23
WRZEŚNIA
Sobota! Nie muszę iść do roboty! Mogę spać do południa!
Ale nie mogę... No nie mogę i już. Obudziłam się o 7 i chociaż się bardzo
staram to co zamknę oczy (i jak mam otwarte też) myślę o Piotrku. MOIM
CHŁOPAKU, z którym się umówiłam na 17. I takie mi się coś robi, że nie mogę
spać. No to sobie pomyślałam, że może chociaż jakiś dobry uczynek spełnię?
Zrobię Dianie zakupy i jej śniadanie do łóżka podam. A co! Niech wie, że ze
mnie dobra kobieta jest. Chociaż nie wiem czy obudzenie jej o 7.30 po imprezie
(czytaj: na kacu) uzna za dobry uczynek? Może poczekam... No to zwlekłam się z
łóżka i poszłam do łazienki. Ubrałam się. I co dalej? Posprzątałam żeby zabić
czas. To nic, że sąsiedzi mnie zlinczują za odkurzanie o 8 rano w sobotę. 8.30.
Obliczyłam, że jak teraz wyjdę, zahaczę o sklep, w którym będzie kolejka to do
Diany dojdę po 9. Może mnie nie zabije? Niee... Nie będzie mieć siły. No to
ubrałam buty, bluzę, wzięłam torebkę (wrzucając do niej portfel, telefon i inne
niepotrzebne rzeczy) i wyszłam. Szłam powoli (jak na mnie) i cały czas
myślałam... I tu niespodzianka: nie o Piotrku! Myślałam jak powiedzieć Dianie,
że jesteśmy parą (to nie jest myślenie o Piotrku!). Nic mądrego nie wymyśliłam,
bo doszłam do sklepu. Zabrałam z półek do koszyka wszystko, co mi było potrzebne
i poszłam do kasy. I tu kolejna niespodzianka: nie było kolejki! Zapłaciłam i
po 10 minutach byłam u Diany. Dzwonię-nic. Znowu dzwonię znowu nic. Westchnęłam
i zaczęłam szukać jej kluczy w mojej torebce, jednocześnie modląc się, żebym je
zabrała z domu. Ha!!! Są! Jednak jak chcę to potrafię. Weszłam do mieszkania
Diany, zaniosłam zakupy do kuchni i poszłam szukać Diany. Znalazłam ją w
sypialni. Nie samą... Ze Zbyszkiem i Alkiem. Czyżby jakiś trójkącik? Nie. Byli
ubrani. A już myślałam, że będzie sensacja. Trudno. Trzeba ich obudzić.
Próbowałam delikatnie chrząkając. A gdzie tam... Głośniej. Śpią dalej. Mocny
mają sen nie powiem. No to trzeba sięgnąć po bardziej radykalne środki.
Wygrzebałam z szuflady w kuchni pistolet na wodę, który Diana trzyma dla
swojego dziecka. (Podobno dostała go od taty w jakiś nieprawdopodobnych
okolicznościach i chce żeby to była rodzinna pamiątka. Każdy ma jakieś
skrzywienie...) Nalałam wody i poszłam obudzić imprezowiczów. Pierwszy obudził
się Zbyszek.
-Jagoda!
Cholera jasna!! Odbiło ci?
Później
obudził się Alek, a na końcu Diana. Okazała się mniej wyrozumiała (albo
bardziej skacowana) niż panowie, więc użyła bardziej niecenzuralnych słów.
Kiedy się uciszyła, a ja przestałam się śmiać mogłam zadać moje jakże ważne i
inteligentne pytanie:
-Co wy
tu robicie?
-Śpimy!!!-ale
zgodność!-A ty nam przeszkadzasz.
-A to
wy jakiś trójkącik tworzycie czy coś?
Alek
rzucił we mnie poduszką, ale się uchyliłam. Ma się ten refleks.
-Ja mam
żonę!
-No
właśnie. A czy Natalia o tym wie?
-Tak wie!
Sama mi powiedziała, żebym po nocy nie chodził, to zostałem.
-Oookeej...
A tak to się nie mówi do dziecka?
Znowu
we mnie rzucił, a ja się znowu uchyliłam. Teraz nie ma więcej poduszek. I kto
wygrał? JAGODA.
-Jagoda?
A co ty tu właściwie robisz?-Diana się teraz zreflektowała, że tu jestem?
-Śniadanie
ci przyszłam zrobić. A ten tu-wskazałam palcem na Alka-we mnie poduszkami rzuca!
-Nie
krzycz! A na kaca coś masz?
-No dla
ciebie coś się znajdzie ale dla siatkarzy już nie!
-Łaski
bez. To my sobie już pójdziemy, nie Zibi?
-Tak!!
Nikt nas nie kocha, to sobie pójdziemy.
I zanim
zdążyłam coś powiedzieć, to ich nie było.
-Diana?
Wy coś tego?
Jej
wzrok mówił wszystko. A dokładniej: "jeśli chcesz żyć, to idź do
kuchni i daj mi coś na kaca!!!" No to poszłam...
Zaczęłam przeglądać wszystkie połki , półeczki,szufladki i
inne takie, ażeby znaleźć coś na tego kaca. Było wszystko,ale tego czego
szukałam brak. Normalka. Dlatego postanowiłam zasięgnąć fachowych rad i w
laptopie, który leżał na stole wpisałam odpowiednie hasło, czyli jak wygrać z
kacem mordercą. Kawa, ciepła i zimna kąpiel...bla,bla. Wszystko jest takie
przewidywalne! Liczyłam na coś odważniejszego i jednocześnie skuteczniejszego.
Na przykład wypicie szklanki octu. Na pewno by pomogło. A jak nie, to przynajmniej
byłoby wesoło ;) Dobra, wiem, myślicie, że jestem wredna? Mądra, bo sama się
dobrze czuje, a gdybym była na miejscu Diany wcale by mnie takie rzeczy nie
bawiły. Ok., spróbuję tą kawę. Diana pije słabiutkie kawki, osobiście uważam że
ta dziwnej barwy ciecz, nie powinna się nazywac kawą. Ja jej zrobię taką
konkretną. Wyjęłam szklankę i zaczęłam wsypywać aromatyczny proszek. Jedna
łyżeczka, druga. Już miałam zakręcać słoik, ale coś mnie podkusiło żeby wsypać
jeszcze jedną. Nie ma opcji, zaraz będzie zdrowiutka J
Kiedy księżna Diana doprowadziła się do stanu podstawowej
użyteczności powolnym,aczkolwiek pewnym krokiem wstąpiła w progi kuchni. Od
razu postawiłam na stole kubek z parującą kawą.
-Powinno pomóc.
-A jak nie?- popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami
-To zrobimy coś mocniejszego :D
Byłam ciekawa, czy zasmakuje jej kawa mojego wyrobu. A tak
na marginesie, nie uważacie że to jest świetny temat na rozprawkę? „Czy Diana w
imię wygranej z kacem zdecyduje się na wypicie końskiej jak dla niej dawki
kofeiny? Odpowiedź uzasadnij w 3 argumentach”.No to już wiem, co zadam dzieciom
w przyszłym tygodniu. Nie zgadniecie jakie było moje zdziwienie, gdy Diana
wypiła całą szklankę na raz! Odstawiła kubek, położyła obie ręce na stole i
spoglądając na mnie z uznaniem powiedziała:
-Mocna....- gdy to mówiła, przypomniał mi się Bartman (bez
żadnych podtekstów i skojarzeń!) w jednym z odcinków japońskiego Igłą Szyte.
Gdy Krzysiek zapytał go czy mu
smakowało jedzonko w restauracji .-Lepiej?- o,a tu moje kochane, macie
klasyczny przykład pytania retorycznego.
-Nie.
Aha, to sobie dzisiaj pogadamy.
-Dobra, to ty się tu lecz, sprawdziłam już, że masz w szafie
pełną butelkę octu także jakby nic nie pomagało to sięgnij po ten suplement.
Zaufaj mi!- ostatnie dwa słowa rzuciłam, widząc minę Diany.
Wzięłam torebkę, kurtkę i wyszłam na korytarz. Otwarłam
drzwi,jednak w tej chwili przypomniałam sobie, o czym miałam poinformować moją
przyjaciółę.
-Ahaa, zapomniałam ci powiedzieć- nie wysiliłam się na powrót do
kuchni,ciągle stojąc w drzwiach- chodzę z Nowakowskim!- w obawie przed jej
reakcją, szybko zamknęlam za soba drzwi. Chociaż w jej stanie, jeszcze przez
kilka minut będzie przetwarzać to co jej powiedziałam....
Byłam w
domu po 10 minutach. Nie przejęłam się za bardzo tym, że zostawiłam Dianę z tą
jakże sensacyjną wiadomością. Z resztą coś mi się wydaję, że nawet jeszcze do
niej nie dotarło... Na kacu mózg pracuje ze sto razy wolniej niż normalnie, a w
jej przypadku 200 razy wolniej. Przekręcając klucz w moich drzwiach usłyszałam
sygnał SMSa: Od: Diana Ale że
jak chodzisz z Nowakowskim? Gdzie chodzisz?
No tak.
Zapomniałam, że Dianie trzeba wszystko łopatologicznie tłumaczyć. No to trzeba
ją oświecić! Wybrałam jej numer i po sekundzie (!) odebrała.
-Jagoda!
Co znaczyło chodzę z Nowakowskim?
-A co
mogło oznaczać chodzę z Nowakowskim twoim zdaniem?
-Weź
się nie znęcaj nad cierpiącym człowiekiem tylko powiedz!!
-No
dobra... A więc. Zdanie chodzę z Nowakowskim można rozumieć na dwa sposoby.
Chodzę jako chodzę i chodzę..
-Jagoda!!!!!!!!-Nie
dała mi dokończyć. A tak na marginesie to mi się wydawało czy słyszałam jakby
jęk bólu? Jak się krzyczy na Jagódkę to tak jest!
-Ok.
Nie denerwuj się. W moim przypadku chodzę z Nowakowskim znaczy, że jesteśmy
parą...
Czekam
na reakcję. 10 sekund-cisza. 20-cisza. Pół minuty-cisza. Zemdlała tam z
wrażenia czy jak?
-Diana?
Żyjesz ty tam?
-Żyję...
Czekaj chwilę, muszę to przetrawić.
Minutę
później:
-Dobra
już. Ale kiedy wy ten... No wiesz...
-Kiedy
zostaliśmy parą?
-Noo...
Nie do końca o to mi chodziło...-a to zboczeniec!!
-Domyślam
się... Ale my nie "ten". A zaczęliśmy ze sobą chodzić wczoraj.
-Ale
przecież wczoraj byłaś z nami w klubie i jeszcze nie byliście razem...
-Diana.
Kochanie.-weszłam w ton "matka z dzieckiem na ręku". -Wczoraj to ty
byłaś zalana w trupa delikatnie mówiąc, więc nie pamiętasz, że w którymś
momencie wyszłam. No i Piotrek mnie zaprosił do siebie i taadaam. Jesteśmy parą.
-A
fajną ma chałupę?
-Kobieto!!!
Ta chata kosztowała tyle co mój i twój blok razem. Dobra Diana. Chyba muszę
kończyć, bo się z Piotrusiem umówiłam i muszę się przygotować.
-Dobra.
A ja idę spać, bo mnie głowa nap... Boli mnie w sensie... Pa
-Pa.
No i
się rozłączyłam. I co zrobiłam. Zaczęłam przekopywać zawartość mojej szafy. Po
15 minutach pokój wyglądał jak przed przyjazdem Perfekcyjnej Pani Domu. Szafa
się ugina pod ciężarem ciuchów, a jak przyjdzie co do czego to nie ma co ubrać.
Trzeba iść na zakupy! Zaglądnęłam do portfela. 30zł. No z tym to ja w sklepie
nie mam czego szukać. Chyba, że w szmateksie. Dobra. Trzeba coś znaleźć w tym
co jest. Przekopałam wszystko jeszcze raz. Wyłowiłam czarne rurki. Jakaś
podstawa jest. I nagle... Rzuciła mi się w oczy czerwona koszulowa bluzka. Nie
miałam jej na sobie chyba ze 2 lata. Teraz pytanie: czy ona się dopnie? Ha!!
Dopięła się!! Jednak trzymanie diety się opłaciło. Ubrałam się do końca,
umalowałam, zrobiłam jako taką fryzurę i zobaczyłam, że jest już 16. Jak ten
czas leci! Miałam się spotkać z Piotrkiem o 17 pod blokiem. Czyli mam godzinę.
Co mam robić? Siadłam na kanapie (w normalnej pozycji) z pilotem w ręce.
Trafiłam na jakiś kanał sportowy i akurat leciała powtórka jakiegoś mecz Resovii.
Co prawda nie wiedziałam o co chodzi (patrzyłam tylko kto się zbiega do
kółeczka i jak się cyferki zmieniają na tablicy wyników), ale coś mi mówiło, że
Piotrek jest straaaaaasznie dobry. I jak on wysoko skacze!!! Ja tak nie umiem
niestety... Za chwile usłyszałam telefon. Piotrek dzwoni.
-Cześć
kochanie co tam?
-No
czekam na ciebie przed blokiem i nie wiem czy to twój.
-Ale
miałeś być o 5...
-Jest
pięć po...
-O
matko! Przepraszam ale oglądałam powtórkę waszego meczu i straciłam rachubę
czasu. Zaraz będę.
Nawet nie czekałam aż mi odpowie. Rozłączyłam się
wyłączyłam telewizor, złapałam torebkę i wyszłam, a raczej wybiegłam z
mieszkania. 20 sekund później całowałam się z Piotrkiem na powitanie.
Zadanie domowe
Fajrancik! Mam faceta! Nie mam czasu na głupoty...;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta....:D
Nie wiemy jak wy, ale my już żyjemy świętami. A dokładniej odliczamy dni do wolnego :) Szkoda tylko, że przyszły tydzień zapowiada się niesamowicie ciężko. Praktycznie co dzień mamy jakiś sprawdzian itp. Ale, przeżyjemy! Skoro Diana przeżyła kaca, my też damy radę :D
Pozdrowionka :)
Jestem uzależniona od waszego bloga! Inspirujecie mnie. <3 A ten styl pisania... *-* och i ach. A co do dzisiejszego rozdziału to:
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo cieszy mnie związek Jagody i Pitera. <3 A Dianie to szczerze współczuję, nie dość, że miała tak okrutnego kaca to jeszcze nie może pochwalić się zaliczeniem któregoś z siatkarzy. T_T A szkooooda. ;p
Zapraszam do siebie na siódemkę. :)
Usuńhttp://seemingly-inconspicuous.blogspot.com/
buuuźka. :*
no! nareszcie udało mi się nadrobić zaległości! strasznie się cieszę, że Jagoda i Piter się związali :) chociaż ta sytuacja z poprzedniego rozdziału w jego domu to taka nie w jego stylu, to znaczy nie w stylu Cichego Pita jako Cichego ;p któż tam wie, co siedzi pod czachą Nowakowskiego ;p a jeżeli chodzi o Dianę, to byłam pewna, że coś było, a tu klops! :) chociaż w ich stanie niczego nie można być pewnym :) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńzapraszam na mocno spóźniony 21 rozdział na http://ma-vie-avec-toi.blogspot.com/ :) pozdrawiam ;*
UsuńJa również nie mogę doczekać się już świąt :D. Skacowana trójka - świetna :D. Refleks Diany - powalający :D Rozdział super :D Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie....
http://i-zyjmy-dlugo-i-szczesliwie.blogspot.com
O tak, też znam takich, do których bez butelki zimnej wody i kubka mocnej kawy gdy maja kaca nie podchodź :D Jagoda, co za przejaw miłosierdzia, nawet zakupy na śniadanie Dianie zrobiła ;p To jest przyjaciółka ;) Pobudka konkretna :D Szkoda tylko, że nie wszyscy byli z niej zadowoleni ;) Jagoda z wrażenia aż mecz oglądnęła :D No i jeszcze piękne powitanie z Pitem… :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, pozdrawiam, nulka :*
Szept dziewiąty - OSTATNI - http://namietnym-szeptem.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
Ahahaha, leżę ze śmiechu, gdy to czytam. :D A ja to bym z chęcią popiła sobie aż do wywołania kaca na następny dzień, byle tylko spać obok Zbyszka i Alka :P Diana widać po takiej dawce alkoholu ma spowolnione myślenie. A niech się dziewczyna nie martwi, ja zawsze tak mam! :D Jagoda i Piter jako para bardzo mi się podobają. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Hoho. :D Widzę że akcja się rozwija, dawno tutaj nie zaglądałam nad czym wielce ubolewam, no ale mam nadzieję że już się taka sytuacja nie powtórzy i będę cały czas na bieżąco. :) Haha, a sposób na kaca nie ma co, oryginalny. :D Aa, już się nie mogę doczekać szczegółów ze spotkania Jagody z Piotrkiem. *.* Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńNie wiem czy już prosiłam ale na wszelki wypadek zrobię to ponownie. Jeśli to nie będzie żadnym problemem prosiłabym o informowanie mnie o nowościach na tym blogu. GG: 44665128 albo na moim blogu. Z góry dziękuję! :*
zapraszam na nowy rozdział http://wloskie-pocieszenie.blogspot.com. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na
Usuńhttp://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Świetny rozdział ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na 3 rozdział na http://na-boisku-i-poza-nim.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*
Wspłczuję spokojnemu Piotrowi takiej szalonej dziewczyny! Chociaż podobno przeciwieństwa się przyciągają!
OdpowiedzUsuńzapraszam na 22 rozdział na http://ma-vie-avec-toi.blogspot.com/ :) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń