20 lat później...
Stoję w hali na Podpromiu tuż za bandami reklamowymi. Piotrek, jako
trener rzeszowskiej drużyny, chodzi w tę i z powrotem wzdłuż boiska.
Trudno mu się dziwić. Przecież jego (wróć! nasza) drużyna walczy właśnie
o mistrzostwo Polski z zespołem z Bydgoszczy. Stan rywalizacji do 3
zwycięstw 2-2. Tie break. 15-14 dla Rzeszowa. Mnie też udzielają się
emocje. Przez 20 lat naszego związku stałam się prawdziwym ekspertem.
Mogłabym mecze komentować zamiast Igły. A najlepsze jest to, że miłością
do tego sportu zaraziła się też moja mama. Jest na każdym meczu. to
nic, że ma 70 lat. Chciałabym mieć w jej wieku tyle energii. a poza tym,
że jest najwierniejszym kibicem, to jest też taką "babcią honorową
polskiej siatkówki" jak sama siebie nazywa. Dlaczego? Bo po każdym meczu
przynosi chłopakom swoje wypieki i w ogóle rozpieszcza ich jak
prawdziwa babcia. Ale wracając do meczu to za chwilę padnę na zawał...
Młody atakujący właśnie zepsuł zagrywkę. Wiem, że to się zdarza, że
presja itp. ale w tym momencie mam go ochotę udusić. Ale Piotr zachowuje
zimną krew do końca. Bierze czas i spokojnie mówi chłopakom co mają
zagrać. Jest tak spokojny, że ktoś kto go nie zna może pomyśleć, że mu
nie zależy. Ale ja, mimo pokerowej twarzy, widzę te wielkie nerwy, które
tkwią w moim mężu. A emocje udzielają się też Bydgoszczanom. Nie bronią
lecącej całą wieczność kiwki. Zagrywka po naszej stronie, dobre
przyjęcie i atak, ale obrona młodego Igły funkcjonuje znakomicie.
Raz-dwa-trzy! Koniec!! Jesteśmy MISTRZAMI POLSKI!!! Patrzę z ogromną
dumą jak cala drużyna skacze z radości. Zerkam na komentującego mecz
Krzyśka i widzę, że choć bardzo się stara nie potrafi ukryć radości. W
końcu jego syn dokonał tego samego, co kiedyś on sam. W tym momencie
troszkę żałuję, że żadne z naszych dzieci nie poszło w ślady Piotrka. Bo
Lena lat 20 (owoc pierwszej upojnej nocy) studiuje filologię angielską,
a Wiktor lat 17 zamierza iść na prawo. Cała nadzieja w Miłoszu lat 10.
Chociaż narazie nie wykazuje większego zainteresowania grą w
siatkówkę... Eh... mówi się trudno i cieszy się dalej.
*
Wróciliśmy do domu po długim świętowaniu. W końcu trzeba było
uczcić powrót trofeum do Rzeszowa. Po powrocie do domu od razu rzucił mi
się w oczy stos kartek leżący na stole. No tak. Siatkówka siatkówką,
ale sprawdziany trzeba poprawić. W końcu do emerytury jeszcze daleko.
-Piotruś. Może pomożesz mi z tymi sprawdzianami?
-JA?
-Noo... Nie daj się prosić. Pomóż swojej ukochanej żonie.
-Ale ja nie umiem tego robić. Ostatni raz ci pomogłem 20 lat temu i pamiętasz jak to się skończyło?
-Same błędy...
-No właśnie. Więc sama sobie najlepiej poradzisz.
-Po pierwsze nie zaczyna się zdania od więc, a po drugie to jakim cudem ty pamiętasz to co było 20 lat temu?
-Ja pamiętam każdą godzinę z tych 20 lat.
-Serio?
-Serio serio. Siadaj do sprawdzianów a jak skończysz to jakaś nagroda się znajdzie.
-Na przykład?
-Na przykład... Kolacja ze świeżo upieczonym Mistrzem Polski.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie:) Oddajemy w Wasze ręce ostatni akt naszego opowiadania. Zdajemy sobie sprawę, że zawaliłyśmy... Najpierw kilkumiesięczna przerwa, a teraz... Końcówka nie należała do najlepszych (delikatnie mówiąc). Pewnie oczekiwałyście bardziej spektakularnego zakończenia a tu raczej banał ;) Mimo wszystko mamy nadzieję, że podobało się Wam choć trochę:)
Teraz to co najważniejsze. Jedno wielkie DZIĘKUJEMY!!:) Dla każdej z Was, która była, czytała, a później czekała na reaktywację :) Za każdy komentarz i każde miłe słowo. Jednym słowem za wszystko! :)
I jeszcze jedno. Wielka prośba. Kiedy już przeczytacie (nieważne czy jutro czy za rok:)) napiszcie chociaż kilka słów. Chcemy wiedzieć ile was tu było :)
Jeszcze raz dziękujemy i pozdrawiamy:)