czwartek, 27 grudnia 2012

LEKCJA 9: MOJA PRZYSZŁA PRACA- NAUCZYCIEL- TAJNIKI ZAWODU.


-Oglądałaś mecz bo lubisz, czy ze względu na mnie?-tak,tez miło cię widzieć.
-Po prostu nie było nic ciekawego w telewizji.-musiałam się jakoś wymigać, nie powiem przecież że jestem głupia jak but. Wyłącznie w kwestii siatkówki, of course.
-Rozumiemmm... Pięknie dziś wyglądasz.
-Dziękuję. –zlustrowałam Nowakowskiego od góry do dołu- ty też niczego sobie. Będziesz do mnie idealnie pasował! Roześmiał się na moje słowa. Kto by pomyslał, że polonistka Jagoda jest taka  zabawna...
-Co dzisiaj robiłaś?           
-Yyy...byłam u Diany.
-Jak  z nią?
-Przekopałam internet i znalazłam dziesiątki sposobów na wygraną z kacem, ale ostatecznie najskuteczniejsza okazała się wiadomość że jesteśmy parą.
-Ciekawe...Na chłopaków to nie podziałało...
-Było z nimi aż tak źle?
-Nie. Po prostu powiedzieli mi, że to było kwestią czasu.- zawadiacki uśmiech wkradł się na oblicze Piotra.
-Może powinni zmienić fach. Wróżbita Olieg. Czyż nie brzmi idealnie?
-Owszem, ale wolałbym żeby zostali przy siatkówce. W końcu sam meczu nie wygram.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wszystko mogło zdradzić moją szczątkową wiedzę.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc. –a to bestia. Będzie mnie tu teraz pouczał. I nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
-Nie ucz ojca robić dzieci, ok.?
-Słucham?- popatrzył na mnie dziwnie.
-Taki mądry, a podstawowego związku frazeologicznego nie znasz.
-Dlatego ty mnie nauczyszJ
Dobra, teraz albo nigdy.
-A ty douczysz mnie w kwestii twojego zawodu,ok.?
-Czyżby siatkówka miała przed tobą jakies tajemnice?
-Owszem. Ale może skończmy już tematy zawodowe,co?
-Z przyjemnością. Chociaż chciałem cię dzisiaj zabrać na kręgle. Tam  też są piłki, tylko trochę większe i cięższe. Wytrzymasz? -oho! Ktoś nie wierzy w moją doskonałość!
-No pewnie. Niby czego miałabym nie wytrzymać?
-No nic,nic. Tak tylko pytam...
-Więc chodźmy już.- złapałam go za ręke i ruszyliśmy w kierunku kręgielni. Gdyby nie ja, stalibyśmy tam jeszcze pół godziny. Kolejny raz Jagódka łapie za stery!
5 minut później byliśmy już na kręgielni. (Chociaż może powinnam powiedzieć W kręgielni? Mniejsza z tym. Jestem na randce nie w robocie.) Zmieniliśmy buty i poszliśmy grać. Mówiłam już, że jestem mistrzynią w grze w kręgle? Przynajmniej na studiach byłam... Możecie sobie wyobrazić minę Pita, gdy mu powiedziałam, że kiedyś wygrałam zawody międzyuczelniane. Był bardzo baardzo zdziwiony. Są jeszcze na tym świecie sporty, na których Jagódka się zna!!! Zaczęliśmy grać. Za każdym razem zbijałam wszystkie kręgle. Tylko raz został mi jeden. Niefart. Najwyraźniej Piotrek z zazdrości, że mi idzie a jemu nie (jego najlepszy wynik to połowa zbitych kręgli) siłą woli pokierował kulą i nie trafiłam. Zazdrosny facet jest zdolny do wszystkiego. Zapamiętajcie! Przyda się wam. 2 godziny później wyszliśmy z kręgielni. Myślałam, że ten wieczór się już skończył, ale się strasznie myliłam. Ten wieczór się dopiero zaczynał! Nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego. Nie na pierwszej randce!! Drugiej...
-No a teraz Jagódko idziemy do tej nowej knajpy, obok hali.-ale chłopak dba o prawidłowe wysławianie się... Proszę jaki Jagoda ma dobry wpływ ma ludzi! O!
-Po pierwsze nie mów do mnie Jagódko. Strasznie tego nie lubię. Babcia tak do mnie mówiła. Cały czas Jagódko Jagódko ale ty jesteś chudziutka. Zjedz jeszcze kawałek ciasta. Albo a jak tam Jagódko w szkole. Od dzieciństwa mam dość tego zdrobnienia. A po drugie to czy to jest ta restauracja, w której za sałatkę się płaci 100 złotych?
-Oj tam zaraz 100...
-99,99.
Uśmiechnął się tylko głupkowato. Przynajmniej mu to peszenie się przeszło.
-No i z czego się tak cieszysz?
-Że zabiorę moją dziewczynę do najlepszego lokalu na Podkarpaciu.-ma chłopak gadane. Nie ma co.
-Ale twoja dziewczyna jest wyjątkowa i nie lubi takich lokali.
-Oj... To gdzie chcesz iść?
-Hmm... Mam dziwną ochotę na hamburgera.
-To może ty jednak w jesteś w ciąży skoro masz zachcianki?-Myślicie, że jego fanki mnie zabiją, jak go walnę?
-Piotruś. A uderzył cię ktoś kiedyś tak, że się ruszać nie mogłeś?
-Noo. Raz. Mój brat jak miałem 8 lat.
-I fajnie było?
-Nie bardzo. A czemu pytasz?
-A no bo się zastanawiam czy tak ci się podobało, że chcesz tego jeszcze ode mnie doświadczyć.
-Przecież te śliczne rączki nie dałyby rady mnie uderzyć.
Tymi ślicznymi rączkami to mnie udobruchał. No wiem. Miętka jestem.
-Zdziwiłbyś się... Idziemy na tego hamburgera?
-Ale gdzie?
-A o McDonaldzie słyszałeś?
-Super. Idziemy na randkę do McDonalda.
Śmiał się tak głośno i tak zaraźliwie, że ja w końcu też się nie mogłam powstrzymać. W rezultacie śmiałam się tak z 5 minut dłużej niż on. Nawet nie zauważyłam jak doszliśmy do baru. Zamówiliśmy hamburgery i colę i siedliśmy przy stoliku. Zjedliśmy, wypiliśmy i gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy. A później wyszliśmy i szliśmy sobie spacerem do domu trzymając się za rączki. Dobra. Za romantycznie się zrobiło, nie? No to jak doszliśmy to daliśmy sobie całuska i grzecznie każde poszło do siebie. Chociaż może ten całusek to taki do końca nie był grzeczny... W każdym razie pocałowaliśmy się, weszłam do siebie i położyłam się na kanapie w mojej ulubionej pozycji. Przez chwilę myślałam o naszym wieczorze, aż w końcu wymyśliłam, że zadzwonię do Diany i wszystko jej opowiem.
Naprawdę, nie chcecie żeby streszczać wam moją rozmowę z moja przyjaciółką. Przynudzała bardziej niż mój pan profesor  od matematyki w  liceum. A dlaczego? Bo randka była normalna i przewidywalna, a temu zboczeńcowi to nie wystarcza. Trudno, pocałunek przed blokiem musi jej wystarczyć. Ja tym czasem idę spać, jutro czeka mnie ciężki dzień w pracy. Mam aż 5 lekcji. Aż prosi się o jakiś sprawdzian tudzież kartkówkę. Zrobię tak: jak mnie młodzież wkurzy będzie pisanko, jak nie będziemy omawiać przewidziany w podstawie programowej temat. Nie chcę przedłużać, ale muszę tutaj wtrącić swoją uwagę co do owej podstawy. Według mnie to totalnie zabija jakąkolwiek przyjemność i chęć do nauki. Musisz się kurczowo trzymać wytycznych postawionych przez panią minister, a jak nie to nie wyrobisz się z materiałem. Nie na tym ma to chyba wszystko polegać. Heloł! Dobra, teraz już naprawdę koniec. Oczy mnie bolą, muszę się w końcu isć do okulisty bo oślepnę. Ale czekajcie, teraz wzrok mnie chyba nie myli. Pituś przysłał mi smsa „Dobranoc :*” So sweet ;) 
RANO
Zaspałam. Nie pomogły natarczywe odgłosy budzika i ubierałam się z nieznaną sobie szybkością. Włosów nie skomentuję. Artystyczny nieład to bardzo łagodne określenie. Cóż innego pozostało mi zrobić, jak nie czesać się  w trakcie drogi do szkoły? No nic. Mijający mnie ludzie patrzyli na mnie na jakąś wariatkę. Ależ oni są konserwatywni.  Jak będziesz się poruszał w nieco dobiegający sposób, niż tylko niemrawe poruszanie kończynami dolnymi to już masz coś nie tak z głową. Niedorzeczne! I tak oto oburzona zachowaniem rzeszowian dotarłam cała i zdrowa, a co ważniejsze porządnie uczesana do mojego miejsca pracy. Zdyszana wpadłam do pokoju nauczycielskiego zwanego też ośrodkiem MiTU ( tępić i męczyć uczniów) zabrałam dziennik i po minucie sprawdzałam obecność w Vb. Nie ma co, obrotna kobita ze mnie. J
Do dzwonka pierwszej lekcji zostało 5 minut, a ja swój temat już wyczerpałam. Dlatego dałam piątoklasistom 5 minut czasu wolnego. A niech się cieszą! W tym czasie postanowiłam pouzupełniać braki w dzienniku. Gdy wpisywałam zaległe tematy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Dzieci zamarły i pełne strachu spogladały na siebie. Kolejna bzdura: zakaz noszenia telefonów do szkoły. W dzisiejszych czasach komórka jest niezbędna. Ale co ja sama mogę? Wyszperałam telefon w torebce i uciszając klasę, która odetchnęła, gdy zobaczyła że to do mnie przyszła wiadomość, zaczęłam ją czytać. Od kogo? Od Nowakowskiego.
„Nie obudziłem cię? Mam nadzieję, że nie. Co ty na to, aby wybrać się na jakieś wspólne śniadanko? :*”
No trzymajcie mnie za ręce i nogi jednocześnie. On na pewno jest teraz w Rzeszowie? Bardziej obstawiałabym, że leży sobie na jednej z hawajskich wysp. Najchętniej bym do niego zadzwoniła, jednak dzieci jeszcze są w klasie, i nie bardzo mi wypada. Zaczęłam więc stukać smsa:
„Piotrusiu. Nie obudziłeś mnie, dzięki za troskę. Muszę cię jednak zmartwić. Ze wspólnego śniadanka nici. Otóż, ja tak samo jak przeciętna Kowalska muszę pracować. I od ponad godzinki właśnie to robię J
Wysłałam, a dzwonek właśnie zadzwonił. Dzieci szybko się ulotniły, ja mogłam zrobić to samo. Jestem żądna plotek z nauczycielskiego! W drodze do niego, dostałam odpowiedź.
„Nie ma problemu. Wolisz jajecznicę, czy zdrowe, pełnowartościowe kanapeczki?”
Co on kombinuje?
„ Oczywiście, że kanapeczki”
Może będę tego żałować, ale odpisałam.
„ Będę za 15 minut”
Jak to będę. Gdzie? Tutaj? O nie!
”Ale ja jestem w pracy!”
„ Zrobisz sobie przerwę, kochanieJ
Sama nie wiem, dlaczego dalej z nim pisałam, skoro mogłam zadzwonic. Niestety zreflektowałam się za późno, bo gdy wybrałam jego numer,nic mi nie odpowiadało. Wyłączył telon. A to żmija, pożałuje!
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Witajcie po świętach :) Czujecie jeszcze tę atmosferę? :D
W naszym opowiadaniu szkoła na całego. Jak widzicie, każda pani nauczycielka musi czasem zrobić sobie przerwę ;)


piątek, 14 grudnia 2012

LEKCJA 8: ZATRUCIE ALKOHOLOWE (tzw. kac) -PIERWSZA POMOC


23 WRZEŚNIA
Sobota! Nie muszę iść do roboty! Mogę spać do południa! Ale nie mogę... No nie mogę i już. Obudziłam się o 7 i chociaż się bardzo staram to co zamknę oczy (i jak mam otwarte też) myślę o Piotrku. MOIM CHŁOPAKU, z którym się umówiłam na 17. I takie mi się coś robi, że nie mogę spać. No to sobie pomyślałam, że może chociaż jakiś dobry uczynek spełnię? Zrobię Dianie zakupy i jej śniadanie do łóżka podam. A co! Niech wie, że ze mnie dobra kobieta jest. Chociaż nie wiem czy obudzenie jej o 7.30 po imprezie (czytaj: na kacu) uzna za dobry uczynek? Może poczekam... No to zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Ubrałam się. I co dalej? Posprzątałam żeby zabić czas. To nic, że sąsiedzi mnie zlinczują za odkurzanie o 8 rano w sobotę. 8.30. Obliczyłam, że jak teraz wyjdę, zahaczę o sklep, w którym będzie kolejka to do Diany dojdę po 9. Może mnie nie zabije? Niee... Nie będzie mieć siły. No to ubrałam buty, bluzę, wzięłam torebkę (wrzucając do niej portfel, telefon i inne niepotrzebne rzeczy) i wyszłam. Szłam powoli (jak na mnie) i cały czas myślałam... I tu niespodzianka: nie o Piotrku! Myślałam jak powiedzieć Dianie, że jesteśmy parą (to nie jest myślenie o Piotrku!). Nic mądrego nie wymyśliłam, bo doszłam do sklepu. Zabrałam z półek do koszyka wszystko, co mi było potrzebne i poszłam do kasy. I tu kolejna niespodzianka: nie było kolejki! Zapłaciłam i po 10 minutach byłam u Diany. Dzwonię-nic. Znowu dzwonię znowu nic. Westchnęłam i zaczęłam szukać jej kluczy w mojej torebce, jednocześnie modląc się, żebym je zabrała z domu. Ha!!! Są! Jednak jak chcę to potrafię. Weszłam do mieszkania Diany, zaniosłam zakupy do kuchni i poszłam szukać Diany. Znalazłam ją w sypialni. Nie samą... Ze Zbyszkiem i Alkiem. Czyżby jakiś trójkącik? Nie. Byli ubrani. A już myślałam, że będzie sensacja. Trudno. Trzeba ich obudzić. Próbowałam delikatnie chrząkając. A gdzie tam... Głośniej. Śpią dalej. Mocny mają sen nie powiem. No to trzeba sięgnąć po bardziej radykalne środki. Wygrzebałam z szuflady w kuchni pistolet na wodę, który Diana trzyma dla swojego dziecka. (Podobno dostała go od taty w jakiś nieprawdopodobnych okolicznościach i chce żeby to była rodzinna pamiątka. Każdy ma jakieś skrzywienie...) Nalałam wody i poszłam obudzić imprezowiczów. Pierwszy obudził się Zbyszek.

-Jagoda! Cholera jasna!! Odbiło ci?

Później obudził się Alek, a na końcu Diana. Okazała się mniej wyrozumiała (albo bardziej skacowana) niż panowie, więc użyła bardziej niecenzuralnych słów. Kiedy się uciszyła, a ja przestałam się śmiać mogłam zadać moje jakże ważne i inteligentne pytanie:

-Co wy tu robicie?

-Śpimy!!!-ale zgodność!-A ty nam przeszkadzasz.

-A to wy jakiś trójkącik tworzycie czy coś?

Alek rzucił we mnie poduszką, ale się uchyliłam. Ma się ten refleks.

-Ja mam żonę!

-No właśnie. A czy Natalia o tym wie?

-Tak wie! Sama mi powiedziała, żebym po nocy nie chodził, to zostałem.

-Oookeej... A tak to się nie mówi do dziecka?

Znowu we mnie rzucił, a ja się znowu uchyliłam. Teraz nie ma więcej poduszek. I kto wygrał? JAGODA.

-Jagoda? A co ty tu właściwie robisz?-Diana się teraz zreflektowała, że tu jestem?

-Śniadanie ci przyszłam zrobić. A ten tu-wskazałam palcem na Alka-we mnie poduszkami rzuca!

-Nie krzycz! A na kaca coś masz?

-No dla ciebie coś się znajdzie ale dla siatkarzy już nie!

-Łaski bez. To my sobie już pójdziemy, nie Zibi?

-Tak!! Nikt nas nie kocha, to sobie pójdziemy.

I zanim zdążyłam coś powiedzieć, to ich nie było.

-Diana? Wy coś tego?

Jej wzrok mówił wszystko. A dokładniej: "jeśli chcesz  żyć, to idź do kuchni i daj mi coś na kaca!!!" No to poszłam...



Zaczęłam przeglądać wszystkie połki , półeczki,szufladki i inne takie, ażeby znaleźć coś na tego kaca. Było wszystko,ale tego czego szukałam brak. Normalka. Dlatego postanowiłam zasięgnąć fachowych rad i w laptopie, który leżał na stole wpisałam odpowiednie hasło, czyli jak wygrać z kacem mordercą. Kawa, ciepła i zimna kąpiel...bla,bla. Wszystko jest takie przewidywalne! Liczyłam na coś odważniejszego i jednocześnie skuteczniejszego. Na przykład wypicie szklanki octu. Na pewno by pomogło. A jak nie, to przynajmniej byłoby wesoło ;) Dobra, wiem, myślicie, że jestem wredna? Mądra, bo sama się dobrze czuje, a gdybym była na miejscu Diany wcale by mnie takie rzeczy nie bawiły. Ok., spróbuję tą kawę. Diana pije słabiutkie kawki, osobiście uważam że ta dziwnej barwy ciecz, nie powinna się nazywac kawą. Ja jej zrobię taką konkretną. Wyjęłam szklankę i zaczęłam wsypywać aromatyczny proszek. Jedna łyżeczka, druga. Już miałam zakręcać słoik, ale coś mnie podkusiło żeby wsypać jeszcze jedną. Nie ma opcji, zaraz będzie zdrowiutka J
Kiedy księżna Diana doprowadziła się do stanu podstawowej użyteczności powolnym,aczkolwiek pewnym krokiem wstąpiła w progi kuchni. Od razu postawiłam na stole kubek z parującą kawą.
-Powinno pomóc.
-A jak nie?- popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami
-To zrobimy coś mocniejszego :D
Byłam ciekawa, czy zasmakuje jej kawa mojego wyrobu. A tak na marginesie, nie uważacie że to jest świetny temat na rozprawkę? „Czy Diana w imię wygranej z kacem zdecyduje się na wypicie końskiej jak dla niej dawki kofeiny? Odpowiedź uzasadnij w 3 argumentach”.No to już wiem, co zadam dzieciom w przyszłym tygodniu. Nie zgadniecie jakie było moje zdziwienie, gdy Diana wypiła całą szklankę na raz! Odstawiła kubek, położyła obie ręce na stole i spoglądając na mnie z uznaniem powiedziała:
-Mocna....- gdy to mówiła, przypomniał mi się Bartman (bez żadnych podtekstów i skojarzeń!) w jednym z odcinków japońskiego Igłą Szyte. Gdy Krzysiek zapytał go czy  mu smakowało jedzonko w restauracji .-Lepiej?- o,a tu moje kochane, macie klasyczny przykład pytania retorycznego.
-Nie.
Aha, to sobie dzisiaj pogadamy.
-Dobra, to ty się tu lecz, sprawdziłam już, że masz w szafie pełną butelkę octu także jakby nic nie pomagało to sięgnij po ten suplement. Zaufaj mi!- ostatnie dwa słowa rzuciłam, widząc minę Diany.
Wzięłam torebkę, kurtkę i wyszłam na korytarz. Otwarłam drzwi,jednak w tej chwili przypomniałam sobie, o czym miałam poinformować moją przyjaciółę.
-Ahaa, zapomniałam ci powiedzieć- nie wysiliłam się na powrót do kuchni,ciągle stojąc w drzwiach- chodzę z Nowakowskim!- w obawie przed jej reakcją, szybko zamknęlam za soba drzwi. Chociaż w jej stanie, jeszcze przez kilka minut będzie przetwarzać to co jej powiedziałam....


Byłam w domu po 10 minutach. Nie przejęłam się za bardzo tym, że zostawiłam Dianę z tą jakże sensacyjną wiadomością. Z resztą coś mi się wydaję, że nawet jeszcze do niej nie dotarło... Na kacu mózg pracuje ze sto razy wolniej niż normalnie, a w jej przypadku 200 razy wolniej. Przekręcając klucz w moich drzwiach usłyszałam sygnał SMSa: Od: Diana Ale że jak chodzisz z Nowakowskim? Gdzie chodzisz?
No tak. Zapomniałam, że Dianie trzeba wszystko łopatologicznie tłumaczyć. No to trzeba ją oświecić! Wybrałam jej numer i po sekundzie (!) odebrała.

-Jagoda! Co znaczyło chodzę z Nowakowskim?

-A co mogło oznaczać chodzę z Nowakowskim twoim zdaniem?

-Weź się nie znęcaj nad cierpiącym człowiekiem tylko powiedz!!

-No dobra... A więc. Zdanie chodzę z Nowakowskim można rozumieć na dwa sposoby. Chodzę jako chodzę i chodzę..

-Jagoda!!!!!!!!-Nie dała mi dokończyć. A tak na marginesie to mi się wydawało czy słyszałam jakby jęk bólu? Jak się krzyczy na Jagódkę to tak jest!

-Ok. Nie denerwuj się. W moim przypadku chodzę z Nowakowskim znaczy, że jesteśmy parą...

Czekam na reakcję. 10 sekund-cisza. 20-cisza. Pół minuty-cisza. Zemdlała tam z wrażenia czy jak?

-Diana? Żyjesz ty tam?

-Żyję... Czekaj chwilę, muszę to przetrawić.

Minutę później:

-Dobra już. Ale kiedy wy ten... No wiesz...

-Kiedy zostaliśmy parą?

-Noo... Nie do końca o to mi chodziło...-a to zboczeniec!!

-Domyślam się... Ale my nie "ten". A zaczęliśmy ze sobą chodzić wczoraj.

-Ale przecież wczoraj byłaś z nami w klubie i jeszcze nie byliście razem...

-Diana. Kochanie.-weszłam w ton "matka z dzieckiem na ręku". -Wczoraj to ty byłaś zalana w trupa delikatnie mówiąc, więc nie pamiętasz, że w którymś momencie wyszłam. No i Piotrek mnie zaprosił do siebie i taadaam. Jesteśmy parą.

-A fajną ma chałupę?

-Kobieto!!! Ta chata kosztowała tyle co mój i twój blok razem. Dobra Diana. Chyba muszę kończyć, bo się z Piotrusiem umówiłam i muszę się przygotować.

-Dobra. A ja idę spać, bo mnie głowa nap... Boli mnie w sensie... Pa

-Pa.

No i się rozłączyłam. I co zrobiłam. Zaczęłam przekopywać zawartość mojej szafy. Po 15 minutach pokój wyglądał jak przed przyjazdem Perfekcyjnej Pani Domu. Szafa się ugina pod ciężarem ciuchów, a jak przyjdzie co do czego to nie ma co ubrać. Trzeba iść na zakupy! Zaglądnęłam do portfela. 30zł. No z tym to ja w sklepie nie mam czego szukać. Chyba, że w szmateksie. Dobra. Trzeba coś znaleźć w tym co jest. Przekopałam wszystko jeszcze raz. Wyłowiłam czarne rurki. Jakaś podstawa jest. I nagle... Rzuciła mi się w oczy czerwona koszulowa bluzka. Nie miałam jej na sobie chyba ze 2 lata. Teraz pytanie: czy ona się dopnie? Ha!! Dopięła się!! Jednak trzymanie diety się opłaciło. Ubrałam się do końca, umalowałam, zrobiłam jako taką fryzurę i zobaczyłam, że jest już 16. Jak ten czas leci! Miałam się spotkać z Piotrkiem o 17 pod blokiem. Czyli mam godzinę. Co mam robić? Siadłam na kanapie (w normalnej pozycji) z pilotem w ręce. Trafiłam na jakiś kanał sportowy i akurat leciała powtórka jakiegoś mecz Resovii. Co prawda nie wiedziałam o co chodzi (patrzyłam tylko kto się zbiega do kółeczka i jak się cyferki zmieniają na tablicy wyników), ale coś mi mówiło, że Piotrek jest straaaaaasznie dobry. I jak on wysoko skacze!!! Ja tak nie umiem niestety... Za chwile usłyszałam telefon. Piotrek dzwoni.

-Cześć kochanie co tam?

-No czekam na ciebie przed blokiem i nie wiem czy to twój.

-Ale miałeś być o 5...

-Jest pięć po...

-O matko! Przepraszam ale oglądałam powtórkę waszego meczu i straciłam rachubę czasu. Zaraz będę.

Nawet nie czekałam aż mi odpowie. Rozłączyłam się wyłączyłam telewizor, złapałam torebkę i wyszłam, a raczej wybiegłam z mieszkania. 20 sekund później całowałam się z Piotrkiem na powitanie.
Zadanie domowe
Fajrancik! Mam faceta! Nie mam czasu na głupoty...;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta....:D
Nie wiemy jak wy, ale my już żyjemy świętami. A dokładniej odliczamy dni do wolnego :)  Szkoda tylko, że przyszły tydzień zapowiada się niesamowicie ciężko. Praktycznie co dzień mamy jakiś sprawdzian itp.  Ale, przeżyjemy!  Skoro Diana przeżyła kaca, my też damy radę :D
Pozdrowionka  :)

piątek, 7 grudnia 2012

LEKCJA 7 : ĆWICZENIA PRAKTYCZNE - OFICJALNA WYPOWIEDŹ


Szliśmy i szliśmy i szliśmy i szliśmy. No dobra. Może trochę przesadziłam, bo aż tak daleko nie było, ale 15 minut to dla mnie i tak za dużo. Nie miałam pojęcia gdzie on mnie ciągnie! I "ciągnie" to bardzo dobre słowo. Trzymał mnie za rękę(!!) i gnał na tych swoich szczudłach. A zawsze mi mówili, że to ja szybko chodzę!! Najwyraźniej nigdy nie próbowali spaceru z siatkarzem.
-Piotrek. Powiesz mi w końcu gdzie my idziemy?!
-Spokojnie. Już niedaleko. Za 5 minut będziemy na miejscu.
Teraz to zaczynam być już naprawdę wkurzona. Najpierw znika gdzieś nie wiadomo gdzie, a teraz mnie gdzieś porywa? To przechodzi wszelkie granice!!! Najchętniej to bym się mu wyrwała i poszła do domu. Co mnie przy nim w ogóle trzyma? A tak. Zapomniałam. Trzyma mnie ręka ponad 2metrowego chłopaka.
-Jesteśmy!
-Nareszcie! Ale tak w ogóle to gdzie jesteśmy?-staliśmy pod jakimś domem. Swoją drogą całkiem ładny był. Taki trochę a'la dziewczęce marzenia o domku z ogródkiem. Jeszcze tylko gromadki dzieci brakowało.
-U mnie.-Wyszczerzył się. Chyba był z siebie dumny. Ale co ja tu robię?
-Super. A po co mnie tu przyprowadziłeś?
1:0 dla mnie. Nie wiedział co powiedzieć.
-Yyy... Noo... Tak chciałem żebyś zobaczyła jak mieszkam i w ogóle.
-A. No to może wejdziemy do środka, bo tak mi trochę zimno.
-Jasne. Wchodź.
Odkluczył drzwi i weszliśmy. Jezu! Ale chata! Z zewnątrz taka niepozorna a w środku... Cud miód i orzeszki. Widać było, że urządzenie tego cuda tanie nie było, ale wszystko idealnie do siebie pasowało. To ja chyba Piotrka do siebie nie zaproszę. Moje mieszkanko przy tym to jakaś stodoła. A poza tym u mnie panował wszechobecny bałagan a tu aż błyszczy.
-Sam tu sprzątasz?
-No. Może to dziwne ale mnie to odstresowuje.
-Myślałam, że siatkówka ci zajmuje całe życie.
-Wbrew pozorom sport nie zajmuje mi całego życia. I wcale nie pierze mózgu z wszystkiego wartościowego, jak sądzą niektórzy.
No i 1:1. Do mnie pił czy nie do mnie? Oto jest pytanie.
-Ja tak nie sądzę.-małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
-Nie wątpię. A teraz gwóźdź programu.
Otworzył duże drzwi i... Zobaczyłam salon. Ale w salonie najfajniejszy był stół. A na stole wino. I kieliszki. I świece. Nie bał się, że mu się chałupa spali?
-A to co?
-Tak sobie pomyślałem, że może przy winie będzie się nam fajnie gadało.
-A o czym?
-Tak ogólnie. Napijemy się?
-Chcesz mnie upić?
-No co ty! Ja nie z tych...
-To dawaj to wino.
Usiadłam sobie na kanapie i patrzyłam jak się męczy z korkiem. Już miałam iść mu pomóc, ale zanim się podniosłam, poradził sobie. Nalał czerwony płyn do dwóch kieliszków, przyszedł do mnie, podał mi kieliszek i siadł koło mnie.
-No to co chcesz wiedzieć?
-Podobam ci się?
Aż się zakrztusiłam. Nowakowski pyta się czy mi się podoba!? No pewnie, że tak! Ale co? Mam mu to teraz powiedzieć? Na pierwszej „randce”? Trzeba jakoś wybrnąć. W końcu jestem mistrzynią improwizacji czyż nie?

-A jest jakaś dziewczyna w Polsce, której się nie podobasz?


-Czy podobam się wszystkim kobietom? Ciekawe pytanie....-gra na czas bestia-Czy wszystkim to nie wiem, ale babci na pewno- usmiechnąl się jak jeden z moich uczniów gdy pochwaliłam go za poprawną odpowiedź na pytanie gdzie rozgrywa się akcja Antygony. W tym miejscu od razu wyjaśnię wielką radość owego ucznia. Otóż jego poprzednik odpowiedział że w Tybecie. Tak, facepalm jest jak najbardziej na miejscu,nie krępujcie się. Ale wracamy do życia poza szkolnego. Upiłam łyk. Jeden. Drugi.
-Dobre wino....Gdzie kupiłeś?
Gadam jak idiotka, wiem.
W pierwszej chwili myślałam, że on myśli tak samo, bo odstawił swój kieliszek na stół i wstał. Poprawił koszulkę (?) i usiadł jeszcze bliżej mnie, chwycił moje ręce w swoje. Przełknęłam ślinę. Się paru filmów obejrzało. Kto wie co on wymyśli. Biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień....
-W Biedronce.
Popatrzyłam na niego jak na głupka. Nie wytrzymaliśmy. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Kurcze, zabawny jest J Gdy już się w miarę uspokoiliśmy popatrzyliśmy na siebie i momentalnie spoważnieliśmy. Dawaj Jaga!
-Podobasz mi się. Nawet bardzo.-powiedziałam to śmiertelnie poważnie,patrząc mu w oczy.
-I właśnie to chciałem usłyszeć. Bo tak się składa, że odkad przyszłaś z dzieciarnią na trening, nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś świetną dziewczyną, a moim marzeniem jest, to abyś się stała moją dziewczyną.-mówił to, ostatnie 2 słowa dobitnie podkreślił, a ja na niego patrzyłam. Jak w obrazek. Śmieszny był taki skupiony. A jak coś jest śmieszne to się śmieję. Ot, takie zboczenie.
-Przesadziłem?- on posmutniał czy mi się tylko wydaje?
-Ja na pewno. Z alkoholem. Ale ty nie. Możemy być parą choćby i od jutra.
Chyba tylko samo koło było bardziej skołowane niż Nowakowski.
-Żaaartowałam. Jesteś super facetem i myślę, że możemy spróbować.

Uśmiechnął się. O taaak szeroko. I przytulił mnie. I pocałował. Nie pamiętam już. Dałam się ponieść chwili. Chwili, którą zapewne będę pamiętać bardzo długo.

Zadanie domowe:
1)iść po wino do Biedronki
2)więcej zadań nie ma, bo z racji punktu pierwszego, ich rozwiązanie  byłoby prawdopodobnie niewykonalne 

---------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, dwutygodniową przerwę. Ostatni czas był bardzo dla nas ciężki i obfity w róże formy sprawdzania wiedzy ucznia ;)  Dzisiaj rozdział nie najdłuższy, ale chyba bardzo wnoszący i konkretny ;)
Prosimy też o cierpliwość autorki blogów, które czytamy. Obiecujemy,że nadrobimy wszystkie zaległości, których niestety trochę się nazbierało. W ciągu tygodnia trudno znaleźć chwilę na przeczytanie, nad czym bardzo ubolewamy. :(