-Oglądałaś mecz bo lubisz, czy ze względu na mnie?-tak,tez
miło cię widzieć.
-Po prostu nie było nic ciekawego w telewizji.-musiałam się
jakoś wymigać, nie powiem przecież że jestem głupia jak but. Wyłącznie w
kwestii siatkówki, of course.
-Rozumiemmm... Pięknie dziś wyglądasz.
-Dziękuję. –zlustrowałam Nowakowskiego od góry do dołu- ty
też niczego sobie. Będziesz do mnie idealnie pasował! Roześmiał się na moje
słowa. Kto by pomyslał, że polonistka Jagoda jest taka zabawna...
-Co dzisiaj robiłaś?
-Yyy...byłam u Diany.
-Jak z nią?
-Przekopałam internet i znalazłam dziesiątki sposobów na
wygraną z kacem, ale ostatecznie najskuteczniejsza okazała się wiadomość że
jesteśmy parą.
-Ciekawe...Na chłopaków to nie podziałało...
-Było z nimi aż tak źle?
-Nie. Po prostu powiedzieli mi, że to było kwestią czasu.-
zawadiacki uśmiech wkradł się na oblicze Piotra.
-Może powinni zmienić fach. Wróżbita Olieg. Czyż nie brzmi
idealnie?
-Owszem, ale wolałbym żeby zostali przy siatkówce. W końcu
sam meczu nie wygram.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wszystko mogło zdradzić moją
szczątkową wiedzę.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc. –a to bestia. Będzie mnie
tu teraz pouczał. I nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
-Nie ucz ojca robić dzieci, ok.?
-Słucham?- popatrzył na mnie dziwnie.
-Taki mądry, a podstawowego związku frazeologicznego nie
znasz.
-Dlatego ty mnie nauczyszJ
Dobra, teraz albo nigdy.
-A ty douczysz mnie w kwestii twojego zawodu,ok.?
-Czyżby siatkówka miała przed tobą jakies tajemnice?
-Owszem. Ale może skończmy już tematy zawodowe,co?
-Z przyjemnością. Chociaż chciałem cię dzisiaj zabrać na
kręgle. Tam też są piłki, tylko trochę
większe i cięższe. Wytrzymasz? -oho! Ktoś nie wierzy w moją doskonałość!
-No pewnie. Niby czego miałabym nie wytrzymać?
-No nic,nic. Tak tylko pytam...
-Więc chodźmy już.- złapałam go za ręke i ruszyliśmy w
kierunku kręgielni. Gdyby nie ja, stalibyśmy tam jeszcze pół godziny. Kolejny
raz Jagódka łapie za stery!
5 minut później byliśmy już na kręgielni. (Chociaż może
powinnam powiedzieć W kręgielni? Mniejsza z tym. Jestem na randce nie w
robocie.) Zmieniliśmy buty i poszliśmy grać. Mówiłam już, że jestem mistrzynią
w grze w kręgle? Przynajmniej na studiach byłam... Możecie sobie wyobrazić minę
Pita, gdy mu powiedziałam, że kiedyś wygrałam zawody międzyuczelniane. Był
bardzo baardzo zdziwiony. Są jeszcze na tym świecie sporty, na których Jagódka
się zna!!! Zaczęliśmy grać. Za każdym razem zbijałam wszystkie kręgle. Tylko
raz został mi jeden. Niefart. Najwyraźniej Piotrek z zazdrości, że mi idzie a
jemu nie (jego najlepszy wynik to połowa zbitych kręgli) siłą woli pokierował
kulą i nie trafiłam. Zazdrosny facet jest zdolny do wszystkiego. Zapamiętajcie!
Przyda się wam. 2 godziny później wyszliśmy z kręgielni. Myślałam, że ten
wieczór się już skończył, ale się strasznie myliłam. Ten wieczór się dopiero
zaczynał! Nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego. Nie na pierwszej randce!!
Drugiej...
-No a
teraz Jagódko idziemy do tej nowej knajpy, obok hali.-ale chłopak dba o
prawidłowe wysławianie się... Proszę jaki Jagoda ma dobry wpływ ma ludzi! O!
-Po
pierwsze nie mów do mnie Jagódko. Strasznie tego nie lubię. Babcia tak do mnie
mówiła. Cały czas Jagódko Jagódko ale ty jesteś chudziutka. Zjedz jeszcze
kawałek ciasta. Albo a jak tam Jagódko w szkole. Od dzieciństwa mam dość tego
zdrobnienia. A po drugie to czy to jest ta restauracja, w której za sałatkę się
płaci 100 złotych?
-Oj tam
zaraz 100...
-99,99.
Uśmiechnął
się tylko głupkowato. Przynajmniej mu to peszenie się przeszło.
-No i z
czego się tak cieszysz?
-Że
zabiorę moją dziewczynę do najlepszego lokalu na Podkarpaciu.-ma chłopak
gadane. Nie ma co.
-Ale
twoja dziewczyna jest wyjątkowa i nie lubi takich lokali.
-Oj...
To gdzie chcesz iść?
-Hmm...
Mam dziwną ochotę na hamburgera.
-To
może ty jednak w jesteś w ciąży skoro masz zachcianki?-Myślicie, że jego fanki
mnie zabiją, jak go walnę?
-Piotruś.
A uderzył cię ktoś kiedyś tak, że się ruszać nie mogłeś?
-Noo.
Raz. Mój brat jak miałem 8 lat.
-I
fajnie było?
-Nie
bardzo. A czemu pytasz?
-A no
bo się zastanawiam czy tak ci się podobało, że chcesz tego jeszcze ode mnie
doświadczyć.
-Przecież
te śliczne rączki nie dałyby rady mnie uderzyć.
Tymi
ślicznymi rączkami to mnie udobruchał. No wiem. Miętka jestem.
-Zdziwiłbyś
się... Idziemy na tego hamburgera?
-Ale
gdzie?
-A o
McDonaldzie słyszałeś?
-Super.
Idziemy na randkę do McDonalda.
Śmiał
się tak głośno i tak zaraźliwie, że ja w końcu też się nie mogłam powstrzymać.
W rezultacie śmiałam się tak z 5 minut dłużej niż on. Nawet nie zauważyłam jak
doszliśmy do baru. Zamówiliśmy hamburgery i colę i siedliśmy przy stoliku.
Zjedliśmy, wypiliśmy i gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy. A później wyszliśmy i
szliśmy sobie spacerem do domu trzymając się za rączki. Dobra. Za romantycznie
się zrobiło, nie? No to jak doszliśmy to daliśmy sobie całuska i grzecznie
każde poszło do siebie. Chociaż może ten całusek to taki do końca nie był
grzeczny... W każdym razie pocałowaliśmy się, weszłam do siebie i położyłam się
na kanapie w mojej ulubionej pozycji. Przez chwilę myślałam o naszym wieczorze,
aż w końcu wymyśliłam, że zadzwonię do Diany i wszystko jej opowiem.
Naprawdę, nie chcecie żeby streszczać wam moją rozmowę z
moja przyjaciółką. Przynudzała bardziej niż mój pan profesor od matematyki w liceum. A dlaczego? Bo randka była normalna i przewidywalna, a
temu zboczeńcowi to nie wystarcza. Trudno, pocałunek przed blokiem musi jej
wystarczyć. Ja tym czasem idę spać, jutro czeka mnie ciężki dzień w pracy. Mam aż
5 lekcji. Aż prosi się o jakiś sprawdzian tudzież kartkówkę. Zrobię tak: jak
mnie młodzież wkurzy będzie pisanko, jak nie będziemy omawiać przewidziany w
podstawie programowej temat. Nie chcę przedłużać, ale muszę tutaj wtrącić swoją
uwagę co do owej podstawy. Według mnie to totalnie zabija jakąkolwiek
przyjemność i chęć do nauki. Musisz się kurczowo trzymać wytycznych
postawionych przez panią minister, a jak nie to nie wyrobisz się z materiałem.
Nie na tym ma to chyba wszystko polegać. Heloł! Dobra, teraz już naprawdę
koniec. Oczy mnie bolą, muszę się w końcu isć do okulisty bo oślepnę. Ale
czekajcie, teraz wzrok mnie chyba nie myli. Pituś przysłał mi smsa „Dobranoc
:*” So sweet ;)
RANO
Zaspałam. Nie pomogły natarczywe odgłosy budzika i ubierałam
się z nieznaną sobie szybkością. Włosów nie skomentuję. Artystyczny nieład to
bardzo łagodne określenie. Cóż innego pozostało mi zrobić, jak nie czesać
się w trakcie drogi do szkoły? No nic.
Mijający mnie ludzie patrzyli na mnie na jakąś wariatkę. Ależ oni są
konserwatywni. Jak będziesz się
poruszał w nieco dobiegający sposób, niż tylko niemrawe poruszanie kończynami
dolnymi to już masz coś nie tak z głową. Niedorzeczne! I tak oto oburzona
zachowaniem rzeszowian dotarłam cała i zdrowa, a co ważniejsze porządnie
uczesana do mojego miejsca pracy. Zdyszana wpadłam do pokoju nauczycielskiego
zwanego też ośrodkiem MiTU ( tępić i męczyć uczniów) zabrałam dziennik i po
minucie sprawdzałam obecność w Vb. Nie ma co, obrotna kobita ze mnie. J
Do dzwonka pierwszej lekcji zostało 5 minut, a ja swój temat
już wyczerpałam. Dlatego dałam piątoklasistom 5 minut czasu wolnego. A niech
się cieszą! W tym czasie postanowiłam pouzupełniać braki w dzienniku. Gdy
wpisywałam zaległe tematy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Dzieci zamarły
i pełne strachu spogladały na siebie. Kolejna bzdura: zakaz noszenia telefonów
do szkoły. W dzisiejszych czasach komórka jest niezbędna. Ale co ja sama mogę?
Wyszperałam telefon w torebce i uciszając klasę, która odetchnęła, gdy
zobaczyła że to do mnie przyszła wiadomość, zaczęłam ją czytać. Od kogo? Od
Nowakowskiego.
„Nie obudziłem cię? Mam nadzieję, że nie. Co ty na to, aby
wybrać się na jakieś wspólne śniadanko? :*”
No trzymajcie mnie za ręce i nogi jednocześnie. On na pewno
jest teraz w Rzeszowie? Bardziej obstawiałabym, że leży sobie na jednej z
hawajskich wysp. Najchętniej bym do niego zadzwoniła, jednak dzieci jeszcze są
w klasie, i nie bardzo mi wypada. Zaczęłam więc stukać smsa:
„Piotrusiu. Nie obudziłeś mnie, dzięki za troskę. Muszę cię
jednak zmartwić. Ze wspólnego śniadanka nici. Otóż, ja tak samo jak przeciętna
Kowalska muszę pracować. I od ponad godzinki właśnie to robię J”
Wysłałam, a dzwonek właśnie zadzwonił. Dzieci szybko się
ulotniły, ja mogłam zrobić to samo. Jestem żądna plotek z nauczycielskiego! W
drodze do niego, dostałam odpowiedź.
„Nie ma problemu. Wolisz jajecznicę, czy zdrowe,
pełnowartościowe kanapeczki?”
Co on kombinuje?
„ Oczywiście, że kanapeczki”
Może będę tego żałować, ale odpisałam.
„ Będę za 15 minut”
Jak to będę. Gdzie? Tutaj? O nie!
”Ale ja jestem w pracy!”
„ Zrobisz sobie przerwę, kochanieJ”
Sama nie wiem, dlaczego dalej z nim pisałam, skoro mogłam zadzwonic.
Niestety zreflektowałam się za późno, bo gdy wybrałam jego numer,nic mi nie
odpowiadało. Wyłączył telon. A to żmija, pożałuje!
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Witajcie po świętach :) Czujecie jeszcze tę atmosferę? :D
W naszym opowiadaniu szkoła na całego. Jak widzicie, każda pani nauczycielka musi czasem zrobić sobie przerwę ;)