piątek, 4 stycznia 2013

LEKCJA 10: GOTOWAĆ KAŻDY MOŻE, KULINARIA I JEJ RÓŻNE OBLICZA.


Przerwa ma 10 minut, więc trzeba coś wymyślić, żeby mu "umilić" tą wizytę... Nie żebym miała coś przeciwko, ale jakieś atrakcje w związku muszą być. Inaczej by się chłopak zanudził. Tak intensywnie to chyba nie myślałam od pamiętnego sprawdzianu z matematyki w gimnazjum. Dlaczego pamiętnego? Bo wtedy jeden jedyny raz dostałam piątkę!! I wcale nie ściągałam!! No więc włączyłam teraz najczarniejsze zakątki mojego mózgu (w pewnym momencie myślałam, że mi dym uszami wylatuje), ale jedyne co wymyśliłam to jakimś cudem spotkać go z fankami, a raczej hotkami (ha! doszkoliłam się), z 6a. Podsłuchałam kiedyś na przerwie jak mówiły o Picie jaki to nie jest przystojny i w ogóle cudny. Sprawdziłam na planie lekcji gdzie mają lekcje i już wiedziałam co zrobię...
Dokładnie 5 minut po dzwonku zapiszczał mój telefon oczywiście ku wielkiej radości moich uczniów. SMS od: Piotrek Jestem przed szkołą. Gdzie teraz? Zabawę czas zacząć. Wystukałam szybko Wejdź do szkoły. Jestem w sali 11. Oczywiście byłam w 13;) Ale zawsze uczyłaś w 13. Cholera! A on niby skąd o tym wie!? Jasnowidz jakiś czy jak? Ale musiałam się z kimś zamienić. Wchodź nie marudź! Czekam. To powinno uśpić jego czujność. Matko... Gadam jak jakiś policjant albo nie daj Boże przestępca! Co ta szkoła robi z człowiekiem... Nawet jak się jest nauczycielem. Ale ja tu gadu gadu, a według moich jakże dokładnych obliczeń za jakieś 3 minuty Pit powinien byś oblegany przez tłum fanek. Zadałam mojej klasie jakieś zadanie, którego, nie oszukujmy się, i tak nie zrobią i czekałam. W myślach odliczałam od 10 w dół. Zaczęłam się lekko niepokoić gdy doliczyłam do -40... Przy liczbie -48 z jedenastki dobiegł strasznie głośny pisk. Czyli wszedł. Powiedziałam tylko
-Idę zobaczyć co tam się stało. -i wybiegłam z sali, żeby zobaczyć minę Nowakowskiego. Odcinek 13-11 pokonałam z taką prędkością, że gdyby tu był fotoradar to miałabym śliczną fotkę. Otworzyłam drzwi (pukania i tak nie byłoby słychać więc po co tracić czas?) i jedyne co zobaczyłam to Piotrek oblepiony dziewczynkami jak słup ogłoszeniowy przed wyborami. Zauważył mnie i rzucił mi mordercze spojrzenie, które równocześnie mówił RATUJ!!! Może i jestem wredna ale nie do tego stopnia, żeby nie złamać się pod wpływem takiego spojrzenia. Postanowiłam wkroczyć do akcji. Zebrałam w sobie baaardzo dużo siły (trzeba jakoś przekrzyczeć ten tłum nastolatek) i wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
-Cisza!!!!!!!
Gdy już się względnie uspokoiły dodałam.
-Panie Piotrze dobrze, że pan jest. Pani dyrektor czeka.-No co innego mogłam wymyślić? Nic! Musiałam go jakoś wyciągnąć a tylko to mi przyszło do głowy. Wyszliśmy z klasy przy akompaniamencie westchnień szóstoklasistek. Na korytarzu zrobiło się strasznie zimno. Co to zima tak wcześnie? A nie. To tylko Piotrek mnie próbuje zamienić w sopel wzrokiem.
-Jagoda. Co to miało być?
-Ale że co?-będę grać niewinną.
-Specjalnie mnie zmyliłaś?
-Ja??? Piotruś. Gdzieżbym śmiała?
-Yhymm...
-Piotrusiu. Czy te oczy mogą kłamać?
-Chyba tak...
-Nie! Masz te kanapki? Strasznie głodna jestem.-zmienię temat, bo się zaczyna robić niebezpiecznie...
-Mam.-wyjął pojemnik z dwoma kanapkami.-Muszę lecieć na trening.
Ale stał dalej.
-No to czemu nie idziesz?
-Bo się focham.
Normalnie go strzelę za chwilę w ten uśmieszek, który mu ze ślicznych usteczek nie schodzi.
-Na mnie?
-Niee. Na taką jedną niedobrą panią profesor. Ale jak dostanę buzi to może pomyślę o przyjęciu przeprosin.
Cmoknęłam go w policzek.
-Tylko tyle?
-Tak!! W pracy jestem! Reszta wieczorem.
-No to idę....
-No to pa.
Tośmy pogadali... Gdybym pierwsza się nie ruszyła to byśmy tak stali do końca lekcji. Na szczęście ja jestem bardziej zdecydowana i poszłam do klasy
Zadowolona z siebie, nawet nie sprawdzałam tego zadania, które zadałam dzieciom. Dałam im czas wolny do końca lekcji, a co! Oj, biedaki, do końca lekcji zostało 3 minuty :D W związku z takimi okolicznościami, kazałam dzieciom spakować swoje manatki i mogli ulotnić się z klasy. Kiedy zostałam sama, wyciągnęlam się na moim super wygodnym profesorskim fotelu i zabrałam się za opylanie kanapek. Nawet dobre. W każdym bądź razie na pewno zdrowe, bo były tam wszystkie warzywa dostępne w naszej strefie klimatycznej. Zjadając ostatnią, wyciągnęłam komórkę i korzystając z ostatnich chwil przerwy wystukałam smsa do mojego prywatnego kucharza : „Dziękuję, za kanpaki były pyszne :* Sam robiłeś?”
Przekonana, że Nowakowski teraz ciężko trenuje na hali włożyłam telefon do torebki nie czekając na odpowiedź. Akurat zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec jedzenia. Do klasy weszły dzieci. Popatrzyłam na nich ze skupioną miną. Średnia wieku:13-14 lat. 6a! W ciągu 2 minut zdążyłam skoczyć na pierwsze piętro i wrócić z dziennikiem wyżej wymienionej gromadki. Sprawdziłam obecność, wpisałam temat, wykonałam jeszcze parę takich organizacyjnych czynności. Rzuciłam okiem na podrecznik dla nauczyciela. Jaki dzisiaj mamy temacik? Krótkie formy wypowiedzi. Będzie dużo pisania i kucia.
-Jutro będę pytac z tego tematu, więc proszę uważnie słuchac.-powiedziałam w stronę klasy, co spotkało się z tradycyjnym jękiem niezadowolenia. Sorry, life is brutal. Zapytałam młodzieży znają jakieś krótkie formy wypowiedzi, wszyscy rzucili tylko ogłoszenie. W takim razie notujemy: 1) zaproszenie-pisemna prośba o wzięcie udziału....
                                                                                *
Jest 11, a ja skończyłam już prace na dzisiaj. Bycie nauczycielem ma swoje plusy. Krocząc uliczkami przypomniałam sobie o moim smsie do Piotrka. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że mój luby rzeczywiście odpisał. Godzinę temu...
Oczywiście, że sam ;)  Dlatego ja-człowiek wielu talentów, które zapewne poznasz w bliższej lub dalszej przyszłości- zapraszam cię dziś na kolację. Jeśli nie masz żadnych planów, daj znać. Po treningu zadzwonię, i dogramy szcegóły. Miłej pracy ;)”
Piotrek jest dziwny. Najpierw mówi, że jestem w ciązy, czyli doszukując się ukrytego sensu, twierdzi, że mogłabym być odrobinę szczuplejsza, a teraz dba o moje prawidłowe wyżywienie, bardziej niż babcia. Ale odrzucając te wszystkie teorie, na kolację z nim wybiorę się chętnie. Musimy porozmawiać jak prawdziwa para. W sensie dowiedzieć się czegoś o sobie,czyli na przykład jaką mocną kawę pijemy.
A teraz  naprawdę kończę z tematami żywnościowymi. Musze iść na zakupy, bo w mojej lodówce gołe półki i lód. Cholera!
                                                                                    *
Wracając z zakupów zadzwoniłam do Piotra i umówiliśmy się, że spotkamy się w jego mieszkaniu. Sam zaproponował, przekonał mnie własnoręcznie zrobioną kolacją. Nie dawałam się prosić. W końcu jeżeli mężczyzna z którym jestem, lubi i chce dla mnie gotować, nie mogę go ograniczać ;) Uzgodniliśmy, że Nowakowski wpadnie po mnie o 18. Na szczęście, na jutro nie mam żadnych kartkówek, sprawdzianów i innych prac pisemnych do oceny, nie muszę się więc zbytnio spieszyć. Może nawet do 21 zostanę, a co!
                                                                                *
17.00. Jestem strasznie głodna, katuje się od południa. Nie mogę przecież nic zjeść bo Pit będzie na mnie zły. Aby chociaż na chwilę zapomnieć o głodzie, wzięłam się za siebie. Na tą dzisiejszą randkę- bo chyba mogę tak powiedzieć- ubiorę botki na obcasach, rurki, koszulkę i jakiś dłuższy sweterek. Wyprostowałam włosy, zrobiłam mocniejszy makijaż, ubrałam się i czary-mary : 17:50. No to ja już jestem gotowa, wyrobiłam się idealnie. Pozostało mi tylko czekać na mojego siatkarza.
Takowy przybył równiuteńko o 18.00.
-Witaj. To dla Ciebie- Piotr pocałował mnie w policzek i wręczył mi bukiet czerwono krwistych róż. No kreatywny to on nie jest... Ale cóż, żeby nie powielać stereotypów o kobietach, że my to niby nic nie doceniamy itp., itd., oczywiście ucieszyłam się z tej wiązanki chwastów.
-Dziękuję. Są piękne.
-Sam wybierałem- wypiął dumnie pierś, co od razu sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Chodźmy już, bo danie główne zostawiłem w piekarniku, i wiesz...nie chcę żeby się spaliło
-Jasne, jasne...jedziemy J
Ubrałam płaszczyk i razem z Nowakowskim wyszliśmy z mieszkania. Jechaliśmy ok.20 min. Przez drogę nie rozmawialiśmy wiele, dopytywałam jedynie o nieznane mi jeszcze rejony Rzeszowa. Nie powiem, dowiedziałam się ciekawych rzeczy, typu : gdzie jest najlepsza pizza w mieście ( stawiam piwo, że z tego miejsca pochodzi nasza dzisiejsza kolacja;)) , gdzie są najładniejsze kelnerki ( Bóg jeden raczy wiedzieć, po co mi to wiedzieć ) a także gdzie grają najlepsze koncerty.
-Na pewno się na jakiś razem wybierzemy.-zaproponował
-Masz dużo wolnego czasu? Wiesz, chodzi mi o to, że z racji twojego zawodu dużo podróżujesz i w ogóle...
-Na dobrą imprezę zawsze znajdzie się czas.- usmiechnął się szelmowsko
-Nie powiedziałabym, że z ciebie taki imprezowicz
-A w szkole nie uczyli, że cicha woda, brzegi rwie?
-A no uczyli....i co ważniejsze, uczą dalej! – również się uśmiechnęłam. Czuję, że mój zawód często może być wykorzystywany w naszych docinkach. Też bym coś powiedziała o nim-jako siatkarzu- ale kurczę,nic nie wiem!
-To dobrze, że wpajacie dzieciom takie mądrości ludowe. Ale teraz oznajmiam ci, że jesteśmy na miejscu.
Piotrek wysiadł, i jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi. Razem weszliśmy po schodach pod drzwi wejściowe. Nowakowski przekręcił kluczem w zamku i wpuścił mnie do środka. O dziwo, na wejściu nie powitał mnie zapach spalenizny, czego przyznaję się bez bicia , spodziewałam się
-Rozgość się, zaraz podaję.- wskazał mi miejsce przy pięknie nakrytym stole, na którym paliły się świece. Słodkie.
-Może ci pomogę?
-Nie trzeba, dam sobie radę. Siadaj i odpoczywaj. Na pewno jesteś zmęczona po całym dniu w pracy
-Troszeczkę, dziękuję że się tak o mnie troszczysz- posłałam w jego stronę zalotny uśmiech, na co on odpowiedział tym samym, tyle, że nie zalotnym ;)
-Wiem, że nauczycielki, choć na pierwszy rzut oka nie widać, ciężko harują.- to był komplement? Nie zdążyłam go zapytać, bo Piotrek był już w kuchni. Słyszałam jak rozkłada talerze i wyciąga coś z piekarnika. Po chwili do moich nozdrzy dotarł piękny zapach. Nie potrafiłam jednak odgadnąć, co będziemy dzisiaj jeść. Moje wszelkie wątpliwości rozwiał Nowakowski wchodząc do pokoju z dwoma talerzami pełnymi, nie wierzę. Gołąbków?!

**********************************************
Tym kulinarnym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział. :) Jak wam się podoba nieco odbiegający od normy związek siatkarza i nauczycielki? ;)
Chciałyśmy przeprosić te z Was, które zostawiają nam swoje adresy blogów, a nie zawsze pojawiają się tam nasze komentarze. Obiecujemy, że nadrobimy wszystkie zaległości, chciałybyśmy jak najszybciej, ale nie zawsze ma się to co się chce. Prosimy o cierpliwość :))

16 komentarzy:

  1. Pojawił się dziewiąty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com , serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, ten Piotruś, jakie jeszcze talenty przed Jagodą ukrywa? Może nauczyłby mnie gotować? Bo akurat gołąbki nigdy nie były moją mocną stroną :D
    Całkowicie zgadzam się z powiedzeniem 'cicha woda brzegi rwie'. Czasami bywa tak, że ci, którzy na co dzień nie mówią zbyt wiele, palną coś takiego, że aż skręca ze śmiechu. :D
    A, i chciałabym zobaczyć naszego biednego Nowakowskiego obleganego przez małoletnie dziewczynki. Przecież takie są o wiele gorsze niż dojrzałe kobiety! :p
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na epilog na http://siatkarscy-herosi.blogspot.com/ oraz prolog nowego opowiadania na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Jeżeli nie czytasz, zignoruj. Pozdrawiam, Caroline. :*

      Usuń
  3. "Bo się focham!" ;] Piter, Piter, z niego to na prawdę taka cicha woda :) Ale zaskakuje mnie chłopak z każdym rozdziałem, to trzeba mu przyznać :) Talent kulinarny ma nawet. Ja myślałam, że na kanapkach się skończy, a tu proszę proszę, gołąbki. Szacuneczek :) No i ta scena w klasie, no niech i dziewczęta mają coś z życia. Dotknięcie Pita musi im wystarczyć ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulala! Piotrek to faktycznie człowiek wielu talentów :) Nie przepadam za gołąbkami, ale w takim towarzystwie na pewno bardzo by mi smakowały :) A czyżby w następnym odcinku dalsza część randki? :) Skręca mnie z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pit i jego teksty :D. Joga jest udana :D. A nauczycielka z niej prawdziwa pełną gębą - zawsze dają takie zadania, których się nie zrobi :P . Zrobiłyście mi smaczek na te gołąbki :P :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście Jagoda, a nie jaka Joga ;)

      Usuń
    2. Zapraszam na nowy rozdział na -
      http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. tak o tym jedzeniu tutaj opowiadałyście, że aż sama zrobiłam się głodna. :D Piotrek, talent niewątpliwie ma, choć jeśli chodzi o dziedzinę kulinariów, to jeszcze nic nie jest wiadome, okaże się to po konsumpcji Jagody przygotowanego przez Piotra posiłku. Mam nadzieję że się nie zatruję. :) Nie no, więcej wiary w facetów! Cóż, para ta jest niewątpliwie wyjątkowa i inna niż wszystkie inne. Ciekawy rozdział, jak zwykle dużo humoru, który później przechodzi na czytelników. :D Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :) :*

    OdpowiedzUsuń
  7. hej :) gdybyś nie znudziła się opowiadaniem ma-vie-avec-toi to zapraszam na mój nowy blog na http://time-for-a-new-life.blogspot.com/ pozdrawiam gorąco, Embouteillages ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cały rozdział o jedzeniu i przez to wszystko aż zgłodniałam, a nie powinnam już dziś jeść. ;)
    Tak bardziej poważnie to bardzo mi się podoba jak piszecie ;) Trudno znaleźć takiego bloga jak wasz, który ma w sobie wiele humoru ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. zapraszam na http://wloskie-pocieszenie.blogspot.com/, pozdrawiam :* lula

    OdpowiedzUsuń
  10. Piter szaleje :D Ale że gołąbki? I sam je zrobił?! Szok!! :D Nie chciała tym widzieć biednego Pita, w takiej sytuacji jak ta w szkole już nigdy więcej, ale niestety miałam okazję podziwiać to na jednym z meczy na Podpromiu w trakcie leczenia przez Pita kontuzji... Biedny przez cały mecz podpisywał się dziewczynkom i robił sobie z nimi zdjęcia, aż mi się go szkoda zrobiło :) No ale wracając do rozdziału, Jagoda musi się teraz odwdzięczyć Pitowi za te pyszne kanapki i wspaniałe gołąbki ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Gołąbki?? Trudne danie sobi Pit wymyślił! Chyba, że mu mamusia do odgrzania przygotowała:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boooże, jedenasta godzina dochodzi, a mi przez Pita i Jagodę jeść się chce! I jak tu utrzymać dietę jak na każdym kroku żarcie i żarcie? xD W sumie, Jaga to niezła kombinatorka, mówi, że róże piękne, a myśli 'chwasty', hahahahaaha. ;d I ciekawa jestem kto kurde Piotrka nauczył gołąbki robić? O.o Liczę na to, że dowiemy się tego w następnym rozdziale. :D :D Coś czuję, że to wszystko zasługa jego babci. Nie no, ja już o tych godzinach farmazonię, jak mało kiedy. ;x Czekam na jedenastkę. ; P Z pozdrowieniami niekryta.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pojawił się dziesiąty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com , serdecznie zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń