po prostu o ciebie boję. No ale jak tak bardzo nalegasz to dobrze. Pójdę do siebie. Ale jak Robert tu przyjdzie to masz od razu dzwonić na policję, jasne?
-Jak słoneczko. Dziękuję. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Po długim pożegnaniu i 10 zapewnieniach, że nic nam się nie stanie mój siatkarz wyszedł...
 
 
Siatkarz wyszedł z mieszkania Jagody z zamiarem złapania taksówki. Niestety żadnej nie było, a nie uśmiechało mu się czekać pół godziny zanim jakakolwiek przebije się przez rzeszowskie korki. Postanowił iść na piechotę. Do domu miał zaledwie kilometr, a biorąc pod uwagę długość jego nóg i skrót przez park za 15 minut powinien być na miejscu. Zaczął więc iść i tuż za skrzyżowaniem skręcił do parku. Mniej więcej w połowie drogi usłyszał za sobą głos.
-Nowakowski!
Odwrócił się i zobaczył... Roberta.
-Mało ci było?!
-Mi nie, ale ty najwyraźniej nie wiesz z kim zadarłeś.
-Wiem. Ze zboczeńcem, który dobierał się do mojej dziewczyny. A teraz najwyraźniej prosi się o nowego guza.
-Ty naprawdę nic nie rozumiesz? To może teraz zrozumiesz.
Zza drzewa wyszło 2 dresiarzy, każdy miał na oko kilka cm i 10 kilo więcej niż Piotrek...
 
JAGODA
Przegadałyśmy z Dianą całą noc. Przy okazji dowiedziałam się, że dość dużo rzeczy z życia mojej przyjaciółki mnie ominęło. Na przykład to, że pomiędzy Mirkiem (ostatnim chłopakiem, którego znałam) a Robertem było jeszcze trzech innych. Ma dziewczyna tempo. No a ja byłam tak zajęta Piotrkiem, że nie zajmowałam się przyjaciółką. Trzeba to zmienić, bo przecież przyjaciółka najważniejsza. Około 9 dostałam od Diany smsa: jestem już u siebie, cała i zdrowa:) No i to się jej chwali. Nie chce żebym się o nią martwiła. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nawet nie miałam czasu, bo spieszyłam się do pracy. Oczywiście tradycyjnie zaspałam, a Diana mnie nie obudziła, tylko wymknęła się cichaczem z domu. Tak się nie robi! Jednak szczęście mi dzisiaj sprzyjało, bo wszystkie światła po drodze tuż przede mną zmieniały się na zielone. Byłam w pracy 3 minuty przed dzwonkiem! Miałam chwilę na zrobienie kawy. Nie dane było mi jej wypić, bo w drzwiach pokoju nauczycielskiego stanęła dyrektorka.
-Pani Jagodo, mogę na chwilę panią prosić?
-Jasne. Już idę.
Chwilę później byłam już w jej gabinecie.
-Podziwiam panią, że mimo tego co się stało przyszła pani dzisiaj do pracy. Ale gdyby chciała pani wziąć urlop, to oczywiście nie ma żadnego problemu.
Zamurowało mnie. O co tej kobiecie chodzi?
-Yyy... Nie bardzo rozumiem o co pani chodzi.
-No o pana Piotra.
-A co z nim?
-To pani nic nie wie?
Podała mi gazetę gdzie na pierwszej stronie widniał tytuł: "Dramat naszego siatkarza". Z coraz mocniej bijącym sercem czytałam kolejne zdania. "W nocy około 2 nad ranem siatkarz Asseco Resovii Piotr Nowakowski został dotkliwie pobity. Do zdarzenia doszło w parku niedaleko domu siatkarza. Ze wstępnych informacji wynika, że Nowakowski jest w bardzo ciężkim stanie."
-Muszę jechać do szpitala.
-Oczywiście. Znajdę zastępstwo.
Wybiegłam ze szkoły. Na szczęście akurat przejeżdżała taksówka, więc 15 minut później byłam w szpitalu. Szybko znalazłam salę, w której leżał Piotrek. Pod drzwiami siedziało dwoje ludzi, chyba jego rodzice. Podeszłam do nich.
-Dzień dobry. Państwo jesteście rodzicami Piotra?
-Tak.-odezwał się jego tata.- A pani to pewnie Jagoda? Szkoda, że w takich okolicznościach, ale miło mi, że w końcu się spotykamy.
Podeszłam do pani Nowakowskiej, która siedział na krzesełku z twarzą ukrytą w dłoniach. Położyłam jej rękę na plecach, a ona tak po prostu się do mnie przytuliła.
-Będzie dobrze. W końcu to siatkarz, a oni nigdy nie się nie poddają.
Siedziałyśmy tak chwilę aż z sali wyszedł lekarz.
-Mogą państwo do niego na chwilę wejść, a potem zapraszam do mnie.
Weszłam pierwsza. Widok był straszny. Piotrek leżał nieprzytomny i poobijany, podpięty do setek różnych kabelków. Podeszłam do niego, usiadłam przy łóżku i złapałam go za rękę. Tak bardzo chciałam, żeby teraz uścisnął ją tak, jak zawsze to robił na naszych spacerach. Chciałam się nachylić, żeby go pocałować, ale skutecznie utrudniły mi to urządzenia, do których był podpięty. Trzymałam go za rękę, a łzy ciekły mi po policzkach. Nie mogłam tego opanować, chociaż wiedziałam, że powinnam. Powiedziałam przecież jego mamie, że będzie dobrze. A teraz się tak strasznie bałam, że go stracę.
-Pani Jagodo. Chodźmy do lekarza. Może się czegoś dowiemy.
Niechętnie odeszłam od łóżka Piotra i poszłam wraz z jego rodzicami do gabinetu. Co tam usłyszeliśmy?
-Poza złamaną ręką i żebrami pan Piotr nie ma poważniejszych obrażeń wewnętrznych. Jest jednak coś co nas bardzo niepokoi. Otóż, jak pewnie państwo widzieli pan Piotr cały czas jest nieprzytomny. Podejrzewamy, że mogło dojść do uszkodzenia mózgu.
-Co to znaczy?
-To znaczy, że nie wiemy kiedy odzyska przytomność. Być może za kilka minut lub godzin, być może za kilka miesięcy...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie róbcie nam krzywdy za to u góry...
Rozdział dodany dzisiaj, a powinien się pojawić wieki temu. Ale wiecie, szkoła, święta , a dodatkowo "bezwenie" dopadło 50%  naszego teamu.
 Tak jak obiecywałyśmy, zaczęło się dziać. Jesteśmy tylko ciekawe czy taki obrót spraw wam się spodoba...

piątek, 8 marca 2013

LEKCJA 17: WYCHODZENIE Z OPRESJI- DYSKUSJA W OPARCIU O TEKST.

-Kochasz?- zapytał jakby chciał się upewnić. Stał oparty o framugę kuchennych drzwi, z założonymi na piersi rękami. I patrzył na mnie. Tylko to był wzrok inny niż zwykle. Był bardzo poważny. Szczerze powiedziawszy bałam się , że zaraz wybuchnie i zacznie mi wytykać błąd, jakim było niezmienienie numeru.
-Kocham.
-To dobrze, bo gdybym był w tobie zakochany bez wzajemności, to...- mówiąc to szedł w moją stronę. Opierałam się o kuchenny blat, a w dłoniach trzymałam kubek gorącej kawy. Piotrek podszedł do mnie, wyjął mi ów kubek z rąk i również oparł się o blat, ale tak, że stał przodem do mnie. Chyba po raz pierwszy jego wzrok tak mnie onieśmielał. Jednak zebrałam  w sobie na tyle odwagi, aby spojrzeć w jego oczy
-Nie kończ. Nie ma takiej potrzeby.-on tylko uśmiechnął się na moje słowa i odgarnął moje jeszcze odrobinę mokre włosy. Ta chwila była dziwna. Piotrek był inny niż zwykle, jednak to była pozytywna zmiana. Cały czas był bardzo blisko mojej twarzy, jednak nic nie robił. Sprawdzał mnie. Wiedziałam to i starałam się  nie dać mu tej satysfakcji. Jednak kiedy poczułam jego ciepły oddech  oddech  na szyi, nie wytrzymałam.
-Pocałuj mnie w końcu.
Spełnił moją prośbę, a wręcz żądanie natychmiast. Nawet nie tracił czasu na jakieś triumfalne uśmiechy. Jednak ten pocałunek był bardzo krótki. Piotrek chwycił mnie za rękę i zaprowadził do mojej sypialni. No tak, przecież co się robi w kuchni? Gotuje. Jasna sprawa.
Na moim łóżku leżało pełno książek,i kartek. Zapewne jakieś sprawdziany. Piotrek nie przejmował się nimi i zrzucił je wszystkie na podłogę.
-Bez nich będzie nam wygodniej.-uśmiechnął się po czym mnie do siebie przytulił i pocałował w czoło. A potem w usta. I ten pocałunek był dłuższy. Na tyle długi, że Piotrek zdążył ze mnie zedrzeć koszulkę, a ja jego bluzę. Wiedziałam co się za chwilę stanie. Chciałam tego od dawna. I ani na sekundę w mojej głowie nie pojawiła się myśl aby zaprotestować. Wręcz przeciwnie. Teraz to ja byłam na górze i pozbywałam się zarówno swoich ubrań jak i reszty Piotrka.

-Od dawna tego chciałem
-Więc co cię powstrzymywało?
-Podobno to co jest bardziej wyczekane lepiej smakuje.
-Więc się przekonajmy czy to prawda.-patrzyłam na niego, nie wiem, wyzywająco? W każdym bądź razie Nowakowski zareagował. Nawet nie wiem kiedy zdążył położyć się na mnie. Byłam oszołomiona, zdecydowanie. Całowal mnie wszędzie. Ja nie pozostawałam dłużna. To było niesamowite uczucie. Ale przyjemność dopiero miała nadejść. Kiedy w końcu poczułam Piotrka w sobie, miałam ochotę zacząć krzyczeć. I pewnie bym to zrobiła, gdyby nie usta Piotrka na moich. Całował mnie cały czas, robiąc jedynie przerwy na głębsze oddechy. Było mi tak dobrze. Nowakowski będąc nade mną oparł swoje czoło o moje. Patrzyliśmy prosto w swoje oczy. Zamknęłam je tylko wtedy, gdy poczułam, że osiągam szczyt przyjemności.
*
Tej nocy nie wyszłam już poza próg sypialni. Ilość wrażeń z wczorajszego dnia odbiła się głębokim snem w ramionach Piotrka. Ale niestety dzisiaj jest poniedziałek. I jakby nie spojrzeć trzeba iść do szkoły. Nie powiem, żeby to była jakaś ekstra wiadomość, jednak cieszę się, że minęły te czasy, w których do szkoły wstawałam jako nie oszukujmy się, nieprzygotowana uczennica. Na szczęście pracę zaczynam dopiero od drugiej lekcji. Jest siódma, więc mam całe dwie godziny  na ogarnięcie się. Może wystarczy...


Gdy skończyłam myśleć o sobie, zorientowałam się, że Piotrka nie ma obok mnie. Zdziwiłam się. Może jest w łazience, albo robi mi śniadanko do łóżka? Nie pogardziłabym. Chcąc sprawdzić swoje przypuszczenia podążyłam w kierunku kuchni. Ale zastałam tylko bałagan. Piotrka nie zauważyłam. Jednak w oczy rzuciła mi się gęsto zapisana biała kartka, leżąca na podłodze. " Jestem na treningu. Tak, zamiast leżeć teraz z Tobą w cieplutkim łóżku odbijam piłkę  z kilkunastoma facetami. Wybacz. Gdy tylko będę wolny przyjdę do Ciebie i wszystko Ci wynagrodzę.  Mam nadzieję, że się wyspałaś. W przeciwnym razie dzieci nie będą miały z Ciebie pożytku na lekcji. Przewidziałem, że możesz nie mieć czasu na zrobienie sobie śniadania, dlatego w lodówce masz talerz pysznych kanapek, które mają być zjedzone, bo jesteś strasznie chuda, co oficjalnie stwierdzam po tej dzisiejszej nocy. ... . Rozmarzyłem się...  Niestety nie mogę kontynuować, gdyż jestem spóźniony. Do zobaczenia!"
Spieszył się. To dlatego kartka leżała na podłodze, buty w korytarzu są porozwalane a pismo jest gorsze od tego spotykanego na receptach. Ale i tak jest słodki. I te kanapki... Dzięki niemu mogę doliczyć sobie jakieś 10 minut dla siebie. 
Próbowałam zebrać wszystkie materiały, sprawdziany i omówienia lekcji, które były mi na dziś potrzebne, ale cholera jasna Piotrkowi zachciało się bawić w napaleńca no i mi te wszystkie kartki wymieszał! Chwilę potrwało zanim doszłam z tym do ładu. I gdy byłam już  prawie gotowa do wyjścia poczułam, że o czymś zapomniałam. No tak, o rozmowie z moją przyjaciółką. Zdałam sobie sprawę, że nie kontaktowałyśmy się od soboty. Czyli cały weekend.  A co gorsza, ona ciągle nie odpisała no mojego pamiętnego -gwiazdorskiego- smsa. Na prawdę zaczęłam się bać. Dlatego wiele nie myśląc szybko odszukałam jej numer w Kontaktach, by po chwili usłyszeć jej zaspany głos.
-Ciebie Pan Bóg opuścił?! Najpierw nie dzwonisz przez 2 dni, a teraz w środku nocy zachciało ci się gadać.?- uwagę o środku nocy przemilczałam. Natomiast bardzo zastanowiły mnie jej słowa. Chociaż wiedziałam, że nie jest na mnie zła, to i tak ma rację. Przecież miałyśmy się spotkać, a ja kolejny raz ją wystawiłam. Tak dłużej być nie może!
-Ale nie denerwuj się słoneczko. Właśnie w tej sprawie dzwonię. Otóż dzisiaj organizuję babski wieczór. Czuj się zaproszona.
-Dzięki, chętnie bym wpadła. Ale mam już plany na dzisiejszy wieczór...
-O, szkoda. A mogę wiedzieć co planujesz? - skoro nie będziemy się dziś widzieć, zdecydowałam, że podpytam ją telefonicznie.
-No jak to co? Randkę.- ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną dumą
-Znam go?
-Jeszcze nie.
-Oj nie męcz mnie. Mów kto to!
-Robert Kondracki. Mówi ci to coś? Nie? No właśnie. Lepiej będzie gdy poznasz osobiście.
-A kiedy mogę poznać?
-Wiesz co, może jeżeli nie będzie ci to przeszkadzało to zrezygnujemy z babskiego wieczoru na damsko-męski. Co ty na to? Wpadłabym z Robertem.
-Świetnie! Zaproszę też Piotrka i posiedzimy sobie we czwórkę.
-A no właśnie. Skoro jesteśmy przy Piotrku i sprawach damsko-męskich jednocześnie, to może zadziało się u was coś w tej kwestii?
-A i owszem. Działo się przez pół nocy.
-No w końcu. Myślałam, że będziecie czekać do ślubu. Ale wnioskuję, że się opłacało, prawda?
-Praawda... I kolejny raz muszę potwierdzić słuszność przysłowia " Cicha woda, brzegi rwie"
-Ohoho, to musiał szaleć! Ej, a Ty nie w pracy?- zdziwiłam się jej gwałtowną zmianą tematu. Zdziwienie jednak minęlo gdy spojrzałam na zegarek. 8:50. Za dziesięć minut powinnam sprawdzać obecność w 6a. Akurat!
-No właśnie. Musimy kończyć. Praktycznie jestem spóźniona. Osiemnasta może być?
-Myślę, że tak. Zdzwonimy się po lekcjach.Pa!
Słuchając jej ostatnich słów wbiegałam do windy, której jak na złość, dotrzeć na parter spieszno nie było.
Gdy dotarłam już do szkoły miałam tylko 5 minut spóźnienia. Całkiem nieźle. Koleżankom w pokoju zmyśliłam, że korki. Na szczęście o nic więcej nie pytały, więc wzięłam dziennik i pognałam do klasy. Otwieram drzwi i widzę 20 dziecięcych oczek zwróconych na mnie. Normalka. No prawie. Bo wcześniej wspomniane hotki zerkały na mnie i coś do siebie szeptały. Czyżby weekendowy przegląd internetu przyniósł jakieś ciekawe newsy (czyt. mnie i Piotrka)? Trzeba wypytać co wiedzą. W tym też celu po sprawdzeniu obecności przybrałam profesorski ton.
-Dziewczyny macie coś do powiedzenia? Jeśli tak to głośno proszę.
-Niee. Nic. Właściwie to nic.
Taa. Jasne. W sumie to może lepiej. Kto wie jak one to zinterpretowały? Jeszcze by mnie oskarżyły przed klasą o molestowanie siatkarza. Będę cwańsza. Poczekam do końca lekcji. No i tak przerobiłam jakże ciekawy temat "Części zdania wprowadzenie." Tak wiem fascynujące. Już miałam zaczynać omawianie okolicznika gdy zadzwonił dzwonek. Czas przeprowadzić wywiad.
-Ania, Ola, Klaudia. Zostańcie na chwilę. O co chodziło z tymi szeptami?
Chwila ciszy. Myślą co by tu mądrego powiedzieć.
-Bo wie pani. Znalazłyśmy w internecie takie zdjęcie, gdzie jest pani z Nowakowskim i się zastanawiałyśmy czy to prawda.
No proszę. Jaka szczerość. Nie spodziewałam się.
-Taak. Też je widziałam.
-I?
-No co i? Złożonych zdań proszę używać. -polonistą się jest w każdej sytuacji nie?
-No czy to jest prawda?
-A jak myślicie?
-Hmm... W sumie to pani jest całkiem ładna i może to być prawda. Ale z drugiej strony jakim cudem taki sławny siatkarz ze zwykłą nauczycielką...
No jakie bezczelne!! Że niby ja zwykła?
-Widzicie dziewczyny cuda czasami się zdarzają.
I wyszłam z klasy. Pięknie to rozegrałam. Niby nic nie potwierdziłam ale też nie zaprzeczyłam. Odpowiedź godna prawdziwego humanisty.
*
Wróciłam do mieszkania i kogo zobaczyłam? To nie jest trudne. No oczywiście, że Pita. Skąd miał klucze? Jego słodka tajemnica.
-Cześć Jagódko. Obiecałem, że będę po treningu i jestem.
-Kocham cię.
-No proszę. Jakie piękne "dzień dobry". Głodna?
-Tak! Zrobiłeś obiad?
-Aż tak idealny nie jestem. Pizza się podgrzewa w piekarniku. Jakie plany na wieczór?
-Dobrze, że mi przypomniałeś. Zaprosiłam Dianę z jej nowym chłopakiem.
-Czyli z romantycznej kolacji nici?
-A taki miałeś plan?
-Noo...
A mogło być tak pięknie. Trudno. Przyjaciółka ważniejsza. Chociaż....
-Właściwie, to jutro też jest dzień. A właściwie wieczór, a potem noc...-powoli zamieniam się w niewyżytą seksualnie bestię. Wina Piotrka.-Dobra. Koniec marzeń. Jak zjesz to biegiem do sklepu i kup coś do jedzenia na wieczór. I dawaj tą pizze, bo jestem strasznie głodna!
***********************************************************************
Cześć! Piotr zaprezentował swoje nowe oblicze, ale chyba i tak nie wiele się zmieniło, i nadal jest idealny? ;)) Ale obiecujemy, w następnym rozdziale zacznie się dziać i nie będzie tak nudno :D

piątek, 1 marca 2013

LEKCJA 16: PAMIĘTNIK ORAZ INNE FORMY UWIECZNIANIA NASZYCH WSPOMNIEŃ.

Oparłam się o maskę samochodu Piotrka, a właściwie na niej usiadłam usiłując ściągnąć rolki z nóg. Nowakowski tym czasem szukał czegoś w bagażniku. Nie wnikałam. W końcu uporałam się z tymi kopytami, i dopiero gdy założyłam swoje własne obuwie zobaczyłam w jakie piękne miejsce mnie zabrał. Zawsze miałam słabość do tego typu wycieczek. Urzekały mnie te żyjące własnym życiem łaki, słońce, która wzbija się nad horyzontem i samochód przejeżdżający tutaj od czasu do czasu. Wiecie, wbrew pozorom mam wrażliwą duszę. A przynajmniej czasami się ona ujawnia.
-Gdzie my właściwie jesteśmy?- zapytałam Piotrka, który właśnie zamykał auto, trzymając w ręce kosz z przewieszonym na nim kocem.
-Chodź.- machnął ręką i zaczął przedzierać się przez sięgający do kolan gąszcz. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim. Przecież nie zostanę sama w jakimś pustkowiu. Maszerując za nim starałam się omijać co bardziej groźnie wyglądające rośliny. Bo biologiem ani innym znawcą flory nie jestem. Nowakowski takich obaw nie miał i szedł przede mną jakieś 5 metrów. Zanim doszłam do niego on zdążył już rozłożyć koc, usiąść na nim i wyjąć smakowicie wyglądające przysmaki z koszyka.
- Odpowiesz na moje pytanie?
-Jakie pytanie?
-Co to za miejscowość?
-Mała. Ale bardzo urokliwa.- Nowakowski patrzył na mnie z lekko przymrużonymi oczami, chroniąc je przed ostrym słońcem.
-Tyle to ja też wiem. Ale skoro nie chcesz powiedzieć, to nie mów. Kiedyś sama się dowiem. -odpowiedziałam obojętnie, jednocześnie kładąc się na wygodnym kocu.
-Piękną mamy dziś pogodę, prawda?
-Piotrek, proszę cię. Nie jesteśmy sąsiadami rozmawiającymi o niczym. Ale ok, nie będę się czepiać. I przyznam ci rację, aura w sam raz na takie wypady.
-Ja to kurczę, jednak jestem genialny, nie?
-No jesteś, jesteś. A co tam masz?- wskazałam ręką na wiklinowy kosz.
-Kosz.
-Na śmieci?- Skoro on się chce tak bawić, to ja nie będę pozostawać mu dłużna.
-Niee... Mam jedzonko. Skusisz się?
-A tak konkretniej co masz?
-Kupione na szybko ciasto, ale starsza pani z cukierni mówiła, cytuję: Że gdyby była odważniejsza, i nie bała się tak szefa, sama by wszystko zjadła. Także, teoretycznie powinno być dobre. Spróbujesz?
-Pewnie, a masz może coś do picia? Najlepiej termos gorącej herbaty.- Owszem, pogoda była piękna, słońce świeciło jak w lipcu, ale temperatura, niestety dalej była listopadowa. A tak swoją drogą to my idioci jesteśmy. Kto w listopadzie robi pikniki?! Ale nieważne...
-Mówisz-masz. Po czym zaczął nalewać mi parującego jeszcze napoju. Wypiłam go ochoczo, zresztą tak samo zjadłam dość duży kawałek ciasta. Piotrek mniej więcej robił to samo. Nic do siebie nie mówiliśmy, ale cisza przerywana przez jakieś desperackie ptaki w ogóle nie była krępująca.
- Wiesz co Nowakowski,muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam poważnie...
-Mam się bać?
-Nie. Ale chcę, żebyś przestał się nie wiem, łudzić czy robić sobie nadzieję.- ehh...gdybyście widziały to przerażenie w jego oczach..
-W takim razie słucham.- widziałam jak starał się, aby te słowa wyszły z jego ust naturalnie, ale troszeczkę mu nie wyszło.
-Nie nadajesz się na nauczyciela. W połowie sprawdzonych przez ciebie wypracowań były błędy.
Najpierw popatrzył na mnie niedowierzając, a potem choć jak mówiłam jego oczy były przymrużone, i tak dało się  w nich zobaczyć złość. A usta wykrzywiły się w niewinny uśmieszek.
-To ja myślałem, że ty mnie chcesz zostawić tutaj, samego, wśród tych traw, z dala od miasta, a ty..ty.... No wiesz?!
-No wiem.
-Jesteś... jesteś...- próbował pewnie znaleźć jakieś słowa, które prawdopodobnie miałyby mnie urazić.
-Coś ci słów zabrakło, kochanie.- uśmiechnęłam się do niego, czochrając jego i tak zmierzwione już włosy
Nic nie mówił, tylko patrzył na mnie i się uśmiechnął.
-A skoro już przy sprawach zawodowych jesteśmy, to powiedz mi dlaczego nie zostałaś modelką?
-Słucham?!- odwróciłam się gwałtownie od wygrzewającego moją twarz słońca w stronę Piotra.
-No nie udawaj, kochanie. Wszystko wiem.
Moje usta wyglądały chyba  tej chwili jak jedna wąską kreseczka.
-Widziałeś film?- zapytałam, a w duszy modliłam się aby zaprzeczył.
-Owszem. - na jego twarz wpłynął uśmiech. Chytry. Cwaniacki. Zawadiacki.
-Tata?
-Owszem.- odpowiedział, nie wytrzymując i wybuchając śmiechem.
-O Boże...- schowałam twarz w dłoniach
-Kompletnie nie rozumiem, dlaczego się tak go wstydzisz. Jest przesłodki.
-Taa...niczym cytryna.
Mój ojciec zawsze "straszył mnie", że jeśli przyprowadzę do domu jakiegoś faceta, będzie on musiał zapoznać się z filmem. Tym filmem. Ty filmem, na którym Jagoda- 7 letnia dziewczynka spaceruje w dużo za dużych szpilkach mamy, szmince, kończącej się pod nosem, i różowej błyszczącej kiecce od cioci Stasi ze Stanów po stworzonym z poduszek wybiegu, uśmiechając się sztucznie do taty, który starą kamerą uwiecznia ten moment. Ale to jeszcze nic. Najlepsza jest relacja z after-party, jak to nazwała Diana, bo ona jako jedyna widziała to nagranie. Otóż, jak to opowiadali mi rodzice, zaraz po moim występie wpadli do nas goście. A tata, w imię stworzenia rodzinnej pamiątki na lata, ponownie chwycił za sprzęt.
"Jagódko, powiedz wszystkim kim będziesz jak będziesz duża?
Będę modelką!
I co będziesz robić?
Będę pozować i chodzić po wybiegu.
A ile będziesz zarabiać?
O tyle...  w tym momencie rękami zakreśliłam ogromne koło
I co zrobisz z tymi pieniędzmi?
Kupię sobie chłopaka.
A jakiego?
Przystojnego.
A po ci jakiś chłopak? Przecież nie będziesz mieć czasu dla niego.
To mu wynajmę opiekunke
."
W tym momencie, dzięki Bogu, skończyła się taśma. Większej kompromitacji nie zniosłabym. Na chwilę  zapomniałam o Piotrku, wspominając ten dzień.... Z zamyślenia wyrwało mnie głośne, pochodzące od Nowakowskiego:
-Usmiech!- czekał  z aparatem fotograficznym w ręce, aż wykonam jego polecenie, ale w obecnej sytuacji nigdy by się go nie doczekał, więc zaczął robic zdjęcia bez mojej zgody.
-Piotrek, do cholery co ty robisz? - próbowałam odwrócić głowę od obiektywu, ale to go nie zniechęcało. Po chwili przestał bawić się w fotografa.
Patrzyłam na niego wyczekująco, aż raczy odpowiedzieć na moje pytanie, ale nie spieszył się zbytnio.Był pochłonięty przeglądaniem zdjęć.
-Co to było?- zapytałam ponownie
-No jak to co? Zrobiłem kilka, swoją drogą, zajebistych fotek, które teraz przekaże jakiejś agencji modelek.
-Po co?- zapytałam przełykając ślinę, bo na prawdę, nie mogę określić czy Piotrek jeszcze żartuje czy już nie.
-Jeszcze pytasz? Przecież musisz na mnie zarobić. :*

-Ani mi się waż to gdziekolwiek wysyłać jasne?!
-A dlaczeeeego?
-Bo się na ciebie obrażę raz na zawsze i nigdy więcej się nie odezwę.-Tak. Wiem, że to jest argument rodem z przedszkola ale byłam zdesperowana. Nienawidzę jak ktoś robi mi zdjęcia, a tym bardziej jeżeli mnie tymi zdjęciami szantażuje. Wystarczy, że te kilkanaście lat temu tatuś mnie skompromitował na resztę życia.
-A jak tego nie wyślę to dostanę jakąś może nagrodę?
-Pff. Zapomnij. Ty mi robisz zdjęcia wbrew mojej woli, a ja ci mam jeszcze nagrodę za to dawać?
-Oj nie za zdjęcia tylko za to, że ich nie wykorzystam w żaden sposób. A jak chcesz to nie musisz tego nazywać nagrodą tylko powiedzmy kaucją...
-Powtórzę się. Zapomnij!!
-A wiesz, że jesteś strasznie seksowna jak się złościsz?
Teraz mnie próbuje brać na komplementy. Myśli, że zmięknę. A niedoczekanie jego!!
-Tak, wiem. Diana mi to często mówi. Ale ty nie zmieniaj tematu. Oddaj mi ten aparat.
-Po co?
-Tak sobie pooglądam i może coś poprawię.
Na przykład usunę. Tego już na głos nie powiedziałam. Ale się oczywiście przeliczyłam bo przecież Piotrek głupi nie jest.
-O nie. Ja ci dam a ty usuniesz. Nie ma głupich.
-No Piooootreek.-przeszłam na opcję błagania.-Ja cię proszę nie wykorzystuj tych zdjęć.
-No może ostatecznie się zgodzę. Ale liczę na jakiś dowód wdzięczności. Na przykład w postaci pysznej kolacji...-jego mina mówiła wszystko...
-Od początku się ze mnie nabijałeś! Ty... Ty...-Brakło mi słów, żeby go jakoś kulturalnie obrazić. A poza tym i tak bym nie zdążyła czegokolwiek powiedzieć, bo Piotrek zatkał mi usta gorącym pocałunkiem. Właściwie to się do mnie przyssał jak odkurzacz. Na początku chciałam go odepchnąć. Ale po 3 sekundach zapomniałam, że byłam na niego zła i odwzajemniłam pocałunek. I pewnie całowalibyśmy się tak jeszcze długo, ale... zaczął padać deszcz. Matka Natura najwyraźniej nie chce żebyśmy się całowali, bo jeszcze minutę wcześniej świeciło piękne słońce. Nie pozostało nam nic innego jak zabrać kocyk, wsiąść do samochodu i odjechać...
     ***
Weszłam do mieszkania na miękkich nogach. I to nie, jak zwykle bywa, po miłosnych uniesieniach, ale po tych cholernych rolkach. Jeżeli mnie teraz tak nogi bolą, to co będzie jutro? Aż się boję pomyśleć...
-Piotrek. Czy ciebie po każdym meczu tak nogi bolą jak mnie teraz?
-Nie... Po meczu fizjoterapeuci czynią cuda. A to, że ty nie masz kondycji to już inna sprawa.
Zero współczucia dla cierpiącego człowieka. Gdybym miała siłę podnieść nogę to bym go kopnęła. A poza tym to przecież na kochanego faceta się ręki (nogi) nie podnosi.
-Zjesz coś?-postanowiłam nie wchodzić na temat mojej kondycji. Po co się kompromitować?
-Co ty. Zjedliśmy całe ciasto. Ale kawą nie pogardzę.
Wstawiłam więc wodę i wsypałam proszek do kubków. W tym momencie zapiszczał mój telefon. I tu niespodzianka. Znalazłam go prawie od razu.
-Halo.
-Cześć Jagoda. Tu Wojtek.
Zamurowało mnie. Ale, że jak? Że ten Wojtek? Mój były?
-Yyy... Cześć. Skąd ty masz mój numer?
-Miałem nadzieję, że nie zmieniłaś od czasów naszego rozstania i nie przeliczyłem się.
-Tak. Czego chcesz?
-Spokojnie. Nie zamierzam ci rujnować życia. Chciałem tylko pogratulować nowego faceta.
-Skąd wiesz?
-No wiesz. Internet do Włoch też dochodzi.
-Do Włoch?
-Tak. Mieszkam teraz we Włoszech z żoną i synem.
-Gratuluję.
-Dzięki. Ja też gratuluję. Mam nadzieję, że wam pójdzie lepiej niż nam. Muszę kończyć. Na razie Jagoda. Powodzenia.
-Cześć.
W tym czasie Piotrek wyszedł z łazienki. A ja stałam sobie przy stole z telefonem w ręce i musiałam mieć strasznie głupią minę, bo Piotrek zapytał.
-Kto dzwonił?
-Wojtek.
-TEN Wojtek? Czego chciał?
-Pogratulować mi ciebie. Ale tak naprawdę to ja nie wiem. Bo niby od kiedy dzwoni się to byłych dziewczyn żeby pogratulować nowego chłopaka?
-Nie wiem. Ale skąd on miał twój numer?
-Nie zmieniłam odkąd się rozstaliśmy. Piotrek, a ty co? Zazdrosny jesteś?-Wierzcie albo nie, ale w oczach Pita zobaczyłam zazdrość. Teraz naprawdę poczułam, że jemu na mnie zależy. Bo niby wcześniej mówił kocham cię i tak dalej, ale dopiero teraz mam pewność, że jestem dla niego ważna.
-Tak! Jestem zazdrosny. Jak mam nie być, skoro dzwoni do ciebie twój były?
-Możesz nie być zazdrosny. Bo ja cię zapewniam, że kocham cię najbardziej na świecie...
 
 

czwartek, 21 lutego 2013

LEKCJA 15 :KAŻDY MOŻE BYĆ GWIAZDĄ - ROZWIJAMY SWOJĄ WYOBRAŹNIĘ. PRACA W GRUPACH

Tej  nocy spało mi się wyjątkowo dobrze. Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Jest niedziela, mam wspaniałego chłopaka, moi rodzice go zaakceptowali. Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego chłopaka obok siebie. Ale Piotr jeszcze pewnie śpi. Nie chcę go obudzić. On pewnie też korzysta z weekendu i nadrabia braki snu z całego tygodnia. Z łózka zwlokłam się tylko na momencik. Poszłam do kuchni po swojego laptopa. Wpakowałam się do łóżka razem z nim, z postanowieniem przejrzenia poczty oraz innych głupot skrywanych przez internet. Może brzmi groźnie, ale uwierzcie mi, dzieci pierwszym źródłem informacji. Ich rodzice na prawdę nie mają nad nimi kontroli. Wchodzą na takie strony, robią i piszą takie rzeczy, że przed zatrudnieniem w podstawówce, w życiu nie posądziłabym o to tych słodzkich, kochanych gówniarzy. I jeszcze się tym chwalą... Ale nie ważne. Poczta jak to poczta. Połowa wiadomości to spam, a druga połowa to aktualności od moich koleżanek po fachu.  Niestety przed wywiadówką, wymiana informacji znacznie wzrosła. Odkąd jestem z Nowakowskim zainteresowałam się wieloma siatkarskimi portalami. Wkręciłam się w to wszystko. Kto by pomyślał, że ja-omijająca wf szerokim łukiem, uważająca, że siatka wisząca wzdłuż szerokości sali gimnastycznej jest firanką autorstwa pozbawionej gustu sprzątaczki-będę się denerwować na każdym meczu, będę kibicować Resovii, i będę dziewczyną pierwszego środkowego w Reprezentacji Polski. Zycie bywa przewrotne. Ale do rzeczy. Na siatkarskich stronach nic nowego. Statystyki, opinie,komenatarze i moje zdjęcie. Zaraz?! Moje zdjęcie? Co ja tu robię? W pierwszej chwili szok. W drugiej panika. Ale w trzeciej satysfakcja. Proszę,proszę, czyli jednak jestem ważną postacią. Na tyle ważną, ażeby robić zdjęcia mi i Piotrkowi podczas prywatnego spotkania. Normalnie pewnie wkurzyłabym się, ale nie dziś. Zamiast opcji " Krzyczeć na wszystko i wszystkich" wybrałam tą łagodniejszą czyli "Pochwal się wszystkiemu i wszystkim, że jesteś gwiazdą" Zaczęłam od Diany, pisząc jej stosownego smsa o następującej treści: "Kochanie, czytasz teraz wiadomość od świeżo upieczonej celebrytki. Nie żartuję. Paparazzi nie dają mi wyjść z domu.  Dowód? Wejdź na tę stronę:..." Wiem, sms dziwny, a treść wyolbrzymiona. Ale na prawdę bawi mnie zainteresowanie mediów moją osobą. A gdybyście przeczytały komentarze pod artykułem! Matko Boska... Dobrze, że mam jeszcze trochę dystansu do siebie, bo w przeciwnym razie mogłabym paść ofiarą przemocy internetowej, zaszyć się w swoim mieszkaniu, zgasić światło i już nigdy nigdzie nie wychodzić. Jaka to ja brzydka, głupia, lecę tylko na kasę Piotrka itp. To tylko nieliczne aspekty poruszone podczas tej "dyskusji". Jedyne co mnie w tej całej sytuacji martwiło, to to, że moi uczniowie mogą to jakoś dziwnie zinterpretować. Bo wiecie, na razie interpretację tekstów kultury przerabiałam tylko z klasami szóstymi. Pozostałe jeszcze nie mają dużej wiedzy w tym zakresie. A biorąc to pod uwagę, może być różnie. Tym bardziej, że w obecnych czasach internet nie stanowi dla nich najmniejszej zagadki.
Skończyłam oglądać siebie, i zajęłam się ciekawszymi rzeczami. To jest: wstałam, wzięłam prysznic, w międzyczasie zastanawiając się, dlaczego Diana nie odpisuje. Przecież zawsze chciała być sławna. A mając takie znajomości.... Potem zrobiłam sobie kawę. I zjadłam kawałek ciasta, które wcisnęła mi mama gdy już wsiadaliśmy do samochodu. Konsumpcję przerwał mi piskliwy dźwięk mojego telefonu, który był jednoznaczny z przyjściem wiadomości. Byłam pewna, że to Diana, ale niestety, a właściwie stety był to "najpiękniejszy środkowy jakiego świat widział" cytując jedną z internautek. "Cześć moja gwiazdo :* Piszę, bo nie wiem czy jeszcze śpisz, a nie chciałbym Cię obudzić. Znajdziesz dzisiaj dla mnie chwileczkę? Mam wolne, ty też. Spędzilibyśmy razem trochę więcej czasu niż zwykle. Co ty na to?" Słodkie. Ale z tą "gwiazdą" to dziwna sprawa. On wymyślił ten komplement, czy po prostu też zrobił poranną prasówkę. Potem go spytam, bo oczywiście z wielką chęcią przystaję na jego propozycję. Ale nie chce mi się pisać, więc do niego zadzwonię. Odebrał bardzo szybko.
-Witaj mistrzu. Jak tam, mamusia nie śniła Ci się po nocach?
-Mamusia? Skądże. Tylko ty mi się śniłaś.- Oesu...
-Mam nadzieję, że to nie był koszmar. Co dziś robimy?
-Jeszcze dokładnie tego nie ustaliłem, gdyż chcę to skonsultować z Tobą. Ale mam pewna propozycję. Za godzinę jestem u Ciebie, i wszystko dogramy. Może być, kochana?
-Jasne, licze na Twoją kreatywność ;)
-Możesz być spokojna. Do zobaczenia:)
 
Przez tę godzinkę postanowiłam ogarnąć mieszkanie, bo wyglądało jakby się przez nie przetoczył huragan połączony z tsunami. W momencie gdy podziwiałam swój heroiczny wyczyn zadzwonił dzwonek. Chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że za drzwiami stał Piotrek. Nawet nie zdążyłam ust otworzyć a on już zaczął mówić.
-Masz 10 minut. Przebierz się w jakieś wygodne ciuchy i zabieram cię na wycieczkę.
Byłam tak zdziwiona, że nawet nie zapytałam po co mam się przebrać i dokładnie 8 i pół minuty później siedziałam u niego w samochodzie.
-Dokąd właściwie my jedziemy co?
-Niespodzianka.
Miał szczęście, że co jak co ale niespodzianki to ja lubiłam. Wiecie. Ten dreszczyk emocji, te sprawy. No to grzecznie się nie odzywałam i pozwalałam Piotrkowi spokojnie prowadzić. Po pół godzinie minęliśmy tablicę z napisem Rzeszów i stanęliśmy na jakiejś leśnej polance. Czyżby jakiś romantyczny spacer?
-Piotruś, co ty kombinujesz? Bo jeżeli masz zamiar zaciągnąć mnie gdzieś w krzaki to ostrzegam, że się tak łatwo nie dam.
-Spokojnie. Na tego typu zabawy preferuję jakieś przyjemniejsze miejsca. A dzisiaj postanowiłem spełnić twoje marzenie...
Ok. To zaczyna być dziwne. Przeleciałam w głowie listę moich marzeń i nie przypominam sobie, żeby było tam coś o lesie. W międzyczasie Nowakowski wyjął z bagażnika... Nie uwierzycie... 2 pary rolek. 
-Yyy... Piotreeek, jakież to marzenie zamierzasz spełnić? Bo jakoś sobie nie przypominam, żeby było tam coś o rolkach.
-No jak? Przecież jak wracaliśmy od twoich rodziców to mówiłaś, że chciałabyś się nauczyć jeździć na łyżwach. A rolki to takie prawie łyżwy.
Jak wrócę do domu to skrócę sobie ten długi jęzor. Przysięgam.
-Prawie! Z tą subtelną różnicą, że na lodowisku są bandy, których zamierzałam się kurczowo trzymać! A tu co? Błagam cię! Czego się tu mam trzymać? Trawy? Nie dziękuję. Ja chcę żyć!
-A o mnie nie pomyślałaś? Przecież mnie się będziesz trzymać. I jakby co, to kurs pierwszej pomocy zaliczyłem w szkole na 4+...
-Czemu nie 5?
-Bo mnie facet nie lubił. Ale wszelkie bandażowanie umiem, więc w razie czego cię uratuję.
-Jakoś mnie to nie przekonało. Ale wiesz co? Właśnie wpadłam na genialny pomysł. Ty sobie pojeździsz, a ja popatrzę.
-O niee! Nie po to cię tu przywiozłem, żebyś siedziała w aucie. Zakładaj rolki i jedziemy.
-Ale przecież tu jest droga, nie?-postanowiłam się złapać ostatniej deski ratunku.
-No jest.
-To pewnie i ruch jest duży. Nie uważasz, że to niebezpieczne?
-Jeżdżę tu od paru miesięcy i, jak widzisz, żyję.
I tym sposobem wyczerpałam wszystkie argumenty, które mogłyby podziałać na mojego chłopaka. Ze skutkiem złym. Nawet bardzo złym. Na tyle złym, że 5 minut później Pit klęczał przede mną zakładając mi na nogi idealnie dopasowane rolki. Później przyszło najgorsze musiałam jakoś stanąć na nogi. A to wcale takie łatwe nie było, bo tylko się podniosłam, a to cholerstwo na nogach mi się rozjeżdżało. A Piotrek się ze mnie śmiał! I gdyby nie to, że musiałam jakoś utrzymać równowagę, to dostałby za to w twarz. Ta złość mi jednak szybko przeszła, bo Nowakowski okazał się dobrym nauczycielem. Nie tak dobrym jak ja oczywiście, ale zawsze. Po 15 minutach jazdy za rączkę puścił mnie i pojechał. A ty sobie kobieto radź! Ale nie nazwałabym się Jagoda Szpak gdybym się poddała. I, najpierw trochę niepewnie, zaczęłam przebierać nogami. I udało się! Dojechałam do punktu gdzie czekał Piotr. I byłoby pięknie i cudownie, gdybym tuż przed nim nie wywinęła zjawiskowego orła... Na szczęście się nie potłukłam (nie licząc siniaka na tyłku). A czekała nas jeszcze droga powrotna do samochodu. Na szczęście tę przejechaliśmy ją, jak na prawdziwą parę przystało, za rączkę....
 
 
Cześć wszystkim ;) Wy też macie ochotę wybrać się na rolki? ( Z Nowakowskim jako towarzysz;))
Nasza parka dalej szczęśliwa, czyli bez zmian. Straszna monotonia, nie? Może by tak im coś popsuć... ;) Co myślicie?
 

czwartek, 14 lutego 2013

LEKCJA 14: NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY JAK GO MALUJĄ- ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE-WPROWADZENIE

Parę minut później Piotrka już nie było. No to co ja teraz będę robić? Mój wzrok padł na stos kartek. O nie! Nie będę tego teraz poprawiała... co mnie podkusiło żeby zadawać wypracowania dwóm klasom na raz? Ale jak już się taką głupotę zrobiło, to trzeba teraz ponieść jej konsekwencje. Chociaż... Nie odbiorę Piotrkowi przyjemności sprawdzania bazgrołów 11-latków. A przy okazji zobaczę jakie ma umiejętności. Przyjemne z pożytecznym. Zostawię je na wieczór. Tylko co robić teraz? Posprzątałabym mieszkanie, ale zrobiłam to wczoraj, więc teraz lśni czystością. Wzięłam do ręki telefon z nadzieją, że w książce telefonicznej znajdę inspiracje... I znalazłam!! Zadzwonię do mamy, żeby potwierdzić tę kolację. Wybrałam numer i po 3 sekundach rozmawiałam z mamą (mistrzynią szybkiego odbierania telefonu).
-Cześć mamo. Co tam w domu?-jakoś trzeba zacząć.
-Wszystko w porządku. A u ciebie?
Ależ rozmowna jest dzisiaj moja mamusia... Chyba stracę majątek na rozmowę...
-U mnie też. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że będziemy w sobotę na tej kolacji u was.
-Będziemy?-moja rodzicielka wyraźnie się ożywiła. Czyżby zapomniała o Picie?
-No ja i Piotrek.
-Aaa. Zapomniałam o tym twoim siatkarzu. Masz jakieś specjalne życzenia żywieniowe?
-Niee. Wszystko co zrobisz będzie pyszne.-ale jej słodzę...
-Ok. To zrobię coś takiego żeby nie było za trudne do zjedzenia. W końcu taki sportowiec to nie porusza się w wśród wyższych sfer...
Gdybym jej nie kochała to bym się śmiertelnie obraziła. Ale, jak już wspominałam, jestem osobą opanowaną nie wybuchłam. (Poproszę order za cierpliwość!!)
-Pragnę zauważyć, że ty też nie masz pojęcia jak się je większość wykwintnych dań.- Jagoda-Mistrz Ciętej Riposty.
-Oj przecież żartowałam. A tak serio to obejrzałam sobie tego Nowakowskiego w internecie i muszę przyznać, że całkiem przystojny.
No nie wierzę!! Czy to powiedziała moja mama??
-Wiedziałam, że ci się spodoba! A jak z nim pogadasz to będziesz wprost zachwycona. Zobaczysz.
-Obyś miała rację.
I tu nastała długa cisza. Żadna nie wiedziała co powiedzieć. Trzeba to gdzieś zapisać, bo to się do tej pory nie zdarzało. Ciszę przerwałam ja.
-Wiesz co mamo. Muszę kończyć. Mam dużo wypracowań do sprawdzenia i muszę się do wywiadówki przygotować. Widzimy się w sobotę. pa.
I na tym się moja rozmowa z mamą skończyła. Po 10 sekundach sobie przypomniałam, że nie zapytałam, o której ta kolacja jest... No to wysłałam smsa. Odpowiedź przyszła po 15 minutach (najwyraźniej mama musiała się konsultować z tatą). O 18. 
Następne 2 godziny spędziłam na oglądaniu jakiegoś meczu znalezionego w Internecie. Jak tak dalej pójdzie to zostanę największą fanką siatkówki w Polsce. A w Rzeszowie to już na pewno. A tak całkiem serio to zaczynam łapać o co w tym chodzi. Nawet parę razy się wydarłam na sędziego (i co z tego, że to była tylko powtórka?). Ale teraz przynajmniej nie będę się musiała wstydzić przed Piotrkiem. Idealnie po ostatnim gwizdku zadzwonił dzwonek. Oczywiście za drzwiami stał mój siatkarz. Po (tradycyjnym już) długim powitaniu przeszliśmy do rzeczy konkretnych. (Nie żebym uważała pocałunek za mało konkretne, wręcz przeciwnie, ale wychodzę z założenia, że najpierw obowiązki potem przyjemności...) 
-Jak trening?
-Normalnie. Godzina siłowni i godzina grania.
-To pewnie zmęczony jesteś?
-Noo...
Jego głos mówił mniej więcej: "Jestem taki zmęczony, że nie chce mi się poprawiać tych wypracowań"
-I pewnie nie masz już siły na wypracowania?
-No nie mam ale przecież ci obiecałem.
Chce mnie cwaniak wziąć na litość i honor. Ale nie ze mną te numery!! Rzuciłam tylko:
-No właśnie.- i podsunęłam mu pod nos 20 kartek i czerwony długopis.
-O Jezu... Ale jesteś pewna, że dam sobie z tym radę?
-Kochanie. Kto jak nie ty?
-No ty na przykład. Ja ci wiernie pokibicuję.
-O nie! Ja muszę to jutro oddać więc nie marudź tylko bierz się do roboty. Czytasz i podkreślasz błędy. Jak czegoś nie wiesz to pytaj.
I godzinę później wszystkie wypracowania były ocenione. Normalnie mój chłopak jest nieoceniony! Będę go wykorzystywać zawsze.Rzuciłam mu się na szyję i wykrzyczałam do ucha.
-Kocham cię Piotruś!!
-Za te wypracowania? -cwaniacki uśmieszek wykwitł mu na twarzy.
-Za całokształt.
Daję słowo, że na mojej twarzy widniał teraz największy i najbardziej cwaniacki banan świata. Po mojej głowie chodziły baaardzo grzeszne myśli.
I niestety na myślach się skończyło. Okazało się, że źle interpretowałam uśmiech Piotrka i, że on wcale nie miał na myśli tego co ja... Taka mała rozbieżność. Mówi się trudno. Pozbierałam więc karteczki i postanowiłam troszkę doszkolić Pita w sprawach typu: "co zrobić żeby moja mama nie wywaliła go z domu po trzech minutach".
-Po pierwsze moja mama nienawidzi jak się ją całuje w rękę.
-Ty patrz. A właśnie myślałem, że zabłysnę swoim gentelmeństwem...
-Nawet o tym nie myśl!!! Ostatni raz spróbował tego wujek Jurek i od tego momentu ma zakaz wstępu do naszego domu. Po drugie możesz zabłysnąć jakimś żartem.
-Może być suchar z "Familiady"?
-Co ci tak wesoło? Ja tu się zamartwiam, że moja mamusia cię zabije wzrokiem ewentualnie wyrzuci przez okno a ty mi tu z sucharami wyjeżdżasz? Jeżeli coś takiego powiesz to cię osobiście powieszę na jakimś drzewie. I tutaj nie ma nic śmiesznego!
Nie wiem ile z mojego wywodu usłyszał Piotrek bo chyba tak od połowy leżał pod stołem. Ze śmiechu oczywiście. Ale z czego on się tak śmiał? Oczywiście najlepszym sposobem będzie go o to zapytać... I co usłyszałam?
-Jagódko. Dajesz mi instrukcje jakby twoja mama była jakimś potworem. A założę się, że jest całkiem miła.
-Jedyny chłopak dla jakiego moja mama była miła to klasowy kujon, z którym poszłam na studniówkę. Tak... Latała wokół niego jak mucha nad jedzeniem. A później przez miesiąc mi truła dlaczego wypuściłam z rąk takiego cudownego chłopaka.
-A dlaczego go wypuściłaś?
-Bo był brzydki jak noc listopadowa. Brr... Na samo wspomnienie Grzesia mnie ciarki przechodzą.A tak wracając do mojej mamy to jeżeli jej się nie spodobasz to ciężkie czasy przed nami... Ale przynajmniej uważa, że jesteś przystojny.
-Taaak?-i znów ten piękny cwaniacki uśmiech.
-Taaak. Widziała jakieś twoje zdjęcie i powiedziała, że jesteś całkiem całkiem.
-Dobrze wiedzieć, że podobam się też starszym paniom.
-Piotruś. Ty podobasz się 99 procentom kobiet w tym kraju. A ten jeden procent się po prostu nie zna...
 
SOBOTA
Przeżyłam już w swoim życiu wiele. Wszystkie sprawdziany, testy, egzaminy, studia (imprezy) nawet wczorajszą wywiadówkę! Ale dzisiejszej kolacji nie przeżyję. I to nie względu na umiejętności kulinarne mojej rodzicielki, bo te są całkiem niezłe. Otóż umrę dzisiaj na atak serca spowodowany długotrwałym stresem... Nie spałam pół nocy rozważając przeróżne scenariusze. Oczywiście wszystkie były czarne jak włosy Azjatek. Tylko jeden gdzieś tam zabłądził i dał mi ciut optymizmu, że może jednak będzie miło. Ale jak zasnęłam to śnił mi się Piotrek, taki biedny i skulony, nad którym stała moja mama i krzyczała na niego, że jest beznadziejny i nie jest wart jej córki... Obudziłam się zlana potem i pierwszy raz w życiu bałam się zamknąć oczy, żeby sen nie wrócił. A teraz biegam po mieszkaniu jak kot z pęcherzem, żeby się ubrać, umalować, uczesać i załatwić milion innych ważnych spraw.
Równo o 17 przed drzwiami swojego mieszkania zobaczyłam Pita. W pierwszej chwili zaniemówiłam. Bo wiecie... Zobaczyć faceta, którego do tej pory widziało się tylko w dresie lub stroju klubowym w garniaku to jest małe zaskoczenie. On po prostu wyglądał rewelacyjnie!
O 18.05 podjechaliśmy pod dom rodziców. Super. Na starcie zostaniemy zbesztani za spóźnienie. A co ja poradzę na to, że w Rzeszowie korki są o każdej porze dnia i nocy?! I tu pierwsza niespodzianka. Mama powitała nas przemiłym uśmiechem (są dwie opcje: albo była u dentysty i znieczulenie jeszcze działa, albo tata wykonał heroiczną pracę żeby ją jakoś ugłaskać). Po oficjalnej części czyli: Piotrek rodzice, rodzice Piotrek, która wypadła nawiasem mówiąc całkiem nieźle, nastąpiła część mniej oficjalna czyli jedzenie. Normalnie to bym się cieszyła, bo posiłki w naszej rodzinie to najprzyjemniejsza część każdej imprezy, ale nie dzisiaj. Dzisiaj węszyłam podstęp. Bałam się, że mama poda coś żeby skompromitować Piotrka. I tu kolejna niespodzianka. Mama przygotowała swoją popisową pieczeń (co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że też się stresuje i chce wypaść przed Nowakowskim jak najlepiej). Przez cały czas Piotrek mnie zaskakiwał. Rozmawiał z moimi rodzicami o przeróżnych rzeczach. Filmie, teatrze, literaturze a nawet o sztuce nowoczesnej. Z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem widziałam w oczach mamy rosnącą miłość (tak miłość) do mojego chłopaka. W czasie deseru gadali już jak najlepsi przyjaciele. Co tu dużo mówić. Kupił ich swoją wiedzą, sposobem mówienia no... wszystkim. Byłam z niego straaaasznie dumna. Wyszliśmy od nich tak koło 21.
-Piotruś. Skąd ty tyle wiesz?
-A co nie wyglądam?
-Nie o to chodzi. Tylko żaden człowiek nie jest w stanie tak dobrze znać się na wszystkich rzeczach pod słońcem.
-Jestem wyjątkowy.
-I jaki skromny.
-To jedna z moich nielicznych wad.
-Czyli co? Moim chłopakiem jest ideał?
-Na to wychodzi...
I tym miłym akcentem (+pocałunkiem) skończyliśmy nasze spotkanie. 10 sekund po wyjściu Piotrka mama napisała mi SMSa: "Piotruś to najlepszy chłopak jakiego mogłam sobie dla Ciebie wymarzyć. Nie wypuść go..." Szybko odpisałam "Nie zamierzam:)" I poszłam spać. 

piątek, 8 lutego 2013

LEKCJA 13: ZAKŁADAMY KÓŁKO TEATRALNE-PODSTAWY AKTORSTWA.

W drodze do Diany zżerała mnie ciekawość. Kto u niej jest?! Czyżby ktoś wpadł w sidła mojej kochanej przyjaciółki? Moja ciekawość nie została jednak zaspokojona gdyż po dotarciu na miejsce okazało się, że facet zwiał... Jak to określiła Diana przestraszył się naszych damskich spraw... Na mój gust to taki dziwny trochę. No bo jaki normalny facet ucieka gdy ma okazję przebywać z dwoma baaaardzo ładnymi dziewczynami? (Tak wiem skromna jestem.) Z resztą nieważne. Uciekł to uciekł. Nie będę się nim teraz zajmować. Mam swoje problemy.
-No to skoro nie jesteś w ciąży to jakież to problemy sprowadzają cię w skromne progi twojej bratniej duszy?-Czy ona coś dzisiaj piła? Niee. Jest dopiero 14. Zdecydowanie za wcześnie na alkohol... Ale jak inaczej wytłumaczyć jej poetycki język??
-Kilka problemów. Dokładniej dwa. Wywiadówka i Piotrek. A właściwie wywiadówka rodzice i Piotrek.
-Wy humaniści... Wywiadówka mama tata Piotrek. To cztery problemy nie dwa.
Normalnie zaraz wyjdę z siebie i stanę obok... A z dwoma Jagodami nie będzie tak łatwo.
-Ale rodzice i Piotrek to jeden problem.-zachowałam spokój. Nie było łatwo ale się udało. Widząc, że Diana chce cos powiedzieć szybko przeszłam do dalszej części wypowiedzi. -Po pierwsze to będzie moja pierwsza wywiadówka i się trochę denerwuję.
-Bo?
-Bo nie wiem co mam mówić i tak dalej.
-To co każdy nauczyciel. Że dzieci się nie uczą, że są niegrzeczne. I koniecznie powiedz, że są już na wyższym poziomie edukacji więc wymagania wobec nich są większe. To zawsze działa na rodziców.
-A ty skąd wiesz takie rzeczy?
-Pamiętam jak moja mama wracała z wywiadówki... To pierwszy problem rozwiązany a drugi?
-No właśnie. Obawiam się, że z tym ci tak łatwo nie pójdzie. Powiedziałam rodzicom o Piotrku...
-Iii?
-No przecież wiesz jak moja rodzina zapatruje się na sportowców.
-Tak jak ty kiedyś.
-No właśnie. Więc jak mamie powiedziałam to zaraz było, że sportowcy są... mało inteligentni.
-No ale przecież tak nie jest.
-A weź to wytłumacz mojej mamie...
-To zorganizuj jakieś spotkanie. Piotrek na bank zabłyśnie. To inteligentny chłopak!
-I tu jest właśnie druga część problemu...
-Co? Piotrek nie jest inteligentny?
-Czy tobie Diana ktoś dzisiaj wyjął jakąś część mózgu? Chodzi o to, że umówiłam się z mamą na sobotę i nie wiem jak powiedzieć Piotrkowi o tym. Tylko tak żeby mnie nie zabił na miejscu. A poza tym nie wiem czy to nie za wcześnie...
-Ale czemu za wcześnie? Kochacie się?
Kiwnęłam głową.
-No to na co macie czekać? Aż będziesz w ciąży? Jak się umówiłaś z mamą to powiedz o tym Pitowi niech się chłopak przygotuje mentalnie na wizytę u teściowej.
-Jesteś pewna?
-No jasne. Nie ma na co czekać. A poza tym gdybys teraz odwołała spotkanie to twoja mama pomyślałaby, że to przez Piotrka i już w ogóle byś nie dała rady jej przekonać.
-Może i masz rację... Spadam do domu bo muszę ocenić na jutro 40 wypracowań... Aż się boję...
-Jasne. Jak zwykle. Najpierw Diana pomóż a potem szybko się zmywam...
Taką minę zrobiła, że aż mi się jej żal zrobiło.
-Chcesz o czymś pogadać. Bo jak chcesz to mogę zostać. Ale w zamian pomagasz mi z tymi wypracowaniami.
-No co ty! Żartowałam! Ale niedzielę rezerwujesz dla mnie.
-Dla ciebie wszystko. Dzięki. Pa.
I tak po 15 minutach byłam u siebie. I kogo spotkałam?? No oczywiście. Nowakowskiego. W pierwszej chwili się ucieszyłam ale później sobie pomyślałam, że raz: muszę mu powiedzieć o obiadku u moich rodziców, a dwa: że te 40 wypracowań będzie dalej na mnie czekało i nie wyrobię się z nimi do Bożego Narodzenia...
 
 Krótki buziak na przywitanie przeciągał się w nieskończoność. Sama jednak zrezygnowałam z kontynuacji. Nie w głowie mi były amory.
-Co Ty tutaj robisz?- spytałam Piotrka, ściągając wierzchnie okrycie
-Wpadłem w odwiedzinki, ale mam złą wiadomość. – nie przestraszyłam się, ale jakiś cichy głos w głowie mówił „Ja też”
-Co się stało?
-Zaraz lecę, mam trening.
Uśmiechnęłam się z politowaniem. Nowakowski- urodzony aktor.
-Co za pech! Ale wiesz, mam pomysł. Możesz też przyjść po treningu. Nawet zaplanowałam nam już wieczór – uśmiechnęłam się pod nosem, wyciągając dwie szklanki z szafki. Piotr od razu to zauważył i ewidentnie był zadowolony i zaciekawiony.
-Taak? – spytał przeciągle opierając się o blat szafki obok mnie.
-Yhymmm...Ale, nie boisz się wyzwań, prawda?
-To zależy jakich...- odpowiedział, stojąc już za mną i łapiąc mnie w pasie.
-40 wypracowań leży i czeka na sprawdzenie. Pomożesz? – odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się tak słodko, że sama byłam zdziwiona, że tak potrafię.
Mój środkowy uśmiechnął się z wyraźnie zauważalnym żalem w oczach.
-Moja intuicja i ja nie idziemy ostatnio w parze.
-Ty biedaku. To jak, pomożesz Jagódce?
-Pomożesz. – powiedział, dając mi krótkiego całusa.
-A wiesz, że mam wywiadówkę pojutrze? Boje się.
-A czego tu się bać? Jest przecież kilka utartych zwrotów, które każdy nauczyciel powtarza. Taka prawda, kochanie. Wy- grono pedagogiczne- wbrew pozorom jesteście mało kreatywni.Bez urazy oczywicie.- usiadł przy stole i na luzie popijał sok pomarańczowy, który mu nalałam.A we mnie się gotowało. Jednak 2 miesiące z hakiem uczenia w podstawówce nauczyły mnie trochę cierpliwośći. Już tak szybko nie wybucham ;)
-Ok.Dziękuję za pomoc. O której masz trening?
-Za pół godziny.
Kurczę. Mało i dużo. Powiem mu. Musze zdążyć. Przynajmniej będzie miał czas, żeby się zastanowić gdy będzie odbijał piłkę.
-Słuchaj Piotruś. Jest taka głupia sprawa.
-No?- popatrzył na mnie zaciekawionym wzrokiem.
-Dzwoniła do mnie moja mama kilka dni temu...
-Jak to możliwe???- krzyknął , pełen żalu i rozpaczy. Już mówiłam, co sądze na temat jego aktorstwa, więc nie będę się powtarzać.
-Nie przerywaj mi! Powiedziałam, jej że jesteśmy parą. I ona...ona nas zaprosiła na kolację. Ciebie i mnie. Nas. Razem.
-No i co? Jak tylko nie będę miał żadnego meczu, to pojedziemy.- odpowiedział niewzruszony.
-Ale moi rodzice, z naciskiem na mamę, nie lubią sportowców i wszystkiego co z wyczynowym wysiłkiem fizycznym związane. Także to może być trudna konwersacja. Wiesz, jakie miałam zdanie na temat sportu, a jakby nie było to oni mi je wpoili.
-Ale nie denerwuj się na zapas. Wbrew pozorom, jestem miły i potrafię siebie przekonywać ludzi.
No chyba nie bardzo. Ja nie czułam się przekonana tym jego gadaniem...
 
Tak. Mamy ferie <3 Nie było nas tu dwa tygodnie bo właśnie czekałyśmy na ten piękny dzisiejszy dzień, aby pozałatwiać wszystko na spokojnie :)
A to co przeczytałyście, tam u góry, pozostawiamy waszej ocenie. A, i z góry przepraszamy za wszelkie literówki, które z pewnością się tam pojawiły.
Pozdrowionka :))

P.S. Równiutkie 200 komentarzy. Jesteście wielkie!! :)))

sobota, 26 stycznia 2013

LEKCJA 12 : KONSEKWENCJE NASZYCH CZYNÓW, CZYLI PEWNE DECYZJE TRZEBA PRZEMYŚLEĆ.

Weszłam do mieszkania po dłuuuugim pożegnaniu. Rozebrałam się i walnęłam na kanapie oczywiście w mojej ulubionej pozycji. Wiem, że miałam się przygotować do lekcji na jutro ale co tam. Pójdę na żywioł. Po pierwsze teraz mi się nie chce a po drugie to tak mnie Piotrek nastroił, że nie mogę się skupić. Tak sobie siedzę i myślę. Wiadomo o czym. A raczej o kim. I myślę też o tym, co mi Piotrek powiedział. O tym, że gdybym nie zostawiła Wojtka to pewnie teraz nie byłabym z Nowakowskim. I muszę się wam przyznać, że będę dozgonnie wdzięczna Wojtkowi za to, że dał mi powody żebym od niego odeszła. Wiem, gadam jak wariatka ale co ja poradzę, że ten siatkarz tak na mnie działa? Z tego mojego rozmyślania wyrwał mnie telefon.
-A dzwoń sobie. Nie mam zamiaru się ruszać.
Ale od razu sobie pomyślałam, że może to Piotruś (do czego to doszło żebym ja zdrabniała imię chłopaka...)? No więc niechętnie ale zwlokłam się (a raczej spadłam i to prosto na głowę!) z kanapy i kolejny raz zabawiłam się w poszukiwacza skarbów. Jak to zwykle bywa mojej torebki nie da się normalnie otworzyć i wyjąć z niej to co jest potrzebne. No przecież to byłoby za łatwe. I nagle wpadłam na genialny pomysł. Odwróciłam torebkę do góry nogami i wysypałam jej zawartość na kanapę. Czego tam nie było!? Od notatnika i komórki począwszy na zużytych i nie do końca złożonych długopisach skończywszy. Ale co tam. Ważne, że telefon, który oczywiście już dawno przestał dzwonić, znalazłam. Któż to się do mnie dobijał o 22? Mama. O cholera... Nie dzwoniłam do niej ładnych parę dni... Albo nawet tygodni... Dzwonić teraz? Jak zadzwonię to mnie ochrzani. Ale jak nie zadzwonię to też i to bardziej. Dobra. Wybiorę mniejsze zło. Dzwonię. Odebrała zanim skończył się pierwszy sygnał. (Myślicie, że mogę wysłać do niej Dianę na korepetycje z szybkiego odbierania telefonu?)
-No Jagoda! Już mieliśmy z ojcem na policje dzwonić! Jak można przez 2 tygodnie się do rodzonych rodziców nie odzywać?! Przecież to jest nieodpowiedzialne. Nie pomyślałaś, że my się będziemy martwić. Ja nie wiem! Czy ty chcesz nas do grobu wpędzić?
Stara śpiewka mojej mamy. Tylko, że czasem zmienia ramy czasowe kiedy się nie odzywam. I żeby nie było. Ja jestem bardzo dobrą córką tylko czasami nie do końca zdyscyplinowaną.
-Cześć mamusiu. Ja też się cieszę, że cię słyszę.
-Ty mi tu nie wyjeżdżaj z też się cieszę tylko mów czemu się tak długo nie odzywasz?-jest dobrze. Mama mięknie. Słyszę to po głosie.
-No wiesz... Nie ma czasu. Praca praca chłopak praca...
-Dziecko nie możesz ciągle pracować. Musisz mieć jakieś życie osobiste... -tak, moja mama ma lekko opóźniony zapłon ale jest najukochańszą osobą na świecie.-Czekaj. Powiedziałaś chłopak?
-Noo...
-Jaceeeeek!!! Jagoda ma chłopaka!!!
No tak. Przecież mama nie wytrzyma 5 minut. Musi powiedzieć tacie natychmiast.
-Jagódko kochanie tak się cieszę. Kto to jest? Jakiś nauczyciel? Znam go?
-Nie wiem. Raczej nie. I raczej ci się nie spodoba jak ci powiem kto to...-strzał w kolano...
-Rany Boskie... W co ty się wpakowałaś?
-W nic. Po prostu nie spodoba ci się bo to siatkarz...
Cisza. Ej no. Teraz to się przestraszyłam. A jak ona teraz zawału dostała albo coś. Bo na temat sportu to ona ma takie zdanie jak ja kiedyś. Tylko że ja się wyleczyłam a ona nie.
-Mamo? Jesteś tam?
-Jestem. Ale powiedz mi, mało jest chłopaków na świecie? Przecież możesz być z kim chcesz. Z nauczycielem, z taksówkarzem, z lekarzem. Ale nie! Ty musisz sobie wybierać jakiegoś siatkarza, który ma iloraz inteligencji poniżej średniej krajowej.
-Mamo!! No teraz to przegięłaś!! Siatkówka jest najbardziej inteligentną grą jaką znam. Widziałaś kiedykolwiek mecz siatkówki?-pytanie retoryczne. Wiadomo, że nie.
-Nie...
-No właśnie. A ja kilka widziałam i w tej grze trzeba naprawdę mocno główkować i to bardzo szybko.
-A co jest trudnego w tym żeby wyskoczyć i przebić piłkę przez kawałek siatki??
-Nie będę ci tego tłumaczyć przez telefon bo to jest zbyt skomplikowane. Ale gwarantuje ci, że jak poznasz Piotrka to go polubisz.-No przecież jego nie da się nie lubić!
-A kiedy go poznam?
-Możemy wpaść w sobotę...-Piotrek mnie zabije... Mam nadzieję, że uczniowie się zrzucą na jakiś stylowy wieniec.
-Będziemy czekać.
-To jeszcze się zdzwonimy i pogadamy co i jak. Muszę kończyć. Do roboty rano idę. Pozdrów tatę. Pa.
-Dobranoc.
I tyle! Żadnych słodkich snów ani czegoś w stylu. Zawsze mi tak mówiła! Chyba się rozpłaczę. Niech mnie ktoś przytuli... Nie no aż tak to nie. Ale nie miałabym nic przeciwko żeby Piotrek mnie objął tymi swoimi łapami. W każdym razie mama się obraziła. Trudno. Jutro się będę martwić. Idę spać.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Już sama nie wiem co powodowało moją bezsenność. Pełnia księżyca? Nie. Może Piotrek? Poniekąd.  Moi rodzice? Zdecydowanie.  Tak, spotkanie moje i mojego Piotrka ze staruszkami. Rozum mi mówił, że to za szybko, znamy się z Nowakowskim zaledwie 2 miesiące i wydaje mi się, że to nie jest najodpowiedniejszy czas na rodzinne spotkania. Tylko moich rodziców, tak łatwo przekonać nie jest, i użycie nawet najpiękniejszych środków stylistycznych nie pomoże. Obawiam się też reakcji Piotrka. No bo ludzie, ja wczoraj ( na moim ściennym zegarku widnieje godz. 2 w nocy) wróciłam z drugiej randki! Nie, jest stanowczo za wcześnie na spotkanie z moim rodzicielami. Jednakże, nie za wcześnie, aby w końcu oddać się Morfeuszowi.


Rano obudziłam się przed budzikiem. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce, gdy miałam 6 lat i czekałam na przyjście św. Mikołaja. Ważna data. Wstałam z łóżka, wykonałam wszystkie poranno-toaletowe czynności i udałam się do kuchni z zamiarem przyrządzenia sobie jakiegoś wartościowego śniadanka. Witaminy i składniki odżywcze mogą się dzisiaj przydać, biorąc pod uwagę braki w moim śnie. Przyrządziłam pięknie wyglądające kanapki, oraz kawę. Pomyślałam, że jedząc zobaczę sobie w moim prywatnym Podręczniku Nauczyciela jaki dziś temat mam do zrealizowania z dziećmi.  Stanęłam w progu i od razu przywitał mnie niemiły widok. Na środku pokoju leżała rozwalona cała zawartość mojej torebki. Dzieło dnia wczorajszego. Wzruszyłam tylko ramionami i w jednej ręce niosąc talerz z kanapkami a w drugiej kubek, zgrabnie kopnęłam skórzaną torebkę, która przeszkadzała mi w dojściu do kanapy.

Dzięki Bogu, pracę na dziś skończyłam. Same lekcje- jak to lekcje. Rozrywkę za to zapewniła mi pani dyrektor, która uwaga, zarządziła wywiadówkę! Tylko tego mi do szczęścia brakowało...Moja rozpacz sięgała zenitu. Przypomniałam sobie wtedy o mojej Dianie.
-Kochanie, psiapsióło ty moja, ratuj!- nie tracąc czasu za zbędne przywitania, od razu przeszłam do rzeczy. W telefonie słyszałam jakieś szmery. Ale tylko przez momencik. Potem do moich uszu dotarł pisk Diany.
-Jesteś w ciązy z Nowakowskim?!
-Zdarło cię?  Spotkajmy się, musze z Tobą pogadać.
-Ale co się stało?
-Długa historia. Masz chwilkę? Najlepiej teraz?
-Ok., wpadnij do mnie teraz. Tylko uprzedzam, mam gościa.
-Faceta?
-Jeżeli mnie wzrok nie myli to tak!
-W takim razie powiesz mi tylko co mam zrobić i znikam, ok.?
-Jasne, czekamy :)
************************************************
 
Witamy po długiej przerwie:) Trochę nas tu nie było, ale wszystko przez małe zmiany. Ogarnęłyśmy się w końcu no i jest to coś. :) Jagoda mówi szybciej niż pomyśli, a jakie będą tego konsekwencje? Odpowiedź niebawem :)
P.S  Starałyśmy się nadrobić nasze braki w komentowaniu, ale jeżeli są jeszcze blogi, na których ostatnio nie byłyśmy, obiecujemy że to się szybko zmieni :)
Gorące pozdrowienia :)