Przerwa ma 10 minut, więc trzeba coś wymyślić, żeby mu
"umilić" tą wizytę... Nie żebym miała coś przeciwko, ale jakieś
atrakcje w związku muszą być. Inaczej by się chłopak zanudził. Tak intensywnie
to chyba nie myślałam od pamiętnego sprawdzianu z matematyki w gimnazjum.
Dlaczego pamiętnego? Bo wtedy jeden jedyny raz dostałam piątkę!! I wcale nie
ściągałam!! No więc włączyłam teraz najczarniejsze zakątki mojego mózgu (w
pewnym momencie myślałam, że mi dym uszami wylatuje), ale jedyne co wymyśliłam
to jakimś cudem spotkać go z fankami, a raczej hotkami (ha! doszkoliłam się), z
6a. Podsłuchałam kiedyś na przerwie jak mówiły o Picie jaki to nie jest
przystojny i w ogóle cudny. Sprawdziłam na planie lekcji gdzie mają lekcje i
już wiedziałam co zrobię...
Dokładnie
5 minut po dzwonku zapiszczał mój telefon oczywiście ku wielkiej radości moich
uczniów. SMS od: Piotrek Jestem
przed szkołą. Gdzie teraz? Zabawę
czas zacząć. Wystukałam szybko Wejdź
do szkoły. Jestem w sali 11. Oczywiście
byłam w 13;) Ale zawsze
uczyłaś w 13. Cholera! A on
niby skąd o tym wie!? Jasnowidz jakiś czy jak? Ale musiałam się z kimś zamienić.
Wchodź nie marudź! Czekam. To
powinno uśpić jego czujność. Matko... Gadam jak jakiś policjant albo nie daj
Boże przestępca! Co ta szkoła robi z człowiekiem... Nawet jak się jest
nauczycielem. Ale ja tu gadu gadu, a według moich jakże dokładnych obliczeń za
jakieś 3 minuty Pit powinien byś oblegany przez tłum fanek. Zadałam mojej
klasie jakieś zadanie, którego, nie oszukujmy się, i tak nie zrobią i czekałam.
W myślach odliczałam od 10 w dół. Zaczęłam się lekko niepokoić gdy doliczyłam
do -40... Przy liczbie -48 z jedenastki dobiegł strasznie głośny pisk. Czyli
wszedł. Powiedziałam tylko
-Idę
zobaczyć co tam się stało. -i wybiegłam z sali, żeby zobaczyć minę Nowakowskiego.
Odcinek 13-11 pokonałam z taką prędkością, że gdyby tu był fotoradar to
miałabym śliczną fotkę. Otworzyłam drzwi (pukania i tak nie byłoby słychać więc
po co tracić czas?) i jedyne co zobaczyłam to Piotrek oblepiony dziewczynkami
jak słup ogłoszeniowy przed wyborami. Zauważył mnie i rzucił mi mordercze
spojrzenie, które równocześnie mówił RATUJ!!! Może i jestem wredna ale nie do
tego stopnia, żeby nie złamać się pod wpływem takiego spojrzenia. Postanowiłam
wkroczyć do akcji. Zebrałam w sobie baaardzo dużo siły (trzeba jakoś
przekrzyczeć ten tłum nastolatek) i wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
-Cisza!!!!!!!
Gdy już
się względnie uspokoiły dodałam.
-Panie
Piotrze dobrze, że pan jest. Pani dyrektor czeka.-No co innego mogłam wymyślić?
Nic! Musiałam go jakoś wyciągnąć a tylko to mi przyszło do głowy. Wyszliśmy z
klasy przy akompaniamencie westchnień szóstoklasistek. Na korytarzu zrobiło się
strasznie zimno. Co to zima tak wcześnie? A nie. To tylko Piotrek mnie próbuje
zamienić w sopel wzrokiem.
-Jagoda.
Co to miało być?
-Ale że
co?-będę grać niewinną.
-Specjalnie
mnie zmyliłaś?
-Ja???
Piotruś. Gdzieżbym śmiała?
-Yhymm...
-Piotrusiu.
Czy te oczy mogą kłamać?
-Chyba
tak...
-Nie!
Masz te kanapki? Strasznie głodna jestem.-zmienię temat, bo się zaczyna robić
niebezpiecznie...
-Mam.-wyjął
pojemnik z dwoma kanapkami.-Muszę lecieć na trening.
Ale
stał dalej.
-No to
czemu nie idziesz?
-Bo się
focham.
Normalnie
go strzelę za chwilę w ten uśmieszek, który mu ze ślicznych usteczek nie
schodzi.
-Na
mnie?
-Niee.
Na taką jedną niedobrą panią profesor. Ale jak dostanę buzi to może pomyślę o
przyjęciu przeprosin.
Cmoknęłam
go w policzek.
-Tylko
tyle?
-Tak!!
W pracy jestem! Reszta wieczorem.
-No to
idę....
-No to
pa.
Tośmy
pogadali... Gdybym pierwsza się nie ruszyła to byśmy tak stali do końca lekcji.
Na szczęście ja jestem bardziej zdecydowana i poszłam do klasy
Zadowolona z siebie, nawet nie sprawdzałam tego zadania,
które zadałam dzieciom. Dałam im czas wolny do końca lekcji, a co! Oj, biedaki,
do końca lekcji zostało 3 minuty :D W związku z takimi okolicznościami, kazałam
dzieciom spakować swoje manatki i mogli ulotnić się z klasy. Kiedy zostałam
sama, wyciągnęlam się na moim super wygodnym profesorskim fotelu i zabrałam się
za opylanie kanapek. Nawet dobre. W każdym bądź razie na pewno zdrowe, bo były
tam wszystkie warzywa dostępne w naszej strefie klimatycznej. Zjadając
ostatnią, wyciągnęłam komórkę i korzystając z ostatnich chwil przerwy
wystukałam smsa do mojego prywatnego kucharza : „Dziękuję, za kanpaki były pyszne
:* Sam robiłeś?”
Przekonana, że Nowakowski teraz ciężko trenuje na hali
włożyłam telefon do torebki nie czekając na odpowiedź. Akurat zadzwonił dzwonek
oznajmiający koniec jedzenia. Do klasy weszły dzieci. Popatrzyłam na nich ze
skupioną miną. Średnia wieku:13-14 lat. 6a! W ciągu 2 minut zdążyłam skoczyć na
pierwsze piętro i wrócić z dziennikiem wyżej wymienionej gromadki. Sprawdziłam
obecność, wpisałam temat, wykonałam jeszcze parę takich organizacyjnych
czynności. Rzuciłam okiem na podrecznik dla nauczyciela. Jaki dzisiaj mamy
temacik? Krótkie formy wypowiedzi. Będzie dużo pisania i kucia.
-Jutro będę pytac z tego tematu, więc proszę uważnie
słuchac.-powiedziałam w stronę klasy, co spotkało się z tradycyjnym jękiem
niezadowolenia. Sorry, life is
brutal. Zapytałam młodzieży znają jakieś krótkie formy wypowiedzi,
wszyscy rzucili tylko ogłoszenie. W takim razie notujemy: 1)
zaproszenie-pisemna prośba o wzięcie udziału....
*
Jest 11, a ja skończyłam już prace na dzisiaj. Bycie
nauczycielem ma swoje plusy. Krocząc uliczkami przypomniałam sobie o moim smsie
do Piotrka. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że mój luby rzeczywiście odpisał.
Godzinę temu...
„Oczywiście, że sam ;)
Dlatego ja-człowiek wielu talentów, które zapewne poznasz w bliższej lub
dalszej przyszłości- zapraszam cię dziś na kolację. Jeśli nie masz żadnych
planów, daj znać. Po treningu zadzwonię, i dogramy szcegóły. Miłej pracy ;)”
Piotrek jest dziwny. Najpierw mówi, że jestem w ciązy, czyli
doszukując się ukrytego sensu, twierdzi, że mogłabym być odrobinę szczuplejsza,
a teraz dba o moje prawidłowe wyżywienie, bardziej niż babcia. Ale odrzucając
te wszystkie teorie, na kolację z nim wybiorę się chętnie. Musimy porozmawiać
jak prawdziwa para. W sensie dowiedzieć się czegoś o sobie,czyli na przykład
jaką mocną kawę pijemy.
A teraz naprawdę
kończę z tematami żywnościowymi. Musze iść na zakupy, bo w mojej lodówce gołe
półki i lód. Cholera!
*
Wracając z zakupów zadzwoniłam do Piotra i umówiliśmy się,
że spotkamy się w jego mieszkaniu. Sam zaproponował, przekonał mnie
własnoręcznie zrobioną kolacją. Nie dawałam się prosić. W końcu jeżeli mężczyzna
z którym jestem, lubi i chce dla mnie gotować, nie mogę go ograniczać ;)
Uzgodniliśmy, że Nowakowski wpadnie po mnie o 18. Na szczęście, na jutro nie
mam żadnych kartkówek, sprawdzianów i innych prac pisemnych do oceny, nie muszę
się więc zbytnio spieszyć. Może nawet do 21 zostanę, a co!
*
17.00. Jestem strasznie głodna, katuje się od południa. Nie
mogę przecież nic zjeść bo Pit będzie na mnie zły. Aby chociaż na chwilę zapomnieć
o głodzie, wzięłam się za siebie. Na tą dzisiejszą randkę- bo chyba mogę tak
powiedzieć- ubiorę botki na obcasach, rurki, koszulkę i jakiś dłuższy sweterek.
Wyprostowałam włosy, zrobiłam mocniejszy makijaż, ubrałam się i czary-mary :
17:50. No to ja już jestem gotowa, wyrobiłam się idealnie. Pozostało mi tylko
czekać na mojego siatkarza.
Takowy przybył równiuteńko o 18.00.
-Witaj. To dla Ciebie- Piotr pocałował mnie w policzek i
wręczył mi bukiet czerwono krwistych róż. No kreatywny to on nie jest... Ale
cóż, żeby nie powielać stereotypów o kobietach, że my to niby nic nie doceniamy
itp., itd., oczywiście ucieszyłam się z tej wiązanki chwastów.
-Dziękuję. Są piękne.
-Sam wybierałem- wypiął dumnie pierś, co od razu sprawiło,
że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Chodźmy już, bo danie główne
zostawiłem w piekarniku, i wiesz...nie chcę żeby się spaliło
-Jasne, jasne...jedziemy J
Ubrałam płaszczyk i razem z Nowakowskim wyszliśmy z
mieszkania. Jechaliśmy ok.20 min. Przez drogę nie rozmawialiśmy wiele, dopytywałam
jedynie o nieznane mi jeszcze rejony Rzeszowa. Nie powiem, dowiedziałam się
ciekawych rzeczy, typu : gdzie jest najlepsza pizza w mieście ( stawiam piwo,
że z tego miejsca pochodzi nasza dzisiejsza kolacja;)) , gdzie są najładniejsze
kelnerki ( Bóg jeden raczy wiedzieć, po co mi to wiedzieć ) a także gdzie grają
najlepsze koncerty.
-Na pewno się na jakiś razem wybierzemy.-zaproponował
-Masz dużo wolnego czasu? Wiesz, chodzi mi o to, że z racji
twojego zawodu dużo podróżujesz i w ogóle...
-Na dobrą imprezę zawsze znajdzie się czas.- usmiechnął się
szelmowsko
-Nie powiedziałabym, że z ciebie taki imprezowicz
-A w szkole nie uczyli, że cicha woda, brzegi rwie?
-A no uczyli....i co ważniejsze, uczą dalej! – również się
uśmiechnęłam. Czuję, że mój zawód często może być wykorzystywany w naszych
docinkach. Też bym coś powiedziała o nim-jako siatkarzu- ale kurczę,nic nie
wiem!
-To dobrze, że wpajacie dzieciom takie mądrości ludowe. Ale
teraz oznajmiam ci, że jesteśmy na miejscu.
Piotrek wysiadł, i jak na prawdziwego dżentelmena przystało
otworzył mi drzwi. Razem weszliśmy po schodach pod drzwi wejściowe. Nowakowski
przekręcił kluczem w zamku i wpuścił mnie do środka. O dziwo, na wejściu nie
powitał mnie zapach spalenizny, czego przyznaję się bez bicia , spodziewałam
się
-Rozgość się, zaraz podaję.- wskazał mi miejsce przy pięknie
nakrytym stole, na którym paliły się świece. Słodkie.
-Może ci pomogę?
-Nie trzeba, dam sobie radę. Siadaj i odpoczywaj. Na pewno
jesteś zmęczona po całym dniu w pracy
-Troszeczkę, dziękuję że się tak o mnie troszczysz- posłałam
w jego stronę zalotny uśmiech, na co on odpowiedział tym samym, tyle, że nie
zalotnym ;)
-Wiem, że nauczycielki, choć na pierwszy rzut oka nie widać, ciężko
harują.- to był komplement? Nie zdążyłam go zapytać, bo Piotrek był już w
kuchni. Słyszałam jak rozkłada talerze i wyciąga coś z piekarnika. Po chwili do
moich nozdrzy dotarł piękny zapach. Nie potrafiłam jednak odgadnąć, co będziemy
dzisiaj jeść. Moje wszelkie wątpliwości rozwiał Nowakowski wchodząc do pokoju z
dwoma talerzami pełnymi, nie wierzę. Gołąbków?!
**********************************************
Tym kulinarnym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział. :) Jak wam się podoba nieco odbiegający od normy związek siatkarza i nauczycielki? ;)
Chciałyśmy przeprosić te z Was, które zostawiają nam swoje adresy blogów, a nie zawsze pojawiają się tam nasze komentarze. Obiecujemy, że nadrobimy wszystkie zaległości, chciałybyśmy jak najszybciej, ale nie zawsze ma się to co się chce. Prosimy o cierpliwość :))
Pojawił się dziewiąty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com , serdecznie zapraszam.
OdpowiedzUsuńOch, ten Piotruś, jakie jeszcze talenty przed Jagodą ukrywa? Może nauczyłby mnie gotować? Bo akurat gołąbki nigdy nie były moją mocną stroną :D
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z powiedzeniem 'cicha woda brzegi rwie'. Czasami bywa tak, że ci, którzy na co dzień nie mówią zbyt wiele, palną coś takiego, że aż skręca ze śmiechu. :D
A, i chciałabym zobaczyć naszego biednego Nowakowskiego obleganego przez małoletnie dziewczynki. Przecież takie są o wiele gorsze niż dojrzałe kobiety! :p
Pozdrawiam :*
Zapraszam na epilog na http://siatkarscy-herosi.blogspot.com/ oraz prolog nowego opowiadania na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Jeżeli nie czytasz, zignoruj. Pozdrawiam, Caroline. :*
Usuń"Bo się focham!" ;] Piter, Piter, z niego to na prawdę taka cicha woda :) Ale zaskakuje mnie chłopak z każdym rozdziałem, to trzeba mu przyznać :) Talent kulinarny ma nawet. Ja myślałam, że na kanapkach się skończy, a tu proszę proszę, gołąbki. Szacuneczek :) No i ta scena w klasie, no niech i dziewczęta mają coś z życia. Dotknięcie Pita musi im wystarczyć ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńUlala! Piotrek to faktycznie człowiek wielu talentów :) Nie przepadam za gołąbkami, ale w takim towarzystwie na pewno bardzo by mi smakowały :) A czyżby w następnym odcinku dalsza część randki? :) Skręca mnie z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńPit i jego teksty :D. Joga jest udana :D. A nauczycielka z niej prawdziwa pełną gębą - zawsze dają takie zadania, których się nie zrobi :P . Zrobiłyście mi smaczek na te gołąbki :P :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńoczywiście Jagoda, a nie jaka Joga ;)
UsuńZapraszam na nowy rozdział na -
Usuńhttp://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
tak o tym jedzeniu tutaj opowiadałyście, że aż sama zrobiłam się głodna. :D Piotrek, talent niewątpliwie ma, choć jeśli chodzi o dziedzinę kulinariów, to jeszcze nic nie jest wiadome, okaże się to po konsumpcji Jagody przygotowanego przez Piotra posiłku. Mam nadzieję że się nie zatruję. :) Nie no, więcej wiary w facetów! Cóż, para ta jest niewątpliwie wyjątkowa i inna niż wszystkie inne. Ciekawy rozdział, jak zwykle dużo humoru, który później przechodzi na czytelników. :D Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :) :*
OdpowiedzUsuńhej :) gdybyś nie znudziła się opowiadaniem ma-vie-avec-toi to zapraszam na mój nowy blog na http://time-for-a-new-life.blogspot.com/ pozdrawiam gorąco, Embouteillages ;*
OdpowiedzUsuńCały rozdział o jedzeniu i przez to wszystko aż zgłodniałam, a nie powinnam już dziś jeść. ;)
OdpowiedzUsuńTak bardziej poważnie to bardzo mi się podoba jak piszecie ;) Trudno znaleźć takiego bloga jak wasz, który ma w sobie wiele humoru ;)
zapraszam na http://wloskie-pocieszenie.blogspot.com/, pozdrawiam :* lula
OdpowiedzUsuńPiter szaleje :D Ale że gołąbki? I sam je zrobił?! Szok!! :D Nie chciała tym widzieć biednego Pita, w takiej sytuacji jak ta w szkole już nigdy więcej, ale niestety miałam okazję podziwiać to na jednym z meczy na Podpromiu w trakcie leczenia przez Pita kontuzji... Biedny przez cały mecz podpisywał się dziewczynkom i robił sobie z nimi zdjęcia, aż mi się go szkoda zrobiło :) No ale wracając do rozdziału, Jagoda musi się teraz odwdzięczyć Pitowi za te pyszne kanapki i wspaniałe gołąbki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Gołąbki?? Trudne danie sobi Pit wymyślił! Chyba, że mu mamusia do odgrzania przygotowała:)
OdpowiedzUsuńBoooże, jedenasta godzina dochodzi, a mi przez Pita i Jagodę jeść się chce! I jak tu utrzymać dietę jak na każdym kroku żarcie i żarcie? xD W sumie, Jaga to niezła kombinatorka, mówi, że róże piękne, a myśli 'chwasty', hahahahaaha. ;d I ciekawa jestem kto kurde Piotrka nauczył gołąbki robić? O.o Liczę na to, że dowiemy się tego w następnym rozdziale. :D :D Coś czuję, że to wszystko zasługa jego babci. Nie no, ja już o tych godzinach farmazonię, jak mało kiedy. ;x Czekam na jedenastkę. ; P Z pozdrowieniami niekryta.
OdpowiedzUsuńPojawił się dziesiąty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com , serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuń