piątek, 8 marca 2013

LEKCJA 17: WYCHODZENIE Z OPRESJI- DYSKUSJA W OPARCIU O TEKST.

-Kochasz?- zapytał jakby chciał się upewnić. Stał oparty o framugę kuchennych drzwi, z założonymi na piersi rękami. I patrzył na mnie. Tylko to był wzrok inny niż zwykle. Był bardzo poważny. Szczerze powiedziawszy bałam się , że zaraz wybuchnie i zacznie mi wytykać błąd, jakim było niezmienienie numeru.
-Kocham.
-To dobrze, bo gdybym był w tobie zakochany bez wzajemności, to...- mówiąc to szedł w moją stronę. Opierałam się o kuchenny blat, a w dłoniach trzymałam kubek gorącej kawy. Piotrek podszedł do mnie, wyjął mi ów kubek z rąk i również oparł się o blat, ale tak, że stał przodem do mnie. Chyba po raz pierwszy jego wzrok tak mnie onieśmielał. Jednak zebrałam  w sobie na tyle odwagi, aby spojrzeć w jego oczy
-Nie kończ. Nie ma takiej potrzeby.-on tylko uśmiechnął się na moje słowa i odgarnął moje jeszcze odrobinę mokre włosy. Ta chwila była dziwna. Piotrek był inny niż zwykle, jednak to była pozytywna zmiana. Cały czas był bardzo blisko mojej twarzy, jednak nic nie robił. Sprawdzał mnie. Wiedziałam to i starałam się  nie dać mu tej satysfakcji. Jednak kiedy poczułam jego ciepły oddech  oddech  na szyi, nie wytrzymałam.
-Pocałuj mnie w końcu.
Spełnił moją prośbę, a wręcz żądanie natychmiast. Nawet nie tracił czasu na jakieś triumfalne uśmiechy. Jednak ten pocałunek był bardzo krótki. Piotrek chwycił mnie za rękę i zaprowadził do mojej sypialni. No tak, przecież co się robi w kuchni? Gotuje. Jasna sprawa.
Na moim łóżku leżało pełno książek,i kartek. Zapewne jakieś sprawdziany. Piotrek nie przejmował się nimi i zrzucił je wszystkie na podłogę.
-Bez nich będzie nam wygodniej.-uśmiechnął się po czym mnie do siebie przytulił i pocałował w czoło. A potem w usta. I ten pocałunek był dłuższy. Na tyle długi, że Piotrek zdążył ze mnie zedrzeć koszulkę, a ja jego bluzę. Wiedziałam co się za chwilę stanie. Chciałam tego od dawna. I ani na sekundę w mojej głowie nie pojawiła się myśl aby zaprotestować. Wręcz przeciwnie. Teraz to ja byłam na górze i pozbywałam się zarówno swoich ubrań jak i reszty Piotrka.

-Od dawna tego chciałem
-Więc co cię powstrzymywało?
-Podobno to co jest bardziej wyczekane lepiej smakuje.
-Więc się przekonajmy czy to prawda.-patrzyłam na niego, nie wiem, wyzywająco? W każdym bądź razie Nowakowski zareagował. Nawet nie wiem kiedy zdążył położyć się na mnie. Byłam oszołomiona, zdecydowanie. Całowal mnie wszędzie. Ja nie pozostawałam dłużna. To było niesamowite uczucie. Ale przyjemność dopiero miała nadejść. Kiedy w końcu poczułam Piotrka w sobie, miałam ochotę zacząć krzyczeć. I pewnie bym to zrobiła, gdyby nie usta Piotrka na moich. Całował mnie cały czas, robiąc jedynie przerwy na głębsze oddechy. Było mi tak dobrze. Nowakowski będąc nade mną oparł swoje czoło o moje. Patrzyliśmy prosto w swoje oczy. Zamknęłam je tylko wtedy, gdy poczułam, że osiągam szczyt przyjemności.
*
Tej nocy nie wyszłam już poza próg sypialni. Ilość wrażeń z wczorajszego dnia odbiła się głębokim snem w ramionach Piotrka. Ale niestety dzisiaj jest poniedziałek. I jakby nie spojrzeć trzeba iść do szkoły. Nie powiem, żeby to była jakaś ekstra wiadomość, jednak cieszę się, że minęły te czasy, w których do szkoły wstawałam jako nie oszukujmy się, nieprzygotowana uczennica. Na szczęście pracę zaczynam dopiero od drugiej lekcji. Jest siódma, więc mam całe dwie godziny  na ogarnięcie się. Może wystarczy...


Gdy skończyłam myśleć o sobie, zorientowałam się, że Piotrka nie ma obok mnie. Zdziwiłam się. Może jest w łazience, albo robi mi śniadanko do łóżka? Nie pogardziłabym. Chcąc sprawdzić swoje przypuszczenia podążyłam w kierunku kuchni. Ale zastałam tylko bałagan. Piotrka nie zauważyłam. Jednak w oczy rzuciła mi się gęsto zapisana biała kartka, leżąca na podłodze. " Jestem na treningu. Tak, zamiast leżeć teraz z Tobą w cieplutkim łóżku odbijam piłkę  z kilkunastoma facetami. Wybacz. Gdy tylko będę wolny przyjdę do Ciebie i wszystko Ci wynagrodzę.  Mam nadzieję, że się wyspałaś. W przeciwnym razie dzieci nie będą miały z Ciebie pożytku na lekcji. Przewidziałem, że możesz nie mieć czasu na zrobienie sobie śniadania, dlatego w lodówce masz talerz pysznych kanapek, które mają być zjedzone, bo jesteś strasznie chuda, co oficjalnie stwierdzam po tej dzisiejszej nocy. ... . Rozmarzyłem się...  Niestety nie mogę kontynuować, gdyż jestem spóźniony. Do zobaczenia!"
Spieszył się. To dlatego kartka leżała na podłodze, buty w korytarzu są porozwalane a pismo jest gorsze od tego spotykanego na receptach. Ale i tak jest słodki. I te kanapki... Dzięki niemu mogę doliczyć sobie jakieś 10 minut dla siebie. 
Próbowałam zebrać wszystkie materiały, sprawdziany i omówienia lekcji, które były mi na dziś potrzebne, ale cholera jasna Piotrkowi zachciało się bawić w napaleńca no i mi te wszystkie kartki wymieszał! Chwilę potrwało zanim doszłam z tym do ładu. I gdy byłam już  prawie gotowa do wyjścia poczułam, że o czymś zapomniałam. No tak, o rozmowie z moją przyjaciółką. Zdałam sobie sprawę, że nie kontaktowałyśmy się od soboty. Czyli cały weekend.  A co gorsza, ona ciągle nie odpisała no mojego pamiętnego -gwiazdorskiego- smsa. Na prawdę zaczęłam się bać. Dlatego wiele nie myśląc szybko odszukałam jej numer w Kontaktach, by po chwili usłyszeć jej zaspany głos.
-Ciebie Pan Bóg opuścił?! Najpierw nie dzwonisz przez 2 dni, a teraz w środku nocy zachciało ci się gadać.?- uwagę o środku nocy przemilczałam. Natomiast bardzo zastanowiły mnie jej słowa. Chociaż wiedziałam, że nie jest na mnie zła, to i tak ma rację. Przecież miałyśmy się spotkać, a ja kolejny raz ją wystawiłam. Tak dłużej być nie może!
-Ale nie denerwuj się słoneczko. Właśnie w tej sprawie dzwonię. Otóż dzisiaj organizuję babski wieczór. Czuj się zaproszona.
-Dzięki, chętnie bym wpadła. Ale mam już plany na dzisiejszy wieczór...
-O, szkoda. A mogę wiedzieć co planujesz? - skoro nie będziemy się dziś widzieć, zdecydowałam, że podpytam ją telefonicznie.
-No jak to co? Randkę.- ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną dumą
-Znam go?
-Jeszcze nie.
-Oj nie męcz mnie. Mów kto to!
-Robert Kondracki. Mówi ci to coś? Nie? No właśnie. Lepiej będzie gdy poznasz osobiście.
-A kiedy mogę poznać?
-Wiesz co, może jeżeli nie będzie ci to przeszkadzało to zrezygnujemy z babskiego wieczoru na damsko-męski. Co ty na to? Wpadłabym z Robertem.
-Świetnie! Zaproszę też Piotrka i posiedzimy sobie we czwórkę.
-A no właśnie. Skoro jesteśmy przy Piotrku i sprawach damsko-męskich jednocześnie, to może zadziało się u was coś w tej kwestii?
-A i owszem. Działo się przez pół nocy.
-No w końcu. Myślałam, że będziecie czekać do ślubu. Ale wnioskuję, że się opłacało, prawda?
-Praawda... I kolejny raz muszę potwierdzić słuszność przysłowia " Cicha woda, brzegi rwie"
-Ohoho, to musiał szaleć! Ej, a Ty nie w pracy?- zdziwiłam się jej gwałtowną zmianą tematu. Zdziwienie jednak minęlo gdy spojrzałam na zegarek. 8:50. Za dziesięć minut powinnam sprawdzać obecność w 6a. Akurat!
-No właśnie. Musimy kończyć. Praktycznie jestem spóźniona. Osiemnasta może być?
-Myślę, że tak. Zdzwonimy się po lekcjach.Pa!
Słuchając jej ostatnich słów wbiegałam do windy, której jak na złość, dotrzeć na parter spieszno nie było.
Gdy dotarłam już do szkoły miałam tylko 5 minut spóźnienia. Całkiem nieźle. Koleżankom w pokoju zmyśliłam, że korki. Na szczęście o nic więcej nie pytały, więc wzięłam dziennik i pognałam do klasy. Otwieram drzwi i widzę 20 dziecięcych oczek zwróconych na mnie. Normalka. No prawie. Bo wcześniej wspomniane hotki zerkały na mnie i coś do siebie szeptały. Czyżby weekendowy przegląd internetu przyniósł jakieś ciekawe newsy (czyt. mnie i Piotrka)? Trzeba wypytać co wiedzą. W tym też celu po sprawdzeniu obecności przybrałam profesorski ton.
-Dziewczyny macie coś do powiedzenia? Jeśli tak to głośno proszę.
-Niee. Nic. Właściwie to nic.
Taa. Jasne. W sumie to może lepiej. Kto wie jak one to zinterpretowały? Jeszcze by mnie oskarżyły przed klasą o molestowanie siatkarza. Będę cwańsza. Poczekam do końca lekcji. No i tak przerobiłam jakże ciekawy temat "Części zdania wprowadzenie." Tak wiem fascynujące. Już miałam zaczynać omawianie okolicznika gdy zadzwonił dzwonek. Czas przeprowadzić wywiad.
-Ania, Ola, Klaudia. Zostańcie na chwilę. O co chodziło z tymi szeptami?
Chwila ciszy. Myślą co by tu mądrego powiedzieć.
-Bo wie pani. Znalazłyśmy w internecie takie zdjęcie, gdzie jest pani z Nowakowskim i się zastanawiałyśmy czy to prawda.
No proszę. Jaka szczerość. Nie spodziewałam się.
-Taak. Też je widziałam.
-I?
-No co i? Złożonych zdań proszę używać. -polonistą się jest w każdej sytuacji nie?
-No czy to jest prawda?
-A jak myślicie?
-Hmm... W sumie to pani jest całkiem ładna i może to być prawda. Ale z drugiej strony jakim cudem taki sławny siatkarz ze zwykłą nauczycielką...
No jakie bezczelne!! Że niby ja zwykła?
-Widzicie dziewczyny cuda czasami się zdarzają.
I wyszłam z klasy. Pięknie to rozegrałam. Niby nic nie potwierdziłam ale też nie zaprzeczyłam. Odpowiedź godna prawdziwego humanisty.
*
Wróciłam do mieszkania i kogo zobaczyłam? To nie jest trudne. No oczywiście, że Pita. Skąd miał klucze? Jego słodka tajemnica.
-Cześć Jagódko. Obiecałem, że będę po treningu i jestem.
-Kocham cię.
-No proszę. Jakie piękne "dzień dobry". Głodna?
-Tak! Zrobiłeś obiad?
-Aż tak idealny nie jestem. Pizza się podgrzewa w piekarniku. Jakie plany na wieczór?
-Dobrze, że mi przypomniałeś. Zaprosiłam Dianę z jej nowym chłopakiem.
-Czyli z romantycznej kolacji nici?
-A taki miałeś plan?
-Noo...
A mogło być tak pięknie. Trudno. Przyjaciółka ważniejsza. Chociaż....
-Właściwie, to jutro też jest dzień. A właściwie wieczór, a potem noc...-powoli zamieniam się w niewyżytą seksualnie bestię. Wina Piotrka.-Dobra. Koniec marzeń. Jak zjesz to biegiem do sklepu i kup coś do jedzenia na wieczór. I dawaj tą pizze, bo jestem strasznie głodna!
***********************************************************************
Cześć! Piotr zaprezentował swoje nowe oblicze, ale chyba i tak nie wiele się zmieniło, i nadal jest idealny? ;)) Ale obiecujemy, w następnym rozdziale zacznie się dziać i nie będzie tak nudno :D

piątek, 1 marca 2013

LEKCJA 16: PAMIĘTNIK ORAZ INNE FORMY UWIECZNIANIA NASZYCH WSPOMNIEŃ.

Oparłam się o maskę samochodu Piotrka, a właściwie na niej usiadłam usiłując ściągnąć rolki z nóg. Nowakowski tym czasem szukał czegoś w bagażniku. Nie wnikałam. W końcu uporałam się z tymi kopytami, i dopiero gdy założyłam swoje własne obuwie zobaczyłam w jakie piękne miejsce mnie zabrał. Zawsze miałam słabość do tego typu wycieczek. Urzekały mnie te żyjące własnym życiem łaki, słońce, która wzbija się nad horyzontem i samochód przejeżdżający tutaj od czasu do czasu. Wiecie, wbrew pozorom mam wrażliwą duszę. A przynajmniej czasami się ona ujawnia.
-Gdzie my właściwie jesteśmy?- zapytałam Piotrka, który właśnie zamykał auto, trzymając w ręce kosz z przewieszonym na nim kocem.
-Chodź.- machnął ręką i zaczął przedzierać się przez sięgający do kolan gąszcz. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim. Przecież nie zostanę sama w jakimś pustkowiu. Maszerując za nim starałam się omijać co bardziej groźnie wyglądające rośliny. Bo biologiem ani innym znawcą flory nie jestem. Nowakowski takich obaw nie miał i szedł przede mną jakieś 5 metrów. Zanim doszłam do niego on zdążył już rozłożyć koc, usiąść na nim i wyjąć smakowicie wyglądające przysmaki z koszyka.
- Odpowiesz na moje pytanie?
-Jakie pytanie?
-Co to za miejscowość?
-Mała. Ale bardzo urokliwa.- Nowakowski patrzył na mnie z lekko przymrużonymi oczami, chroniąc je przed ostrym słońcem.
-Tyle to ja też wiem. Ale skoro nie chcesz powiedzieć, to nie mów. Kiedyś sama się dowiem. -odpowiedziałam obojętnie, jednocześnie kładąc się na wygodnym kocu.
-Piękną mamy dziś pogodę, prawda?
-Piotrek, proszę cię. Nie jesteśmy sąsiadami rozmawiającymi o niczym. Ale ok, nie będę się czepiać. I przyznam ci rację, aura w sam raz na takie wypady.
-Ja to kurczę, jednak jestem genialny, nie?
-No jesteś, jesteś. A co tam masz?- wskazałam ręką na wiklinowy kosz.
-Kosz.
-Na śmieci?- Skoro on się chce tak bawić, to ja nie będę pozostawać mu dłużna.
-Niee... Mam jedzonko. Skusisz się?
-A tak konkretniej co masz?
-Kupione na szybko ciasto, ale starsza pani z cukierni mówiła, cytuję: Że gdyby była odważniejsza, i nie bała się tak szefa, sama by wszystko zjadła. Także, teoretycznie powinno być dobre. Spróbujesz?
-Pewnie, a masz może coś do picia? Najlepiej termos gorącej herbaty.- Owszem, pogoda była piękna, słońce świeciło jak w lipcu, ale temperatura, niestety dalej była listopadowa. A tak swoją drogą to my idioci jesteśmy. Kto w listopadzie robi pikniki?! Ale nieważne...
-Mówisz-masz. Po czym zaczął nalewać mi parującego jeszcze napoju. Wypiłam go ochoczo, zresztą tak samo zjadłam dość duży kawałek ciasta. Piotrek mniej więcej robił to samo. Nic do siebie nie mówiliśmy, ale cisza przerywana przez jakieś desperackie ptaki w ogóle nie była krępująca.
- Wiesz co Nowakowski,muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam poważnie...
-Mam się bać?
-Nie. Ale chcę, żebyś przestał się nie wiem, łudzić czy robić sobie nadzieję.- ehh...gdybyście widziały to przerażenie w jego oczach..
-W takim razie słucham.- widziałam jak starał się, aby te słowa wyszły z jego ust naturalnie, ale troszeczkę mu nie wyszło.
-Nie nadajesz się na nauczyciela. W połowie sprawdzonych przez ciebie wypracowań były błędy.
Najpierw popatrzył na mnie niedowierzając, a potem choć jak mówiłam jego oczy były przymrużone, i tak dało się  w nich zobaczyć złość. A usta wykrzywiły się w niewinny uśmieszek.
-To ja myślałem, że ty mnie chcesz zostawić tutaj, samego, wśród tych traw, z dala od miasta, a ty..ty.... No wiesz?!
-No wiem.
-Jesteś... jesteś...- próbował pewnie znaleźć jakieś słowa, które prawdopodobnie miałyby mnie urazić.
-Coś ci słów zabrakło, kochanie.- uśmiechnęłam się do niego, czochrając jego i tak zmierzwione już włosy
Nic nie mówił, tylko patrzył na mnie i się uśmiechnął.
-A skoro już przy sprawach zawodowych jesteśmy, to powiedz mi dlaczego nie zostałaś modelką?
-Słucham?!- odwróciłam się gwałtownie od wygrzewającego moją twarz słońca w stronę Piotra.
-No nie udawaj, kochanie. Wszystko wiem.
Moje usta wyglądały chyba  tej chwili jak jedna wąską kreseczka.
-Widziałeś film?- zapytałam, a w duszy modliłam się aby zaprzeczył.
-Owszem. - na jego twarz wpłynął uśmiech. Chytry. Cwaniacki. Zawadiacki.
-Tata?
-Owszem.- odpowiedział, nie wytrzymując i wybuchając śmiechem.
-O Boże...- schowałam twarz w dłoniach
-Kompletnie nie rozumiem, dlaczego się tak go wstydzisz. Jest przesłodki.
-Taa...niczym cytryna.
Mój ojciec zawsze "straszył mnie", że jeśli przyprowadzę do domu jakiegoś faceta, będzie on musiał zapoznać się z filmem. Tym filmem. Ty filmem, na którym Jagoda- 7 letnia dziewczynka spaceruje w dużo za dużych szpilkach mamy, szmince, kończącej się pod nosem, i różowej błyszczącej kiecce od cioci Stasi ze Stanów po stworzonym z poduszek wybiegu, uśmiechając się sztucznie do taty, który starą kamerą uwiecznia ten moment. Ale to jeszcze nic. Najlepsza jest relacja z after-party, jak to nazwała Diana, bo ona jako jedyna widziała to nagranie. Otóż, jak to opowiadali mi rodzice, zaraz po moim występie wpadli do nas goście. A tata, w imię stworzenia rodzinnej pamiątki na lata, ponownie chwycił za sprzęt.
"Jagódko, powiedz wszystkim kim będziesz jak będziesz duża?
Będę modelką!
I co będziesz robić?
Będę pozować i chodzić po wybiegu.
A ile będziesz zarabiać?
O tyle...  w tym momencie rękami zakreśliłam ogromne koło
I co zrobisz z tymi pieniędzmi?
Kupię sobie chłopaka.
A jakiego?
Przystojnego.
A po ci jakiś chłopak? Przecież nie będziesz mieć czasu dla niego.
To mu wynajmę opiekunke
."
W tym momencie, dzięki Bogu, skończyła się taśma. Większej kompromitacji nie zniosłabym. Na chwilę  zapomniałam o Piotrku, wspominając ten dzień.... Z zamyślenia wyrwało mnie głośne, pochodzące od Nowakowskiego:
-Usmiech!- czekał  z aparatem fotograficznym w ręce, aż wykonam jego polecenie, ale w obecnej sytuacji nigdy by się go nie doczekał, więc zaczął robic zdjęcia bez mojej zgody.
-Piotrek, do cholery co ty robisz? - próbowałam odwrócić głowę od obiektywu, ale to go nie zniechęcało. Po chwili przestał bawić się w fotografa.
Patrzyłam na niego wyczekująco, aż raczy odpowiedzieć na moje pytanie, ale nie spieszył się zbytnio.Był pochłonięty przeglądaniem zdjęć.
-Co to było?- zapytałam ponownie
-No jak to co? Zrobiłem kilka, swoją drogą, zajebistych fotek, które teraz przekaże jakiejś agencji modelek.
-Po co?- zapytałam przełykając ślinę, bo na prawdę, nie mogę określić czy Piotrek jeszcze żartuje czy już nie.
-Jeszcze pytasz? Przecież musisz na mnie zarobić. :*

-Ani mi się waż to gdziekolwiek wysyłać jasne?!
-A dlaczeeeego?
-Bo się na ciebie obrażę raz na zawsze i nigdy więcej się nie odezwę.-Tak. Wiem, że to jest argument rodem z przedszkola ale byłam zdesperowana. Nienawidzę jak ktoś robi mi zdjęcia, a tym bardziej jeżeli mnie tymi zdjęciami szantażuje. Wystarczy, że te kilkanaście lat temu tatuś mnie skompromitował na resztę życia.
-A jak tego nie wyślę to dostanę jakąś może nagrodę?
-Pff. Zapomnij. Ty mi robisz zdjęcia wbrew mojej woli, a ja ci mam jeszcze nagrodę za to dawać?
-Oj nie za zdjęcia tylko za to, że ich nie wykorzystam w żaden sposób. A jak chcesz to nie musisz tego nazywać nagrodą tylko powiedzmy kaucją...
-Powtórzę się. Zapomnij!!
-A wiesz, że jesteś strasznie seksowna jak się złościsz?
Teraz mnie próbuje brać na komplementy. Myśli, że zmięknę. A niedoczekanie jego!!
-Tak, wiem. Diana mi to często mówi. Ale ty nie zmieniaj tematu. Oddaj mi ten aparat.
-Po co?
-Tak sobie pooglądam i może coś poprawię.
Na przykład usunę. Tego już na głos nie powiedziałam. Ale się oczywiście przeliczyłam bo przecież Piotrek głupi nie jest.
-O nie. Ja ci dam a ty usuniesz. Nie ma głupich.
-No Piooootreek.-przeszłam na opcję błagania.-Ja cię proszę nie wykorzystuj tych zdjęć.
-No może ostatecznie się zgodzę. Ale liczę na jakiś dowód wdzięczności. Na przykład w postaci pysznej kolacji...-jego mina mówiła wszystko...
-Od początku się ze mnie nabijałeś! Ty... Ty...-Brakło mi słów, żeby go jakoś kulturalnie obrazić. A poza tym i tak bym nie zdążyła czegokolwiek powiedzieć, bo Piotrek zatkał mi usta gorącym pocałunkiem. Właściwie to się do mnie przyssał jak odkurzacz. Na początku chciałam go odepchnąć. Ale po 3 sekundach zapomniałam, że byłam na niego zła i odwzajemniłam pocałunek. I pewnie całowalibyśmy się tak jeszcze długo, ale... zaczął padać deszcz. Matka Natura najwyraźniej nie chce żebyśmy się całowali, bo jeszcze minutę wcześniej świeciło piękne słońce. Nie pozostało nam nic innego jak zabrać kocyk, wsiąść do samochodu i odjechać...
     ***
Weszłam do mieszkania na miękkich nogach. I to nie, jak zwykle bywa, po miłosnych uniesieniach, ale po tych cholernych rolkach. Jeżeli mnie teraz tak nogi bolą, to co będzie jutro? Aż się boję pomyśleć...
-Piotrek. Czy ciebie po każdym meczu tak nogi bolą jak mnie teraz?
-Nie... Po meczu fizjoterapeuci czynią cuda. A to, że ty nie masz kondycji to już inna sprawa.
Zero współczucia dla cierpiącego człowieka. Gdybym miała siłę podnieść nogę to bym go kopnęła. A poza tym to przecież na kochanego faceta się ręki (nogi) nie podnosi.
-Zjesz coś?-postanowiłam nie wchodzić na temat mojej kondycji. Po co się kompromitować?
-Co ty. Zjedliśmy całe ciasto. Ale kawą nie pogardzę.
Wstawiłam więc wodę i wsypałam proszek do kubków. W tym momencie zapiszczał mój telefon. I tu niespodzianka. Znalazłam go prawie od razu.
-Halo.
-Cześć Jagoda. Tu Wojtek.
Zamurowało mnie. Ale, że jak? Że ten Wojtek? Mój były?
-Yyy... Cześć. Skąd ty masz mój numer?
-Miałem nadzieję, że nie zmieniłaś od czasów naszego rozstania i nie przeliczyłem się.
-Tak. Czego chcesz?
-Spokojnie. Nie zamierzam ci rujnować życia. Chciałem tylko pogratulować nowego faceta.
-Skąd wiesz?
-No wiesz. Internet do Włoch też dochodzi.
-Do Włoch?
-Tak. Mieszkam teraz we Włoszech z żoną i synem.
-Gratuluję.
-Dzięki. Ja też gratuluję. Mam nadzieję, że wam pójdzie lepiej niż nam. Muszę kończyć. Na razie Jagoda. Powodzenia.
-Cześć.
W tym czasie Piotrek wyszedł z łazienki. A ja stałam sobie przy stole z telefonem w ręce i musiałam mieć strasznie głupią minę, bo Piotrek zapytał.
-Kto dzwonił?
-Wojtek.
-TEN Wojtek? Czego chciał?
-Pogratulować mi ciebie. Ale tak naprawdę to ja nie wiem. Bo niby od kiedy dzwoni się to byłych dziewczyn żeby pogratulować nowego chłopaka?
-Nie wiem. Ale skąd on miał twój numer?
-Nie zmieniłam odkąd się rozstaliśmy. Piotrek, a ty co? Zazdrosny jesteś?-Wierzcie albo nie, ale w oczach Pita zobaczyłam zazdrość. Teraz naprawdę poczułam, że jemu na mnie zależy. Bo niby wcześniej mówił kocham cię i tak dalej, ale dopiero teraz mam pewność, że jestem dla niego ważna.
-Tak! Jestem zazdrosny. Jak mam nie być, skoro dzwoni do ciebie twój były?
-Możesz nie być zazdrosny. Bo ja cię zapewniam, że kocham cię najbardziej na świecie...